[go: up one dir, main page]

Dodaj do ulubionych

Nie moge zrozumiec ...

06.02.04, 16:12
Podgladam Was systematycznie...W moim zwwiazku jest raz lepiej raz gorzej.
Czesto mysle, ze jednak skonczy sie rozstaniem, ale nie o tym chcialam.
Dziewczyny... Nie rozumiem braku solidarnosci miedzy nami... Nie rozumiem jak
taka panienka wlazi zonatemu facetowi do lozka. Nie rozumiem jak panienka,
ktora wie, ze jej aktualny zostawil dziewczyne w ciazy ( bo w/g niego zaszla
specjalnie, albo na zlosc, albo zeby go zlapac na meza)potrafi z nim
byc...robi samej sobie krzywde. Wielka milosc ? Bzdura ! Nalezy powiedziec po
prostu :" W ciazy byla ? To co tu robisz koles ? Masz obowiazki wobec niej i
dziecka. Spadaj. Zalatw sprawe po mesku i nie zawracaj mi glowy." Naiwne sa
te dziewczyny, ktore mysla , ze tacy faceci wlasnie wobec nich beda
uczciwi... To samo dotyczy zonatych: ":Zonaty ? To co tu robisz ? Marsz do
zony ! A jak tak jest ci bardzo zle - to przyjdz jak juz bedziesz
rozwiedziony!" Wydaje mi sie, ze powinnysmy postepowac, tak jak same bysmy
chcialy, zeby postepowano wobec nas. Moze zycie byloby ciut latwiejsze ? Moze
zanim powiemy lub zrobimy cos, nalezaloby pomyslec o tej poprzedniej
dziewczynie albo o zonie ? Naprawde takie wredne sa te byle ? A jak ja bym
postapila na miejscu tej bylej,gdyby moj chlopk, moj maz zostawil mnie dla
innej ? I wielka milosc niczego tu nie tlumaczy. To kwestia wyboru.
Obserwuj wątek
    • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 16:16
      twój post jest jazgotem dewotki!
      • icisek Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 17:14
        Ale przynajmniej nie wygladam na taka dewote smile Zawsze cos ! smile
        • chalsia Re: Nie moge zrozumiec ... do Delfiny 07.02.04, 00:12
          Sorry, ale na razie przeczytałam tylko 2 posty z tego wątku, więc nie wiem jak
          się rozwinie dalej dyskusja, jednak czytając Twoje różne posty Delfino, nasuwa
          mi się straszliwie jedno powiedzenie - "uderz w stół a nożyce się odezwą".

          Pozdrawiam,
          Chalsia
          • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... do chalsi 07.02.04, 08:30
            Droga chalsiu, przeciez to oczywiste, że częściej odpisujemy na posty, które w
            jakiś sposób nas dotyczą, więc po co ta uwaga "uderz w stół a nożyce się
            odezwą"?
            • chalsia Re: Nie moge zrozumiec ... do chalsi 07.02.04, 17:27
              Pewnie z takiego samego powodu, dla którego Ty napisałaś taki a nie inny post w
              odpowiedzi do autorki wątku.

              Pozdrawiam,
              Chalsia
      • kruszynka301 Do delfiny6 06.02.04, 17:28
        Przepraszam Cię, Delfino, alle Ciebie nie rozumiem. Przecież ciągle sie
        zastanawiasz, czy nie zwrócić męża! Może gdybyś nie wiązała się z żonatym, nie
        miałabyś takich problemów? Nie mieszkacie razem - więc to za związek? Nex
        mojego też nie szczęśliwa.

