GoĹÄ: mo
IP: 212.244.69.*
19.08.03, 19:54
Barcelona.
Uderzenie gorącego powietrza nieco osłabia. Ale udało nam się zrozumieć, że
taksówkarz nie może podjechać pod hotel, który wybraliśmy, bo ulica jest
zamknięta dla ruchu. Nouvel Hotel (***, ul. Santa Anna 18 y 20, tel.93 301 82
74, doba dla dwóch osób 100 euro) ładny, nieco retro, na bocznej uliczce.
Mieszkaliśmy nieopodal głównej ulicy Barcelony - La Ramblas. W czasie spaceru
po niej byliśmy co chwila zaskakiwani. Tu pieje kogut, tu bogactwo kwiatów i
bambusów w ulicznej kwiaciarni, mnóstwo miejsc do wypicia kawy i zjedzenia
czegokolwiek lub tapas. Na sklepach z futrami napisy w języku rosyjskim
informujące o tym, ze sprzedawcy znają ten język.
Nocleg w Nouvel mieliśmy tylko na jedna noc, wobec czego znaleźliśmy inny
hotel. Czysty, zadbany z podstawowym minimum (ręczniki wymieniane są co dwa
dni). Hostal Opera **, Sant Pau 20, info@hostalopera.com
(mailto:info@hostalopera.com), tel.93 318 82 01, dwójka 55 euro. Ulica równie
mała i poboczna od La Ramblas. Na wprost słynna opera, teatr muzyczny, balet.
A nieco dalej... locutorie czyli miejsca, z których można dzwonić, obwieszone
zegarami wskazującymi czas w rożnych krajach z przewaga tych, skąd pochodzą
śniadzi ludzie: Pakistan, Bangladesz, Indie ( 3 minuty do Polski w środku
dnia kosztowały ok. 1,40 euro) Mnóstwo mężczyzn w turbanach, kobiet w sarii,
zakłady fryzjerskie jak z amerykańskich filmów czyli takie, w których skupia
się życie towarzyskie.
Wspaniałym wynalazkiem okazały się być autobusy turystyczne. Odjeżdżają z
Placa de Catalunya. Bilet kupuje się albo w autobusie, albo u dziewczyn
stojących na przystanku. Dwudniowy kosztuje 19 euro od osoby. Po wejściu do
autobusu dostaje się plan miasta z zaznaczonymi trasami autobusów, książeczkę
z kuponami zniżkowymi na wstęp do muzeów i książeczkę z opisanymi
przystankami i atrakcjami. Z autobusu można wysiadać i wsiadać do niego gdzie
się chce.
Istnieją dwie linie czerwona - północna i południowa - niebieska. Autobusy
kursują od 8:00-20:00. W ciągu dwóch dni obejrzeliśmy wszystko co warto,
należy i wreszcie to, co nas zainteresowało. Miejsca, które obejrzeliśmy
dokładniej:
Trasa czerwona:
SAGRADA FAMILIA. Przygotowałam się na zwiedzanie katedry z chustą do
zasłonięcia ramion. Wewnątrz okazało się, ze w katedrze jest plac budowy.
Chodzą panowie w kaskach, dudnią młoty pneumatyczne a ludzie siedzą tuż obok
automatów z napojami i radośnie gwarzą. Bilet wstępu kosztuje 8 euro, 6 z
kuponem z książeczki. Z zewnątrz prześlicznie. W okolicy można kupić tańsze
widokówki niż w centrum.
PARK GUELL. Park z uroczymi i słodkimi budowlami Gaudiego. Jest tam tez
słynny barceloński jaszczur z mozaiki. Wejście za darmo.
PALAU REIAL. Zatrzymaliśmy się tam, bo chcieliśmy obejrzeć Muzeum Ceramiki.
Coś jakby nasz Wilanów; park, ładny pałac w parku. Miłe do znalezienia cienia
w upał.
Trasa niebieska:
Przeważnie oglądaliśmy ją tylko z pietra autobusu. Tyle nam wystarczyło.
Postanowiliśmy jednak urozmaicić zwiedzanie i na przystanku MIRAMAR-JARDINS
COSTA I LLOBERA przesiedliśmy się na kolejkę linowa, którą przejechaliśmy na
portem, by wysiąść przy wieży św. Sebastiana. Stamtąd przeszliśmy przez
dzielnice Barcelonetę Dawniej było to miejsce gdzie żyli rybacy i raczej
biedniejsi mieszkańcy Barcelony. Doszliśmy do przystanku PORT OLIMPIC. I
dalej podziwialiśmy miasto z autobusu;)))
Cudowne życie nocne. Wracaliśmy z pubów ok.1 w nocy i wracając zachodziliśmy
na kolację. Takich jak my było pełno. Kilka miejsc, w których jedliśmy i
uważamy ze można tam z przyjemnością zajść...
Na śniadanie: MOKA Ramblas 126, obsługa chodzi w dżinsowych ogrodniczkach i
białych koszulkach. Kawa, świeży sok z pomarańczy, croissant, omlet z
warzywami lub bez. Bardzo dobre i sycące...
