Spodobało ci się? Polub nas
Przed pytaniem "wypuszczać na dwór czy nie?", jak mówi Sylwia Wojciechowska z Fundacji Koty z Grochowa , stanął prawie każdy właściciel kota. - Jest wiele osób, które twierdzą, że zamykanie kota wyłącznie w mieszkaniu to skrajny egoizm, ponieważ kot powinien móc "chadzać swoimi drogami". Tylko gdzie są te drogi, np. w takim mieście jak Warszawa? - pyta. - Koty mają nauczyć się przechodzić przez pasy? Nawet koty wolnożyjące, znające życie na ulicy od urodzenia, nie dożywają zazwyczaj późnej starości, a co dopiero domowy, ufny mruczek? - dodaje.
Ostatnio, jak opowiada Wojciechowska, zadzwoniła do Fundacji pewna kobieta, mówiąc, że poszukuje towarzyszki dla swojej kotki, która jest bardzo smutna po stracie kociego przyjaciela. Po dłuższej rozmowie okazało się, że mieszka ona przy bardzo ruchliwej ulicy, a przyjaciel jej kotki zginął pod kołami. - Pani nie rozumiała, w czym problem i czemu nie możemy wydać jej kota do adopcji. Gdybyśmy mogły, to wydawałybyśmy
do domów wychodzących bez żadnych ograniczeń. Ale tak nie można. Środek miasta to nie jest dobre miejsce do życia dla kota i tej zasady się trzymamy - mówi Wojciechowska.
Wojciech Duszenko/ Agencja GazetaDom wychodzący - najważniejsza jest lokalizacja
W Warszawie bardzo trudno wskazać lokalizację, która byłaby wystarczająco bezpiecznym terytorium dla kota wychodzącego. - Są w Warszawie miejsca, gdzie jest spokojnie i cicho, ale jest ich naprawdę bardzo mało, praktycznie wszędzie docierają samochody. Co gorsza kultura jazdy polskich kierowców pozostawia wiele do życzenia. Nawet na małych uliczkach osiedlowych, często kierowcy przekraczają dozwoloną prędkość, co powoduje, że w razie wbiegnięcia zwierzęcia na jezdnię, nie mają czasu reagować - mówi Wojciechowska.
Dlatego, gdy przedstawiciele Fundacji rozważają oddanie kota nowym właścicielom, którzy chcą wypuszczać zwierzę na dwór, najpierw odwiedzają potencjalnych rodziców adopcyjnych i obserwują okolicę, w której mieszkają. - Dopiero potem podejmujemy decyzję, czy kot zostanie wydany do adopcji do "domu wychodzącego" - tłumaczy Wojciechowska. - Sporo naszych byłych podopiecznych mieszka w domach wychodzących, ale są to wszystko lokalizacje pod Warszawą, gdzie warunki sprzyjają zwierzętom i ich samotnym eskapadom - dodaje.
W zdecydowanej większości przypadków Warszawa to zdaniem Wojciechowskiej po prostu zbyt niebezpieczne miejsce dla swobodnie biegających zwierząt. - "Domem wychodzącym" dla kota pod żadnym pozorem nie może być na przykład mieszkanie w bloku - chyba że jest to blok znajdujący się na peryferiach miasta, gdzie wokół są pola, lasy czy łąki, a mieszkanie znajduje się na parterze i zwierzę ma bezpośredni dostęp do ogródka. Takich miejsc jest niestety coraz mniej - mówi.
Kornelia Głowacka-Wolf/ Agencja GazetaW lepszej sytuacji są osoby, które mieszkają co prawda w mieście, ale w domu z ogrodem. Takie osoby, jeśli chcą wypuszczać kota na dwór, ale jednocześnie nie chcą, aby wychodził poza granice posesji, mogą odpowiednio zabezpieczyć teren. - Najlepszym zabezpieczeniem w takim przypadku będzie woliera - informuje Wojciechowska. - W sklepie można również zakupić ogrodzenie bambusowe, które jest na tyle śliskie, że poważnie utrudnia kotu przedostanie się na drugą stronę posesji - dodaje.