        Jeszcze raz przepraszam, ale nie wytrzymałam.
        Pozdrawiam
        Gosia
        • icisek Re: Do delfiny6 06.02.04, 17:38
          Aaaa, to teraz rozumiem reakcje Delfiny winkI moge powiedziec tylko jedno : Ludzi
          na swiecie sa miliony.Samotnych takze. Do wyboru do koloru. Odnalezienie
          wlasciwej osoby czasami trwa dluzej, czasami krocej. Czasami musimy przejsc
          pieklo zanim sie nam to zycie pouklada, czasami od razu jest dobrze. Zatem po
          co wiazac sie z takim "nieszczesliwym" w malzenstwie ? Pelno jest
          rozwiedzionych i kawalerow i wdowcow , po diabla jakis niezdecydowany dupek ???
          • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:00
            cicisek mówisz jak dokładnie jak moja mama. ale strasznie upraszczasz...
            • icisek Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:09
              Daleka jestem od tego, zeby Cie pognebiac jak stara dewota smile Twoja malpa,
              twoj cyrk, jak to mowia smile Co do upraszczania, moze Ty za bardzo komplikujesz ?
              I Twoja Mama ma racje, bo Ty jestes dla niej najwazniejsza. Pokaz temu facetowi
              klase, a zycie nabierze innych barw. Sama sie zdziwisz jak sie wewnetrznie
              uspokoisz smile Dewota wie co mowi smileA jesli tak bardzo Cie kocha...to szybciutko
              sie rozwiedzie, uwalniajac swoja zone od klamstwa i ponizenia. Tylko
              uwazaj...historia lubi sie powtarzac wink
              • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:14
                icisku, nie znasz chyba dobrze mojej historii: on juz jest moim mężem, mamy
                synka, tylko, ze ja dopiero teraz zaczynam miec wyrzuty sumienia, byc moze
                obudzone przez moje najblizsze otoczenie. nie mieszkam teraz z mezem, bo
                jeszcze podczas ciazy sie z nim pokłóciłam, i odeszlam, teraz on nalega bysmy w
                koncu byli prawdziwa rodzina, ale nie jestesmy, bo problem jest we mnie i tych
                m,oich wyrzutach sumienia
                • icisek Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:24
                  No to dlaczego z nim nie mieszkasz ? Z powodu wyrzutow sumienia ? Chyba na nie
                  za pozno ... Zamieszkaj z nim i daj mu popalic, zeby jego byla miala troche
                  uciechy smile)) A tak serio - jesli jestescie rodzina - to glupio mieszkac osobno.
                  • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:31
                    ja naprawde mam taka blokade, stworzana przez zyczliwych najblizszych
                    • icisek Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:56
                      Mysle, ze pocierpialas te dwa i pol roku i dobrze Ci tak smile))Teraz mozesz
                      sobie spokojnie odpuscic. Masz synka i dlaczego facet jak chce, ma Ci nie
                      pomagac, a zwlaszcza dziecku ? To jego psi obowiazek - splodzil - niech ma smile
                      To jest wystarczajaco dobry powod, zeby sie pogodzic. Moze jeszcze raz sie w
                      nim zakochasz ? A moze nie i kiedys spotkasz wlasciwego, a tego kopniesz
                      bezpardonowo jak on kiedys kopnal swoja zone ? smile)) Dzialaj.
                      • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 19:05
                        icisku zupełnie nie rozumiesz mojej sytuacji, jesli masz ochote to poczytaj
                        sobie moej watki na macochach.
                        • icisek Re: Do delfiny6 06.02.04, 19:37
                          Chetnie bym poczytala, ale w necie bede dopiero za kilka dni. A teraz moj czas
                          dobiega konca. Ale zlosliwie dodaje, ze chyba niezle namieszalas w swoim zyciu
                          a mnie w dodatku wyzwalas od jazgotliwych dewotek, jaakbym naprawde nie
                          wiedziala o czym mowie smile)) Zawsze jest jakies wyjscie, glowa do gory ! I
                          zapewniam Cie, ze najprostsze rozwiazania sa najlepsze. Chcialabym Ci jakos
                          pomoc, chlodnym okiem patrzac na cala sprawe... Za kilka dni, ok ? Na razie
                          trzymaj sie !
        • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 17:40
          kruszynko301, ale bardzo ale to bardzo denerwuje mnie takie paplanie o kobiecej
          solidarnosci
          a poza tym jestem dzis w bardzo podlym nastroju i chcetnie nawtykalabym komus
        • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 17:56
          Twój post i Twoje opisy rzeczywistości Kruszynko opierają się na kontraście
          czarne - białe (ona zła - Ty taka dobra, Ty rodziłaś i cierpiałaś - a ona z
          Twoim meżem rubasznie się zabawiała). sama zaczynam tak myslec, przez tych
          wszytskich patrzacych na mnie z odrazą...
          najbardziej boli mnie to, ze w wyniku tej piepszonej presji otoczenia, robie
          wszytsko by znszczyc nasz zwiazek, by sie te wszystkie dobre cicie odwaliły ode
          mnie.
          • kruszynka301 Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:49
            Delfino, nie pisałam wcale, że ona jest zła. Pisałam, że jest naiwna, wpakowała
            się w historię z beznadziejnym facetem. Niezależnie od reakcji otoczenia
            (akurat rodzice eksa bardzo ją lubią, jak inni się zachowują po prostu nie
            wiem), z powodu hazardu eks żyją w biedzie - dwójka malutkich dzieci w maleńkim
            mieszkanku - w czymś takim żyją.

