Reforma edukacji spowodowała, że w szkołach podstawowych trzeba utworzyć siódme klasy w dotychczas sześcioklasowej placówce. Konsekwencje tego są takie, że nie ma miejsca w szkołach dla uczniów. Przykładowo - na warszawskim Żoliborzu w szkołach publicznych brakuje 1273 miejsc dla dzieci.
Z problemem boryka się m.in. szkoła podstawowa numer 65 przy Mścisławskiej, która kiedyś mieściła sześć klas i zerówkę. Po reformie edukacji w 22 salach lekcyjnych musi jakoś pomieścić 34 klasy. Dyrekcja rozkłada ręce, bo jest to po prostu nie do zrobienia.
Sytuacja sama się nie poprawi, będzie nawet gorzej. W przyszłym roku przybędą bowiem nowe klasy. Dyrekcja zaproponowała więc przeniesienie uczniów z klas VI i VII do budynku liceum przy ulicy Felińskiego (to prawie 2 km dalej, ok 20 minut pieszo).
Rodzice są oburzeni taką propozycją potraktowania ich oraz ich dzieci. - To skandal w biały dzień - komentują.
Sytuacja jest o tyle bulwersująca, że w ubiegłym roku władze Żoliborza na spotkaniu z rodzicami deklarowały, że wszystkie dzieci będą miały zagwarantowaną naukę w budynku szkoły SP 65, ponieważ na sąsiadującej działce w szybkim tempie powstanie nowa infrastruktura szkolna, która rozładuje tłok.
Do tej pory nawet nie ogłoszono przetargu na budowę. Jak informuje rzecznik Żoliborza Andrzej Kawka, dwie koncepcje rozbudowy są już gotowe, ale prace na pewno nie skończą się przed rozpoczęciem nowego roku szkolnego.
Rodzice uczniów klas VI i VII na przeniesienie dzieci do liceum stanowczo się nie zgadzają.
Agnieszka Kieszczyńska, przedstawicielka rodziców, wylicza szereg problemów, które pojawią się na skutek przenosin dzieci.
- Tzw. klasy sześciolatków są podwójnie poszkodowane - miały mieć wyrównane szanse, a będą konkurować o miejsca z o dwa lata starszymi kolegami i funkcjonować w środowisku jeszcze starszym z ich punktu widzenia - wyjaśnia.
Twierdzi, że kadra będzie zmęczona kursowaniem między jednym budynkiem a drugim. Ponadto, jak mówi, utrzymanie niezmienionej kadry nauczycielskiej będzie nierealne. - Eksperymentowanie na naszych dzieciach - zmienianie im nauczycieli na ostatni rok nauki - to gwóźdź do trumny z punktu widzenia skuteczności na egzaminach - dodaje.
Jak zaznacza, problemy się mnożą w przypadku klas pływackich oraz siatkarsko-łuczniczych. - Czas przejścia między obiektami wydłuża się, pochłaniając codziennie dodatkowe półtorej godziny - tłumaczy i dodaje: Kiedy te dzieci mają mieć czas na odrobienie lekcji, naukę do egzaminów czy wreszcie wypoczynek? - żali się.
Kolejnym problemem są posiłki. - Dzieci starszych klas poniosły największy trud związany z przedłużającym się remontem stołówki, a teraz mają zostać pozbawione profitów z jej posiadania i być ponownie skazane na posiłki cateringowe? - pyta retorycznie. Rodzice z kolei będą obciążeni podwójnymi kosztami - obiady w budynku liceum zapewnia firma zewnętrzna, ich cena jest dwa razy wyższa od tej w szkole podstawowej.
- Zostaliśmy postawieni pod ścianą - dodaje. - Nie dano nam żadnego sensownego wyboru, decyzja o zmianie szkoły na ostatni rok nauki w podstawówce to katastrofa - mówi Kieszczyńska.
I zaznacza: - Prosimy pamiętać, że reputacja szkoły to nie tylko efekt pracy pedagogów, ale także, a może przede wszystkim, naszych dzieci.
Jak mówi, rodzice oficjalnie nie otrzymali na temat przenosin dzieci żadnych informacji, co jest według nich mocno niepokojące.
- Nikt z nami nie chce rozmawiać - żali się. - Nieoficjalnie na prezydium pod koniec lutego pani dyrektor powiedziała nam o tym, że obecne klasy VI i VII przeniosą się do liceum na Felińskiego, 7 marca na nieoficjalnym spotkaniu z wicedyrektor również dostaliśmy informację, ze opracowują plan działania przenosin dzieci - mówi Kieszczyńska.
Jak dodaje, burmistrz zapewnił, że spotka się z rodzicami w środę, żeby porozmawiać o problemie z brakiem miejsca dla uczniów w dotychczasowej lokalizacji.
Jesteś rodzicem dziecka, którego dotyczy reforma szkolnictwa? Napisz do nas: metrowarszawa@agora.pl