Baltimore to obecnie najważniejszy port w USA pod względem transportu samochodów, podzespołów do produkcji pojazdów oraz maszyn budowlanych i rolniczych. Nie dziwi zatem, że po zawaleniu się mostu Francis Scott Key Bridge koncerny motoryzacyjne intensywnie pracują nad planami awaryjnymi i modyfikują trasy żeglugi i lądowe. Wszystko po to, by nie tylko utrzymać ciągłość dostaw nowych pojazdów, ale także uniknąć przestojów w fabrykach z powodu brakujących części do produkcji samochodów. Analitycy wspominają, że analiza potencjalnych zakłóceń wciąż trwa. A logistycy mają nad czym pracować.
Reuters powołuje się na dane Maryland Port Administration, wedle których port w Baltimore jest jednym z kluczowych w USA pod względem transportu samochodów (ponad 3/4 stanowi import). Tylko w 2022 roku przetransportowano ponad 750 tys. aut (amerykański Car nad Driver szacuje ruch na niemal 850 tys. pojazdów w 2023 r.) Co więcej, import samochodów oraz podzespołów do budowy aut to aż 42 proc. całego importu prowadzonego w 2023 r. przez port w Baltimore.
Katastrofa kontenerowca może znacząco wpłynąć na eksport jak i import pojazdów w USA. Wbrew pozorom zmiana tras do innych portów (aż cztery z pięciu największych portów w USA pod względem transportu pojazdów to miejsca na wschodnim wybrzeżu) nie jest tak łatwa i oczywista jak mogłoby się wydawać. Analitycy Forbes alarmują, że nie każdy port jest odpowiednio przygotowany do obsługi tzw. samochodowców, czyli specjalistycznych statków typu Ro-Ro.
Jest zbyt wcześnie, aby określić, jak ten incydent wpłynie na branżę samochodową, ale z pewnością wystąpią zakłócenia. Baltimore to port samochodowy nr 1 w USA i kontaktujemy się z urzędnikami federalnymi, aby pomóc im ocenić skalę tamtejszej działalności motoryzacyjnej" - John Bozzella, Alliance for Automotive Innovation
Który z producentów samochodów najbardziej odczuje skutki katastrofy? Lista firm jest dość długa. Znalazły się na niej m.in. Audi, Bentley, Ford, General Motors, Jaguar Land Rover, Lamborghini, Mazda, Mercedes, Nissan, Subaru, Toyota i Volvo. Nie wszyscy jednak odczują problem równie mocno. O szczęściu w nieszczęściu mogą wspominać logistycy BMW i Volkswagena, którzy korzystają z terminali na wschód od mostu. Te zaś są wciąż dostępne dla ruchu statków.
Potencjalne problemy z dostawami łatwo prognozować w przypadku importu (stanowi aż 75 proc. całego portowego ruchu w przypadku przemysłu motoryzacyjnego). Największy udział w łańcuchu dostaw w porcie Baltimore mają takie kraje jak Niemcy (24 proc.), Japonia (18 proc.), Meksyk (18 proc.) i Wielka Brytania (10 proc.). Udziały poniżej 10 proc. dotyczą takich państw jak Słowacja (6,8 proc.), Włochy (6,6 proc.) i Szwecja (4,6 proc.).
Ford potwierdził, że katastrofa wpłynęła na dotychczasowy łańcuch dostaw. To oznacza, że firma została zmuszona do przekierowania transportów z częściami samochodowymi do innych portów. Obecnie trwają prace nad alternatywnymi metodami zaopatrzenia, co wiąże się z wydłużeniem istniejących tras. Jak to wpłynie na produkcję samochodów? To dobre pytanie.
Do zmiany tras został także zmuszony koncern Stellantis. Firma obecnie wdraża plany awaryjne, by utrzymać wszystkie zaplanowane dostawy samochodów do dealerów takich marek jak m.in. Chrysler czy Jeep. Trzeba jednak liczyć się z opóźnieniami, więc sprzedawcy zmierzą się z niezadowolonymi klientami. O potencjalnych problemach wspomniało także Volvo Group, które obecnie sprawdza poziom swoich zapasów w zakładach zajmujących się produkcją ciężarówek, pojazdów budowlanych oraz silników.
Większych problemów nie przewidują BMW, General Motors, Nissan czy Volkswagen. Grupa Volkswagena (w 2023 r. przez port w Baltimore trafiło ok. 100 tys. aut na rynek amerykański) spodziewa się co najwyżej pewnych zmian w transporcie lądowym i niewielkich opóźnień w przypadku dostaw pojazdów ciężarowych. Mercedes uspokaja zaś, że zamknięcie portu nie wpłynie na eksport pojazdów jak i dostawy części do amerykańskich zakładów Tuscaloosa w Alabamie. W przypadku Toyoty przedstawiciele japońskiej marki przyznali, że rozważane są środki zaradcze, by ograniczyć negatywne konsekwencje dla transportu samochodów.
Skutki mogą odczuć także nabywcy maszyn budowlanych i rolniczych nie tylko w USA, ale także w wielu regionach świata. Z terminali od lat korzystają tacy rynkowi giganci jak AGCO (Fendt i Massey Ferguson, których zakłady są kilkadziesiąt km od portu), CNH Industrial (sprzęt takich firm jak Case i New Holland Agriculture), Caterpillar, Claas, John Deere czy Komatsu.
Euronews ostrzega, że zamknięcie portu w Baltimore może mieć także wpływ na europejski rynek paliw. To z Baltimore realizowano znaczący eksport skroplonego gazu ziemnego LNG wykorzystywanego m.in. w transporcie ciężkim w Wielkiej Brytanii i w UE.