            Nie uważam również siebie za dobrą osobę - szczerze, to bardzo się cieszę, że
            mi go odebrała, eks przeprowadził rozwód, gdyby nie ona, sama nie zdobyłabym
            się na odejście. Wszystko ułożyło się po mojej mysli, bez wyrzutów sumienia z
            mojej strony - przecież to on odszedł, zostawiając mi wolną rękę. Mogłam sobie
            ułożyć życie na nowo, i w miarę szybko tak zrobiłam.

            Chodzi mi głównie o to, że mężczyzna porzucający swoją żonę nie jest dobrym
            partnerem, nie wróży to dobrze nowemu związkowi. Zostawmy presję
            otoczenia, "cicie", nie tutaj tkwi problem. Można przecież się wyprowadzić.
            Ważne są reakcje między Wami. Jak możesz liczyć na takiego faceta, skąd
            pewność, że Ciebie kiedyś nie zostawi?

            Oczywiście, nie masz pewności, że się nie rozejdziecie z powodu różnic
            charakterów, ale czy masz pewność, że nie zostawi Ciebie dla innej, młodszej,
            ładniejszej? Lub która go po prostu wysłucha, bo Ty po paru latach masz już
            dość - ja np miałam dość jego przegrywania na giełdzie, w ciągu 2 lat 30 tys,
            poszło w błoto, od tego chyba się wszystko zaczęło. Znalazł inną, współczującą
            mu, inną od żony "hetery".

            Pozdrawiam
            Gosia
            • delfina6 Re: Do delfiny6 06.02.04, 18:55
              zwróc uwage na terminy, które uzywasz "ona Ci go odebrała", analogicznie "ja
              ukradłam meza", czy naprawde jestescie przekonane, ze tak jest (juz o to kiedys
              pytalam na forum)
              • kruszynka301 Re: Do delfiny6 06.02.04, 19:45
                ona była katalizatorem, bez niej ani były mąż, ani ja nie byśmy się nie
                rozstali. Odebrała - może faktycznie za mocne słowo. Wkurza mnie tylko fakt, że
                to wszystko działo się, kiedy byłam w ciąży, i do tego wszystkiego doszedł
                paniczny lęk, że to się odbije na zdrowiu maleństwa - ciążę przeszłam w
                niesamowitym stresie. O to mam największy żal.
          • magania Re: Do delfiny6 17.02.04, 00:28
            Kazda sytuacja jest inna,wiec nie mozna generalizowac o babskiej
            solidarnosci.Gdy facet kocha,jest zwiazany emocjonalnie ze swoja
            kobieta ,zalezy mu na niej,to na pewno nie ucieknie w ramiona innej.Jezeli
            kobieta mowi,ze byla w dobrym zwiazku,a jakas inna go zniszczyla to znaczy,ze
            facet wcale nie uwazal,ze to byl dobry zwiazek.Ludzie,ktorzy sie rozstaja,maja
            prawo ulozyc sobie na nowo zycie,a nie zyc samotnie jak poutnik tylko
            dlatego,ze tego oczekuja od nich inni.Nie znam Twojej sytuacji Delfino,ale masz
            dziecko,to dziecko ma ojca i wy razem zalatwiajcie swoje sprawy tak jak
            czujecie.To wasze zycie,a nie wszystkich dookola.Pozdrawiam-szczesliwa mama i
            zona
      • nicaa Re: Nie moge zrozumiec ... 11.02.04, 20:02
        nie rozumiem tej wypowiedzi . nie sądzisz że lepiej by nam sie żyło gdyby
        wszyscy postępowali jak pisze
    • kruszynka301 Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 17:03
      Next mojego byłego męża zaszła z nim w ciążę, kiedy mieli wreszcie czas dla
      siebie, bo ja aktualnie rodziłamwink. I co powiesz na taką mentalność? Spotkałam
      się z tym dziewczęciem: szara myszka, zakompleksiona, wpatrzona w byłego jak w
      obraz, ona wie, że źle robi, ale ona go tak kocha......

