W ubiegłą sobotę zespół Thirty Seconds to Mars wystąpił w Belgradzie w ramach trasy koncertowej "Seasons 2024 Global Tour". Podczas koncertu wokalista zwrócił się do obecnych na trybunach Rosjan, zachwalając "rosyjską energię". Następnie zadeklarował, że chętnie powróci do Serbii oraz wybierze się do Moskwy, Petersburga i Kijowa, gdy "wszystkie problemy się skończą". Swój występ zakończył też podziękowaniem w języku rosyjskim, mówiąc do publiczności "spasibo".
"Wy tęskniliście za nami! Czułem wokół dużo rosyjskiej energii. I powiem wam tak: pewnego dnia, gdy te wszystkie problemy się skończą, spotkamy się z wami w waszej ojczyźnie. Wrócimy do Serbii, pojedziemy do Petersburga, do Moskwy, zajrzymy do Kijowa. Będziemy się bawić i imprezować. Tak to ma być" - powiedział Leto podczas koncertu w Serbii.
Na słowa amerykańskiego piosenkarza zareagowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy, rozgłośnia radiowa "Armia FM" oraz ukraiński bloger Igor Laczenkow.
"Rosyjska energia, którą odczuwa Jared Leto, i jego pragnienie, by występować w Rosji, są obrazą dla tych, którzy poświęcają życie w obronie wolności. Nie może być żadnego uspokojenia Rosji, kiedy ona nadal próbuje rozwiązać 'problem' istnienia Ukrainy" - poinformowało Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy w komunikacie opublikowanym na platformie X.
Po wypowiedzi Jareda Leto, dyrektor ukraińskiej rozgłośni radiowej "Armia FM" ogłosił, że stacja przestaje emitować piosenki zespołu Thirty Seconds to Mars. Mychajło Bezpałko zaznaczył, że niektórzy nie dostrzegają w pełni powagi sytuacji. "Często są po prostu powierzchowni i nie rozumieją sytuacji w głębszym sensie. Może Jared jeszcze kiedyś zaśpiewa w Rosji, ale póki co, nie będzie go już na Armii FM. U nas nie będzie już żadnych piosenek Thirty Seconds to Mars" - napisał na Facebooku.