Gdy już zdecydujemy, iż nasz kot wyjdzie z domu
Zdaniem Fundacji, podstawowymi zagrożeniami czyhającymi na kota w mieście są samochody, tramwaje, autobusy, psy, inne koty , a także niestety ludzie, którzy po prostu kotów nie lubią. - Najczęściej, jak informuje Wojciechowska, dochodzi do potrąceń kotów przez samochody, na drugim miejscu pod względem zagrożeń są pogryzienia przez psy, ale również przez inne zwierzęta, jak lisy czy kuny - dotyczy to przede wszystkim obszarów przyparkowych. - Oczywiście, że na pewne sytuacje nie mamy wpływu. Można jednak kilka rzeczy zrobić, żeby zminimalizować ryzyko doznania przez kota uszczerbku na zdrowiu - mówi Wojciechowska.
Po pierwsze - sterylizacja. To, jak mówi Wojciechowska warunek podstawowy, jeżeli chcemy uniknąć niechcianej ciąży, rozwoju nowotworów czy zarażenia się przez kota różnymi chorobami. - Kot wysterylizowany nie wchodzi bowiem w kontakty seksualne z innymi kotami, nie czuje popędu. W większości przypadków sterylizacja niweluje również zachowania terytorialne. Kot wysterylizowany dużo rzadziej oddala się od domu, zazwyczaj "kręci się" w jego bezpośredniej okolicy. A nawet jeżeli odchodzi dalej, to wyłącznie z ciekawości, a nie kierowany instynktem - wyjaśnia.
Najpoważniejszymi chorobami, którymi może zarazić się kot, a które są przenoszone m.in. drogą płciową są białaczka i FIV (wirus nabytego niedoboru immunologicznego kotów, red.). Kot może się nimi zarazić również podczas walki z chorym osobnikiem (kontakt z krwią) lub poprzez długotrwały kontakt ze śliną (np. gdy zarażona matka wylizuje swoje kocię). - Na białaczkę można kota zaszczepić, na FIV szczepionka nie istnieje - dodaje Wojciechowska.
Jak mówi przedstawicielka Fundacji koty, które wychodzą na dwór należy zawsze szczepić i to zdecydowanie częściej niż te, które żyją w czterech ścianach. - Przeciwko białaczce - co ok. 1,5 roku, zaś szczepienia podstawowe należy wykonać - co rok, półtora. Ważne jest także, aby regularnie, przynajmniej co 3-4 miesiące odrobaczać kota. Kot zarobaczony ma znacznie obniżoną odporność i szybciej "łapie" choroby. Jeżeli istnieje zagrożenie wejścia kota w kontakt z dzikimi zwierzętami, należy zaszczepić go również przeciwko wściekliźnie - informuje Wojciechowska.
Równie ważne co sterylizacja jest czipowanie kota wychodzącego oraz założenie mu obróżki z danymi adresowymi (bezpiecznej, pękającej w razie zawieszenia się na niej kota). - Pozwoli to na szybsze dotarcie do opiekuna w razie ewentualnego zagubienia się zwierzaka. Czip jest jedynym dowodem tożsamości naszego kota i w przypadku adopcji kota z naszej Fundacji, niezależnie czy dom jest wychodzący czy nie, stanowi warunek konieczny wydania kota - mówi Wojciechowska.
Nowy dom
Jeżeli kot dopiero co trafił do domu, który z założenia ma być domem wychodzącym, pod żadnym pozorem nie można go od razu swobodnie wypuszczać na dwór. Dotyczy to również małych kotów, jeszcze przed sterylizacją. - Kot musi najpierw przyzwyczaić się do ludzi i nowego miejsca. Taki okres aklimatyzacji powinien potrwać co najmniej kilka miesięcy - mówi Wojciechowska. I nawet po tym czasie, jak podkreśla, nie można dać kotu od razu pełnej swobody. - Wszystko krok po kroku. Najpierw najlepiej założyć kotu szelki, oswoić go z otoczeniem, spacerować z nim tam, gdzie jest bezpiecznie. Potem powoli zwiększać tę swobodę - radzi.