      To wszystko chyba zależy, jak się cenimy. dla mnie facet zdradzający żone jest
      zerem (dlaczego się wcześniej nie rozwiódł, skoro było źle), i tylko kobieta
      zakompleksiona, nie wierząca we własne siły mogłaby się zgodzić na taki
      związek. Ostrzegałam tą dziewczynę (wydawała mi sie tak zagubiona, że nie
      potrafiłam jej nienawidzić), nie pomogło.
      No i ma teraz za swoje; ex jest hazardzistą, klepią biedę, w ciągu 2 lat mają
      dwójkę dzieci, mieszkają w klitce. Horror.
      Ale: sama tego chciała.

      Po paru latach moge powiedzieć, że dziewczyna oddała mi przysługę; i w sumie
      jestem bardzo zadowolona z takiego obrotu sprawy.

      Dziewczyny wierzą, w to, co chcą wierzyć. Zawsze mogłam wybierać, i jeżeli ktoś
      od razu zaczynał mi opowiadać, jaką ma (lub miał) wredną żonę, to więcej się z
      nim nie umawiałam. Nie wiem jednak, jak bym się zachowała, gdybym nie takiego
      wyboru nie miała.
      Nie zależy mi na solidarności między nami, bo jeszcze raz podkreślę: facet,
      który odchodzi od cięzarnej żony do kochanki jest nic nie wart, więc nie ma
      czego żałować.

      Pozdrawiam
      Gosia
      • icisek Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 17:25
        Masz racje, bardziej chodzi o swoja wartosc niz solidarnosc - tej ostatniej
        nigdy nie bedzie. W kazdym razie ja zachowwuje sie jak ta wyzej wspomniana
        dewota smile Bardzo dawno temu odeszlam od chlopaka, kiedy dowiedzialam sie, ze ma
        dziecko z inna i nie poczuwa sie do odpowwiedzialnosci, bo zostal " wrobiony".
        W stosunku do mnie byl - aniolem. Ale co z tego, skoro widzialam tamta
        dziewczyne...I jej dziecko. To, ze teraz uklada mi sie ze zmiennym szczesciem
        jest wynikiem naszego kilkunastoletniego stazu pozycia i poczucia osamotnienia
        a nie tego, ze mnie zdradza, czy cos w tym stylusmile Ale naprawde po tamtym
        rozstaniu bylam bardzo szczesliwa z moim obecnym smileI wierze, ze jeszcze bede smile
        A jak nie - to zagoszcze tu na stale smile Ale w swoim dewoctwie nie wierze, ze
        mozna swoje szczescie budowac z takim jakims ..dupkiem...
        • kruszynka301 Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 17:45
          Święte słowa. Kiedyś też ktoś mi opowiadał, jak jest nieszczęśliwy z żoną, jaka
          jest okropna, itd. Ale kiedy zadzwonił do mnie, a w tle słyszałam jego 2-
          letniego synka - no nie mogłam wytrzymać. więcej się nie spotkałam. obecny mąż
          ujął mnie tym, że nic nie mówił o swojej poprzedniej dziewczynie - więcej
          opowiadali mi jego znajomi i jego mama, on uznał, że sprawa jest zamknięta.
          Zresztą - rozstali się w zgodzie, to też jest ważne.

          Mam nadzieję, że jeszcze będziecie ze sobą szczęśliwi; ostatnio rodzice męża
          przeżywali kryzys, ale teraz już dochodzą do porozumienia -teściowa wyjechała
          na parę miesięcy, to im dobrze zrobiło (odpoczęli od siebie i zastanowili się
          trochę nad sobą) i wszystko wskazuje na to, że już będzie dobrze, czego i tobie
          życzę.

