Nie będę oszukiwał, że jestem wielkim fanem spania pod namiotem. Przeszkadza mi w nich kilka cech. Nie lubię męczyć się z ich stawianiem oraz późniejszym składaniem i nie przepadam za spaniem na dmuchanych materacach lub cienkim matach. Zdecydowanie wolę kampery. Mimo to, kiedy otrzymałem propozycję przetestowania nowego namiotu Thule Outset, zastrzygłem uszami z zainteresowaniem. Dlaczego? Bo to wyjątkowy namiot.
Od pewnego czasu popularność zyskują namioty samochodowe. To brakujące ogniwo pomiędzy przyczepami kempingowymi a tradycyjnymi namiotami. Od pierwszych są tańsze i łatwiejsze do transportu, od drugich znacznie wygodniejsze do rozkładania i spania. Poza tym takie namioty nie mają kontaktu z podłożem i po rozstawieniu są bardzo stabilne, ze względu na zintegrowany stelaż. Natomiast do minusów takiego rozwiązania należy konieczność przewożenia ich na dachu. Przez to trudniej się do nich dostać, składać je oraz rozkładać. Poza tym nawet złożony namiot na dachu bardzo powiększa opór powietrza w trakcie jazdy, co wpływa negatywnie na zużycie energii, a tym samym na zasięg pojazdu, którym go wozimy. To ważne zwłaszcza w przypadku samochodów elektrycznych, w których się nie da uzupełnić "paliwa" tak szybko, jak w autach ze spalinowym napędem. Między innymi z tego powodu wielu producentów elektryków ogranicza możliwość obciążania dachu. Innym jest ich wysoka masa własna, która zmniejsza ładowność, a tę z kolei trzeba podzielić pomiędzy pasażerów i bagaż, również na bagażniku dachowym.
Dlatego do tej pory trudno było zrobić z elektryka samochód na biwak, ale szwedzka firma Thule wpadła na ciekawy pomysł. Zaprojektowała samochodowy namiot, który zamiast na dachu przewozi się na haku za autem. Dzięki temu wpływ na aerodynamikę jest ograniczony do minimum. Poza tym taki namiot może być znacznie cięższy, a więc solidniejszy, bo znika ograniczenie w postaci dopuszczalnego obciążenia dachu. No i dużo łatwiej go rozkładać, a potem z niego korzystać, bo nie trzeba wspinać się po drabinie na dach. Przynajmniej tak mi się wydawało, dlatego z zaciekawieniem odebrałem testowy komplet: elektryczne Volvo EC40 i namiot Thule Outset. Te dwa szwedzkie produkty pasują do siebie idealnie, ale tym razem to nie auto, ale jego wyposażenie gra pierwsze skrzypce. Jak mieszkało mi się w takim nietypowym domku?
Mówiąc w skrócie: nie rozczarowałem się. Większość moich podejrzeń się potwierdziła na biwaku zorganizowanym w pięknych okolicznościach jesiennej przyrody. Pierwsze rozłożenie namiotu Thule zajęło mi trochę czasu, ale już za drugim razem poszło o wiele sprawniej. W dodatku nawet nie zajrzałem do instrukcji obsługi. Skorzystałem tylko z instruktażowego wideo dostępnego stronie firmy. Jest opracowane bardzo dobrze. Namiot rozkłada się trochę jak dziecięce wózki (tzw. parasolki), to znaczy, że po zdjęciu pokrowca trzeba rozciągnąć stelaż z kilkoma zawiasami, a materiał naciąga się sam. Przedtem trzeba jednak rozłożyć stalową ramę z nóżkami, na której spoczywa cała konstrukcja. Szczerze mówiąc, to była jedna z dwóch rzeczy, z którymi miałem problem, bo najpierw nie potrafiłem trafić z odpowiednią długością rozsuwanych podłużnic, a potem nie wiedziałem, jak przypiąć do ramy namiot. Uporałem się z tym po kilku minutach. Drugi kłopot czekał mnie dopiero przed powrotem do domu, przy naciąganiu pokrowca na złożoną konstrukcję. Wymagało to sporo wysiłku, ale również dlatego, że brakowało mi wprawy i doświadczenia.
