#TeamCap, czyli Chris Evans - pierwszy dżentelmen Ameryki
Jego gwiazda w Hollywood świeci jasnym światłem, akcje aktorskie zwyżkują, a on sam już drugi rok z rzędu został wybrany przez Glam mag Najseksowniejszym żyjącym aktorem – Chris Evans – bo o nim mowa, zdobył serca widzów na całym świecie wcielając się w postać najbardziej uprzejmego superbohatera – Kapitana Amerykę. Ma wszystko, co uprawnia go do tej roli: czarujący uśmiech, niewymuszoną elegancję i dobre maniery. Na pewno pamiętacie, gdy w ubiegłym roku podczas rozdania nagród People’s Choice Awards szarmancko podał pomocną dłoń 90-letniej Betty White, odprowadzając ją na scenę. Internet oszalał, pisząc tylko o pierwszym dżentelmenie Ameryki.
Czy można sobie zatem wyobrazić, że ten ideał z ciałem boga może mieć jakieś lęki? Zaskakujące może być to, że to właśnie rola Kapitana Ameryki, a raczej możliwość jej utraty, jest źródłem obaw Chrisa Evansa. - Na początku, gdy dostałem rolę Kapitana Ameryki, byłem przerażony, że zostanę zaszufladkowany, a teraz boję się, że to się skończy, a przecież jestem w tym uniwersum od sześciu lat – wyznał aktor w jednym z wywiadów przed premierą najnowszego filmu Marvela „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”.
Cóż chyba wiemy co Evans ma na myśli. Przecież te filmy są genialne, cieszą się ogromną popularnością zarówno wśród fanów, ale też doceniane są przez krytyków, a aktor doskonale zdaje sobie z tego sprawę – to było cudowne, a filmy są naprawdę świetne, a jeśli robisz świetne filmy, kto chciałby z nich zrezygnować - mówi.
Miejmy nadzieję, że Marvel nie zrezygnuje z Kapitana Ameryki w kolejnych odsłonach przygód o superbohaterach, gdyż nikt nie może równać się z Kapitanem Ameryka. To on inspiruje innych, staje się naturalnym przywódcą, nigdy się nie poddaje. A to co go motywuje, to nie żadne poczucie winy czy żądza zemsty, robi to co robi bo tak należy. I jak konkluduje Chris Evans – „Kapitan Ameryka działa sercem”. Właśnie za to go kochamy.
#TeamIronMan, czyli Robert Downey Jr. - geniusz, miliarder, playboy i filantrop
Geniusz, miliarder, playboy i filantrop – tak właśnie odpowiedział Tony Stark – Steve’owi Rogersowi, na zaczepkę – kim jest Iron Man bez swojej zbroi. Ta błyskotliwa riposta w punkt opisuje naszego bohatera, który prawie od 10 lat z dezynwolturą nosi zbroję Iron Mana. Bo czyż można sobie wyobrazić „Wojnę bohaterów” bez Iron Mana? On sam twierdzi, że choć zakłada na siebie tę charakterystyczną zbroję od prawie 10 lat, nigdy mu się to nie znudziło – uwielbiam ten kostium – zdradza aktor.
Gdy prawie dekadę temu Marvel wprowadził do kin postać Iron Mana, cały świat oszalał na punkcie Roberta Downeya Jr. Dla samego aktora był to prawdziwy, potwierdzony box office’em i uwielbieniem fanów na całym świecie, powrót na szczyt.
Według RDJ do sukcesu „Wojny bohaterów” przyczyniło się wielu ludzi, począwszy od Jon Favreau i jego „Iron Mana” po Jossa Whedona i jego „Avengers” – te filmy zbudowały, a nawet zredefiniowały świat komiksowy dając boskie wręcz preludium do najnowszego filmu. - Te wcześniejsze filmy były idealnym wstępem do „Wojny bohaterów” – mówi RDJ.
Aktor bardzo ceni współpracę z braćmi Russo, według niego każdy film powinien mieć przynajmniej dwóch reżyserów, ponieważ - przecież będąc sam, nie możesz wściekać się na wszystkich w tym samym czasie – śmieje się aktor.
A po czyjej stronie staniecie wy?
„Kapitan Ameryka: wojna bohaterów” – w kinach od 6 maja