          • icisek Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 18:19
            A Ty jestes szczesliwa ? Powiedz, ze tak - bo chce wierzyc, ze los jednak
            wynagradza niezasluzone w koncu , cierpienia smileJa tez kiedys mialam powazny
            kryzys i wtedy spotykalam sie z facetem, ktory samotnie wychowywal corke.Bylam
            zachwycona smile)) Do czasu, kiedy okazalo sie, ze facet nie ma rozwodu (bal mi
            sie powiedziec, zebym nie odeszla)i tak naprawde zona byla obecna w domu - w
            kazdym razie jej ciuchy, perfumy i wszystko. Nawet nie zapytalam o te rzeczy -
            dlaczego sa w domu - po prostu wyszlam tak jak stalam. Dupek. szybciutko
            wrocilam do meza, ktory jak sie okazalo nie chcial wiecej wolnosci ( a domagal
            jej sie krzykliwie)i przez jakis czas bylo bardzo dobrze...no ale lata
            plyna...I proza zycia smile
            • kruszynka301 Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 19:10
              Jestem bardzo szczęśliwa. Poznałam na czacie faceta, po kilku całonocnych
              rozmowach spotkaliśmy się, i zaiskrzyło momentalnie. Ja już byłam po rozwodzie.
              Po tygodniu wyjechaliśmy razem na Słowację, po powrocie jesteśmy nierozłączni.
              Trwa to już blisko 4 lata. A. rozpieszcza niemiłosiernie córę, czasami patrząc
              na tych dwoje bawiących się łezka mi się w oku kręci.

              Naprawdę, było warto przejść przez to wszystko. Doceniam to, co mam, umiem się
              cieszyć życiem.
              Proza życia na razie nam nie grozi, oboje jesteśmy zagonieni, i cieszymy się,
              kiedy w końcu znajdziemy się razem w domu.
              Poza tym, mieszkamy razem z moimi rodzicami i rodzeństwem, razem 10 osób
              dorosłych i dwójka małych urwisów w jednym domu, więc zawsze się coś dzieje.
              Nie ma mowy o nudziewink.

              • nooleczka Re: Nie moge zrozumiec ... 06.02.04, 23:01
                kruszynka301 napisała:
                > Poza tym, mieszkamy razem z moimi rodzicami i rodzeństwem, razem 10 osób
                > dorosłych i dwójka małych urwisów w jednym domu, więc zawsze się coś dzieje.
                >
                O matko, wyrazy współczucia sad Ja bym chyba zwariowała w takim tłoku.
                Właśnie dlatego nie mieszkam z moim lubym, bo mieszkam jeszcze z rodzicami.
                Będziemy mieli swój kąt, to wtedy zamieszkamy razem. I rodzice nie będą się
                wtrącać.


                Pozdrawiam, Ania
                • kruszynka301 Re: Nie moge zrozumiec ... 07.02.04, 08:04
                  Dodaj jeszcze do tego pieska, dwa tygrysy i króliczka Playboya wink). Nie jest
                  tak źle, "tłoczymy się" na 3 piętrach w 15 pokojach. Ja z mężem i córą
                  mieszkamy na poddaszu, mamy 5 pokoi i ponad 120 m. Mąż jest jedynakiem, i cała
                  ta wielka rodzinka baaardzo mu odpowiada. Czasami szukam go w całym domu około
                  15 minutwink.

                  Pozdrawiam
                  Gosia
    • stynka Re: Nie moge zrozumiec ... 08.02.04, 01:24
      "(...) W ciazy byla ? To co tu robisz koles ? Masz obowiazki wobec niej i
      dziecka. Spadaj. Zalatw sprawe po mesku i nie zawracaj mi glowy." Naiwne sa te
      dziewczyny, ktore mysla , ze tacy faceci wlasnie wobec nich beda uczciwi... To
      samo dotyczy zonatych (...)" (w zasadzie mogłabym cały post icisek tutaj
      wkleić...)

      Święte słowa! Nic dodać, nic ująć. Dla mnie kwestia nie podlega dyskusji, więc
      odpuszczam sobie czytanie wątku.

      stynka
      • nooleczka Re: Do icisek, stynki... 08.02.04, 15:33
        stynka napisała:
        > Święte słowa! Nic dodać, nic ująć. Dla mnie kwestia nie podlega dyskusji,

        Nic w życiu nie jest czarne ani białe. Byłoby o wiele prościej...
        Co powiecie na przypadki, kiedy faceci ZATAJAJĄ takie rzeczy przed swoimi
        dziewczynami, przekonując je, że: "Jestem już po rozwodzie".
        A gdy przychodzi czas na ujawnienie prawdy, czasem jest już za późno by się
        rozstać (np. dziecko w drodze). Zastanawiałyście sie, icisek, stynko, co wtedy
        byście zrobiły??? Ferować wyroki jest łatwo, jak nie jest się samemu w takiej
        sytuacji... sad A czasami wtedy już nie ma gdzie odejśc.
        • chalsia Re: Do icisek, stynki... 08.02.04, 15:54
          Nooleczko,

