Kristen Stewart trochę nieoczekiwanie wyrasta na największą gwiazdę tegorocznego New York Film Festiwalu: kilka dni temu można ją było zobaczyć w niewielkiej, ale trudnej i ważnej roli w filmie Kelly Reichardt „Certain Women”, kilka razy spotkała się z widzami budząc spore emocje swoim poczuciem humoru i nowym image'em. Ale na koniec zostawiła coś znacznie bardziej istotnego: główną, dużą rolę w najnowszym filmie Oliviera Assaysa zatytułowanym „Personal Shopper”, nagrodzonym Złotą Palmą dla najlepszego reżysera na tegorocznym festiwalu w Cannes.
To nie pierwszy przypadek, kiedy ta para spotyka się na planie filmowym. Kilka lat temu można było zobaczyć na ekranach ich wcześniejsze wspólne dzieło, film „Sils Maria”. Stewart grała tam asystentkę wielkiej gwiazdy filmowej. W najnowszym filmie Assayasa gra dość podobną rolę, jest osobą, która kupuje ubrania i akcesoria dla wielkiej gwiazdy, tym razem – związanej ze środowiskiem mody. Nic więc dziwnego, że reżyser, nazywa swoje najnowsze dzieło uzupełnieniem poprzedniego.
Akcja filmu toczy się w Paryżu w bardzo trudnym życiowym momencie głównej bohaterki: jest coraz bardziej wypalona zawodowo, nie potrafi odnaleźć sensu tego, co robi. Na dodatek niedawno zmarł jej brat bliźniak. Oboje mieli tę samą wadę serca, nad bohaterką zawisa więc podobne niebezpieczeństwo. Dziewczyna miota się więc między próbami pogodzenia się z wielką stratą, załatwianiem spraw po zmarłym bracie, rozmowami z jego dziewczyną i badaniami lekarskimi.
Ale to jeszcze nie wszystko, Assayas dodaję jeszcze jedną warstwę, która sprawia, że jego film nabiera zupełnie innego wymiaru. Bohaterka jest bowiem medium, potrafi kontaktować się ze zmarłymi, z duchami, istotami z innego wymiaru.
Film, który wcześniej dzieje się w ekskluzywnych sklepach z ubraniami i lekarskich gabinetach, nagle wkracza w sferę należącą do kinowych horrorów: nawiedzone domy, poruszające się przedmioty, meble podrapane nieludzkimi szponami.
- Nie ukrywam, chciałem się pobawić konwencją - opowiadał Assayas na konferencji prasowej po projekcji. - To nie jest kino gatunkowe, choć oczywiście odwołuję się do różnych gatunków. Myślę, że mogę użyć słowa „kolaż”. Mam nadzieję, że dzięki temu ten film nie daje się łatwo zakwalifikować, wpakować do jakiejś tradycyjnej szuflady. Czy to historia o duchach? W pewnym sensie na pewno tak, choć powiedziałbym raczej, że to opowieść, łącząca w sobie elementy, których bohaterowie są świadomi i takie, których istnienia tylko się domyślają.
Niezwykle ważną rolę w filmie Assayasa odgrywają nowoczesne technologie komunikacyjne. Widz często przyłapuje bohaterkę na szperaniu w internecie - to właśnie stamtąd dowiaduje się najwięcej o życiu swojej zleceniodawczyni, która nie dopuszcza jej do siebie. To właśnie w przestrzeni wirtualnej odbywa się też specyficzna gra - coś pomiędzy uwodzeniem a śledzeniem - w którą wciąga dziewczynę tajemnicza osoba, która wie zastanawiająco dużo o jej życiu: cała środkowa część filmu „dzieje” się przede wszystkim na ekranie telefonu bohaterki, która odpowiada na coraz bardziej intymne pytania, daje się wciągnąć w tę ryzykowną zabawę, choć nie ma pojęcia, kto jest po drugiej stronie: kobieta czy mężczyzna, ktoś żywy czy duch.
- To film o zatłoczonej samotności - komentował Assayas, - samotności w której mnóstwo się dzieje, samotności wypełnionej wirtualnymi kontaktami z innymi ludźmi, które jednak nie sprawiają, ze przestajemy być samotni.
Stewart dodała do tego jeszcze jeden element. - To oczywiście także opowieść o śledzeniu i byciu śledzonym – mówiła podczas konferencji. - Bo czy tak naprawdę te dwie sprawy nie przeplatają się nieustannie w codziennym życiu? Płynnie przychodzimy z jednej roli drogą: raz to my śledzimy, raz nas ktoś śledzi. Raz my oglądamy czyjeś zdjęcia na Facebooku, raz ktoś podąża naszym wirtualnym tropem, obserwując, gdzie się „meldujemy”.
Konferencja po festiwalowym pokazie filmu była też znakomitą okazją dla aktorki i reżysera, żeby powiedzieć sobie kilka miłych słów i wyprowadzić widzów za kulisy ich współpracy na planie.
- Z Kristen komunikujemy się intuicyjnie - relacjonował Assayas - dużo dzieje się poza słowami. Podziwiam to, w jaki sposób potrafi odczytywać moje oczekiwania, jak buduje postać nawet z tych informacji, których nie jestem w stanie przekazać jej bezpośrednio i może je odtwarzać tylko na podstawie domysłów i emocji. Myślę, że bardzo mocny wpływ na to, jak powstaje jej postać ma niezwykle silna identyfikacja z nią, nawet na płaszczyźnie czysto fizycznej. Ona po prostu, całkiem dosłownie, wciela się w tytułową bohaterkę.
Nie zabrakło także miejsca na bardziej osobiste pytania do młodej aktorki.
- Owszem, mam stylistkę, z którą bardzo lubię współpracować - zwierzała się Stewart, odpowiadając na pytanie, czy sama ma osobę, która robi za nią zakupy. - Dba o mój ogólny wizerunek, ale ubrania wybieram sobie sama. Chyba nie zniosłabym sytuacji, w której zupełnie nie miałabym wpływu na to, co ubieram.
Data polskiej premiery filmu nie jest jeszcze znana.