Organizacja twierdzi, że prawie każdego kota, nawet takiego, który większość swojego życia spędził w zamkniętym mieszkaniu i co najwyżej obserwował świat z okna czy zza prętów balkonu, można nauczyć wychodzenia na dwór. - Może być tak, że gdy nagle, bez wcześniejszego przygotowania, wyniesiemy kota do ogrodu, to ten zastygnie w miejscu lub przeciwnie - ucieknie. Dlatego warto kupić odpowiednie szelki, które są w asortymencie każdego sklepu zoologicznego, dopasować do gabarytów kota i powoli oswajać go ze światem zewnętrznym - mówi Wojciechowska. - Większość kotów z czasem uczy się chodzić w szelkach i na smyczy, ale nie wszystkie. - Najważniejsza jest konsekwencja i cierpliwość, wtedy wszystko jest możliwe - podkreśla wolontariuszka.
Adam Stępień/ Agencja GazetaRanny kot w mieście
Niestety, jak podkreśla przedstawicielka Fundacji, nawet w pozornie bezpiecznym dla kota miejscu, nie uniknie się zagrożeń. - Koty często są ganiane przez psy. Nie zawsze kotu uda się przed nimi uciec - mówi wolontariuszka. Ogromnym zagrożeniem dla kotów są też niestety ludzie. - W największym niebezpieczeństwie są koty ufne, które podchodzą do człowieka - tłumaczy. - To naprawdę niesłychane, do czego niektórzy są zdolni. Ludzie potrafią kota kopnąć, uderzyć, rzucają kamieniami. Jeszcze inni podrzucają zatrute jedzenie. Na szczęście koty, które nie są głodne, raczej nie skuszą się na taki poczęstunek, ponieważ koci zmysł smaku jest stosunkowo ubogi, a koty polegają przy sprawdzaniu jedzenia głównie na węchu, dzięki temu są zazwyczaj w stanie wyczuć jeśli coś jest nie tak z podrzuconym jedzeniem - informuje wolontariuszka.
Wojciechowska tłumaczy również, co robić, gdy zobaczy się rannego kota na swojej drodze. - Można skontaktować się z organizacją zajmującą się pomocą zwierzętom, zadzwonić do Straży Miejskiej lub Straży dla Zwierząt (223 535 060). Można również zabrać po prostu kota do weterynarza i sprawdzić, czy posiada zarejestrowany czip - mówi.
- Rozważając umożliwienie kotu wychodzenie na dwór, należy zawsze pamiętać, iż jego dobrostan jest naszą odpowiedzialnością - mówi wolontariuszka. - Jeżeli zależy nam na zdrowiu i szczęściu zwierzęcia, warto spokojnie pomyśleć decyzję o wypuszczeniu kota tam, gdzie będzie na niego czyhać wiele zagrożeń. Warto pamiętać przy tej okazji nie tylko o potencjalnym cierpieniu zwierzęcia, ale także o naszych nerwach i ewentualnych kosztach leczenia zwierzęcia. A te niskie nie są - podsumowuje wolontariuszka.
Kot w domu również szczęśliwy
Jak wyjaśnia Wojciechowska, kot, który nigdy nie opuszczał mieszkania i nie poznał, czym jest życie na zewnątrz, niekoniecznie będzie czuł się w domu nieszczęśliwy. - Jest jednak niezwykle ważne, aby stworzyć kotu w domu takie warunki, aby mógł zaspokoić swoje potrzeby związane np. z tzw. łańcuchem łowieckim czy przebywaniem w miejscach ulokowanych możliwie wysoko - mówi.
Agata Jakubowska/ Agencja GazetaKluczowe jest odpowiednie wyposażenie mieszkania, ale przede wszystkim regularna zabawa z kotem, zwłaszcza w zabawy imitujące polowanie. - Wcale nie są tu potrzebne drogie zabawki, wystarczy kulka z papieru czy pióro ptaka znalezione w parku (zawsze wyparzone przed podaniem go kotu). I czas właściciela kota, a o niego dziś najtrudniej - mówi Wojciechowska. Ponadto, jak mówi, nie wszystkie koty są w stanie przyzwyczaić się do zgiełku miasta.
- Znamy też przypadki kotów, które mieszkały na dworze, a gdy zamieszkały z ludźmi całkowicie straciły zainteresowanie wychodzeniem. Wypuszczać czy nie wypuszczać to naprawdę niełatwa i nieoczywista decyzja. Właściciele kotów, którzy chcą wypuszczać swoich pupili z domów, muszą się przede wszystkim zastanowić, czy okolica, w której mieszkają nie rodzi zbyt wielu zagrożeń dla kota - dodaje wolontariuszka.