          Temat wątku dotyczy solidarności kobiet, a nie tego na ile winni i
          odpowiedzialni/nieodpowiedzialni są faceci.
          Oczywiście, że w opisanej przez Ciebie sytuacji kobitka winna nie jest DO
          CZASU, aż usłyszy od faceta, ze on nie jest wolny. Ale potem sytuacja wraca do
          punktu wyjścia z postu Iciski.
          I nie pisz, że nie ma gdzie już odejść jak się jest w ciąży - mnóstwo kobiet
          jest w takiej sytuacji nie ze swojego wyboru, a te, które same dokonały takiego
          wyboru (też takich jest sporo) mają sie na bank lepiej. Bo sama wiesz, że ciąża
          to nie powód by być razem, a zwłaszcza, gdy okazuje się, że "partner" w TAKI
          sposób okłamywał. Do czorta z takim draniem. Trzeba chyba nie mieć godności
          własnej by być z człowiekiem, który oszukuje żonę, oszukuje drugą kobietę,
          nawet jak się jest w ciąży.

          Pozdrawiam,
          Chalsia
          • lubstej Re: Do icisek, stynki... 09.02.04, 08:55
            moze troche z innej strony
            spotykali sie jakis czas byli mlodzi, bylo fajnie, ale zaczelo sie psuc i facet
            zaczal rozmowe o rozstaniu, i buch za chwile dowiaduje sie ze to nie mozliwe
            poniewaz beda mieli dziecko - nie musze dodawac ze decyzja byla jednostronna
            sama kobieta przyznala przy jego rodzicach ze gdyby nie dziecko to on by sie z
            nia nie ozenil
            ale dobra, facet poczul sie i ozenil, zaczelo byc coraz gorzej, znowu rozmowy
            ze moze lepiej dla nich i dla dziecka zeby sie rozstali i buch, kolejna ciaza,
            na nieszczescie lub szczescie poroniona,
            i zyja sobie dalej, jest zle, coraz gorzej
            kobieta tym razem zaczyna rozmowe, ze moze dla ratowania zwiazku postarac sie o
            dziecko, slyszy w odpowiedzi ze nie powinni unieszczesliwac jeszcze jednej
            osoby ale coz,ona wie lepiej, raz sie sprawdzilo to moze i teraz tez
            i "tabletki zawiodly" i buch, kolejna ciaza
            dodam, ze sa juz po rozwodzie, facet nie wytrzymal manipulacji i coz to duzo
            mowic, wrabiania
            dzieci kocha, dba o nie, placi na nie, ale kobieta jest dla niego zwykla
            oszustka....

            widzicie, dla niektorych osob ciaza to jedyny sposob by byc razem
            czy jesli w takiej sytuacji zacznie sie spotykac z inna kobieta, to znaczy ze
            jest draniem bo .... no wlasnie, dlaczego? dziecko usprawiedliwi wszystko?
            Życ z kobieta, ktorej sie nie kocha, ktora robi wszystko by uprzykrzyc zycie a
            nic (oprocz rodzenia dzieci) by to wspolne zycie ratowac?

            sytuacje sa naprawde bardzo rozne
            • justinka_s Re: Do Lubstej 09.02.04, 10:39
              • justinka_s Re: Do Lubstej..POWTÓRKA 09.02.04, 10:45
                a moje pytanie brzemi..jeżeli facetowi jest źle z żoną i chce się rozejśc to po
                co idzie z nią do łóżka? wiadomo..przynajmniej w moim mniemaniu z małżeństwa,
                ze łóżko łączy ludzi i emocje się podgrzewają a nie opadają, tak samo uczucia
                ale ile ludzi, tyle sytuacji...
                popieram tu większośc wypowiedzi tzn, że facet jak ma żonę, powinien przy niej
                być, jak ma dziecko, powinien być przy dziecku, inaczej gdy next o tym nie
                wie...ale przecież łatwo to sprawdzić np.wpraszając się do faceta do domusmile)
                natomiast życie jest różne i jak już się popełni błąd to moze chociaż w małym
                stopniu należaloby naprawić krzywdy?
          • delfina6 Re: Do icisek, stynki... 09.02.04, 09:09
            "Trzeba chyba nie mieć godności własnej by być z człowiekiem, który oszukuje
            żonę, oszukuje drugą kobietę nawet jak się jest w ciąży"
            Chalsiu mam pytanie wobec tego, to dlaczego radzisz mi bym została z
            człowiekiem, który zdradził żonę (ze mną, nie z powodów wyrzycia się
            seksualnego, tylko dalej utrzymuję, że mniedzy nami narodziła sie miłość), czy
            naprawdę uważasz, ze nie mam "godności wlasnej"?