Poza tymi szczegółami konstrukcja namiotu jest bardzo porządna, przemyślana i pełna genialnych w swej prostocie "patentów". Chodzi mi np. o kołeczki do zabezpieczania zwiniętego w rolkę materiału. Przedw wszystkim jednak taki namiot rozkłada się zdecydowanie łatwiej niż większość typowych turystycznych konstrukcji i jest od nich bardziej stabilny. Materac o grubości 7 cm zajmujący całą powierzchnię podłogi okazał się bardzo wygodny, a o zaletach izolacji od podłoża chyba nie muszę nikogo przekonywać. Dzięki temu jest w nim znacznie cieplej, a większość owadów nie jest w stanie się dostać do środka. Cały zestaw waży 70 kg, więc naprawdę dużo, ale dzięki kółkom i przemyślanemu projektowi rozkładanie nie wymaga dużej siły. Po ustawieniu namiotu można go łatwo odłączyć od haka i wybrać się gdzieś samochodem. To kolejna przewaga w porównaniu z namiotem dachowym, który trzeba składać, jeśli chcemy gdziekolwiek pojechać. Jeszcze jednym plusem, o którym początkowo nie pomyślałem, jest to, że dach pozostaje wolny i można na nim np. założyć bagażnik, w którym przewieziemy rowery.
Materiały użyte do wykonania namiotu Thule Outset są bardzo solidne, czego się spodziewałem, znając inne produkty tej firmy. Również projekt jest bardzo praktyczny. W zestawie znalazł się miękki dach, który osłania namiot przed deszczem, a kiedy pogoda jest ładna, można go otworzyć na oścież aż z trzech stron. Z czwartej (od strony mocowania do haka), jest duże okno. Dzięki temu da się siedzieć w środku i nie czuć klaustrofobicznie. Oczywiście to wciąż namiot, który nie izoluje mieszkańców od tego, co się dzieje na zewnątrz tak skutecznie, jak przyczepa kempingowa albo karoseria kampera. Dla jednych to będzie wada, a dla innych zaleta, jeśli tylko lubią kontakt z przyrodą. Na pewno konstrukcja tego typu daje subiektywnie większe poczucie prywatności i bezpieczeństwa, niż namioty turystyczne.
Namiot Thule Outset jest bardzo ciekawą i innowacyjną alternatywą dla innych sposobów biwakowania. Powinien być idealny dla osób, które chcą podróżować samochodem, a nie na piechotę, ale z jakiegoś powodu nie lubią spać w hotelach, ani przyczepie kempingowej. Może być nim chęć przebywania w samotności, na łonie przyrody albo ograniczenia kosztów. Mnie taki namiot idealnie pasuje do wycieczek, których celem jest uprawianie sportów, np. pływania kajakiem, na wake'u albo jazdy rowerem górskim. Wędkarze też powinni być nim zachwyceni.
Namiot Thule Outset. Cena i opinia Moto.pl. To rozwiązanie w połowie drogi
Jeśli chodzi o koszty, to wynalazek Thule plasuje się dokładnie w połowie pomiędzy zwykłymi namiotami a przyczepami kempingowymi i kamperami. Namiot kosztuje dokładnie 18 199 zł, więc od pierwszych jest dziesięciokrotnie droższy, od drugich tańszy o rząd wielkości. Każdy musi sam zdecydować, czy taka cena jest atrakcyjna, czy wręcz przeciwnie. Natomiast po kilkudniowym biwakowaniu mogę z pełną odpowiedzialnością napisać, że to produkt wysokiej jakości i o przemyślanej konstrukcji. Poza tym w porównaniu ze zwykłymi namiotami poszerza zakres temperatur i stref klimatycznych, w których można go używać. Zapewnia komfort cieplny jesienią, a jestem przekonany, że dałoby się w nim nocować nawet w trakcie łagodnej zimy.
A jak sprawdził się samochód, którym go holowałem? Volvo EC40 wypadło w tej roli bardzo dobrze. Nie zauważyłem znaczącego spadku zasięgu w trakcie jazdy, ani różnicy w osiągach, chociaż brałem pod uwagę dodatkowy ciężar na haku i starałem się jeździć płynnie. Największy problem może czekać kierowców w czasie pokonywania progów zwalniających. Trzeba to robić delikatnie, inaczej złożony namiot niepokojąco się buja, chociaż bez żadnych negatywnych konsekwencji. Podsumowując: taki zestaw bardzo mi się podoba. Najchętniej wybrałbym się nim znacznie dalej niż do Bielawy. Na przykład zwiedzać norweskie klify, ale jak mawiał mój dziadek: kiedy się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Dziękuję firmie WaWake za udostępnienie terenu do zdjęć. Pracują w niej bardzo fajni ludzie! Można tam przyjechać z namiotem, przyczepą albo kamperem, mieszkać nad wodą i uprawiać różne sporty.
Samochód z namiotem udostępniła do testu firma Thule Polska wraz z Volvo Auto Polska. Ich przedstawiciele nie mieli wpływu na powyższą treść, ani wglądu w tekst przed publikacją.