Obiad: wszelkie bary tapas, szczególnie utkwił nam w pamięci jeden: Santa
Anna na ulicy takiej samej nazwy pod nr 8. Kilka przekąsek, butelka wina,
chleb - koszt ok.19 euro na dwie osoby.
Kolacja: Santamonica na Placa reial 12. Duża kolacja z winem 30 euro.
Pub: polecamy gorąco HOOK na ul . Calle Ample nr 35. Barman, przystojny
Brazylijczyk, Fabio ubrany w strój pirata: biała koszula i chustka na głowie.
Menu napisane wg bajki o Piotrusiu Panu ale koktajle wcale bajkowe i
dziecięce nie są. Polecam capirinie, caspirowska i mojito:)))) Przed wejściem
stoją figury Indian, ale nie należy się zrażać, wnętrze jest pełne uroku.
Oczywiście miejsc, w których można dobrze i smacznie zjeść jest mnóstwo. Te
sprawdziliśmy osobiście i chociaż bywaliśmy też w wielu innych, nie
zapamiętały nam się tak dobrze albo nie zanotowaliśmy ich adresu;)
Madryt.
Zamieszkaliśmy w Hotelu Paris, na ulicy Alcala 2 (tel.91 521 64 91 do 96)
Pobliże Puerta de Sol, samo centrum. Koszt 70 euro za noc w pokoju
dwuosobowym. Hotel uroczy, staroświecki i jak pisano w przewodnikach „czasy
świetności ma już za sobą”. Nie zapytaliśmy czy ma klimatyzację, wydawało nam
się to oczywiste. A nie było;)))) Mieliśmy wiatrak nad łóżkiem, który gdy był
włączony dmuchał bezpośrednio na leżących, a gdy był wyłączony nie dało się
leżeć, bo wszystko parzyło;)))))) Poza tym otoczenie było naprawdę
przyjemne. Obrazy, posążki, rzeźby...
Na Puerta de Sol życie wydaje się nie zamierać. Najbardziej charakterystyczny
dla miasta jest niedźwiedź wspinający się na drzewo. Jest też na placu
wmurowana tablica z 0 kilometrem. To wszystko wieczorami było obstawione
handlarzami, śpiewakami, grajkami najprzeróżniejszych narodowości.
Plaza Mayor, z którego madrytyńczycy są tak dumni jest mniejszy niż nasz
rynek w Krakowie, ale chyba jeszcze bardziej obłożony restauracjami. Na
wystawach ośmiornice, ryby, krewetki. W pobliżu najstarsza restauracja w
Europie. Jej założenie datuje się na 1725 rok. Reklamują się miedzy innymi
tym, że jadał u nich Hemingway. (na restauracji obok jest duży napis „tu nie
jadał Hemingway”). W „Botin” specjalizują się w pieczonym młodym prosiątku i
jagniątku. Trzeba rezerwować stolik I w czasie posiłku uważać na zamawiane
wino. „Domowe” jest tylko w butelkach ľ litra. Gdy kończyliśmy drugą
zaczynaliśmy wzbudzać zainteresowanie siedzących obok. Wina mieliśmy dość na
kilka dni;))))) Z kulinarnych specjałów polecić możemy również sałatkę
rosyjską, łódeczki z endywii z serem rokpol, grzyby - boczniaki, oczywiście
gazapacho i na deser gorącą czekoladę z churros. Jest też zimny napój
horchata, warto spróbować.
Tu tez jeżdżą autobusy turystyczne. Mają 3 trasy: Madryt Historyczny, Madryt
Nowoczesny i Pomniki Madrytu. Ceny biletów uzależnione są od tego czy jest to
dzień pracujący, czy świąteczny:
1dzień pracujący - 9.62 euro
2 dni pracujące - 12.02 euro
1 dzień świąteczny - 10,82 euro
2 dni w tym jeden świąteczny - 13,22 euro
2 dni świąteczne 14,42 euro.
Przy wejściu dostaje się plan miasta z zaznaczonymi trasami. Przejechaliśmy
dwoma i nic nie zainteresowało nas na tyle żeby wysiąść. Było południe i
gorące powietrze obezwładniało nas do tego stopnia że zrezygnowaliśmy z
trzeciej trasy na rzecz sjesty;)))
W hotelu były oferty wycieczek. Spośród wielu zdecydowaliśmy się na wyjazd do
Avill i Segovii. ( 55 euro, z lunchem - 66,50 euro, z obiadem regionalnym -
77, 50 euro. Czas trwania ok.9 godzin).
Avila to miejsce urodzenia św. Teresy. Odwiedziliśmy jej dom i kościół jej
imienia. Przewodniczka zaprowadziła nas również do wczesnogotyckiej katedry.
Jednak największe wrażenie zrobiły na nas XI wieczne mury obronne otaczające
cale miasto. W murach maja swoje gniazda jaskółki i jest to niesamowite
połączenie przeszłości z teraźniejszością, ukazanie przydatności tych murów
kiedyś i współcześnie;) Pojechaliśmy do Segovii. Nad miastem góruje potężny
28 metrowy akwedukt pamiętający XI wiek. W czasie spacerów po mieście
spotkaliśmy gromadkę ludzi, którzy w niedzielne popołudnie w ludowych
strojach podśpie