            pozdrawiam
            • icisek Re: Do icisek, stynki... 14.02.04, 07:54
              No czescsmile Dlaczego Ci radze ? Bo tamten zwiazek jest juz zamkniety, a Twoj
              jeszcze nie i zamykajac go, brniesz dalej w wielkie klopoty, ciagnac za soba
              synka. Poczytalam troche na macochach o Twojej sytuacji i pewnie Cie rozczaruje
              moje zdanie... Otoz mysle, jest to przypuszczenie - prawda moze byc inna, ale
              mimo wszystko sadze, ze jest to bardzo prawdopodobne- facet nie ma gdzie
              mieszkac smile)) Zwiazek z ta trzecia nie bardzo mu odpowwiada ze wzgledow
              finansowych (no wiesz, gra wstepna - kolacyjki, grubszy portfel na pokaz, nie
              daj Boze, trzecie dziecko, czy tam czwarte jesli dwoje ma z pierwwszego
              malzenstwasmile)) I wydaje mi sie, ze jest mu wszystko jedno czy wroci do
              pierwszej czy do drugiej zony...Jaka roznica ? Zadna - okres zakochania w Tobie
              dawno minal,( jesli myslisz ze nie - blad smileI dylemat czy oddac czy nie, meza
              bylej - jest nieistotny. Jesli chcieliby byc razem, to by byli bez wzgledu na
              to czy Ci sie to podoba czy nie. Przypuszczam, ze Tobie opowiada co innego i
              pierwszej tez. Co do szykan ze strony rodziny....no wiesz, takiego faceta
              bierze sie z calym "dobrodziejstwem" inwentarzasmile Zanim sie zdecydowalas na ten
              zwiazek, musialas wiedziec , ze bedziesz wredna macocha, ze byla moze ci
              utrudniac zycie, ze facet bedzie rozdarty, i bedziesz ta okrapna synowa. Na
              pocieszenie dodam, ze wiekszosc synowych jest okropna smile A na tej drugiej, czy
              trzeciej mozna sie przynajmniej wyzyc bez wyrzutow sumienia i zrobic z niej
              najgorsza paskude. Jednym slowem : Widzialy galy co braly... sorry, za te
              slowa. Nie mozesz chyba nic zrobic w tej sytuacji, ale mozesz zajac sie
              dzieckiem i olac cala rzeczywistosc, bo zwariujesz. Samo sie rozwiaze. Co do
              wielkiej milosci... Hm... A dlaczego te dziewczyny porzucone, te z tego wlasnie
              forum, musza rezygnowac z wielkiej milosci, bo nie maja innego wyjscia ? Musza
              przezyc koszmar rozstania i samotnosci i musza podjac ogromny trud w samotnym
              macierzynstwie, podczas kiedy koles jest wolny i bez zadnych obowiazkow ? One
              nie maja wyboru, a zapewniam Cie, ze kochaja nie mniej niz Ty. Musza
              zrezygnowac z milosci, bo zostaly porzucone i zanim sie odnajda w
              rzeczywistosci mija sporo czasu. Dlatego powtarzam, ze wielka milosc nie
              tlumaczy dziewczyny ladujacej sie do lozka z zonatym facetem, czy facetem ktory
              ma dziecko z inna - to kwestia wyboru. Ty tez mozesz zrezygnowac z wielkiej
              milosci. To jest Twoj wybor i latwiej Ci bedzie przez to przejsc. I o to chodzi
              z poczuciem wlasnej wartosci. I jeszcze jedno malutkie spostrzezenie... smile
              Wiekszosc facetow zonatych, ktorzy rozpoczynaja romans, nie zamierza nigdy w
              zyciu odejsc od zony. Bo po co ? Porzucaja po jakims czasie panienki, lamiac im
              serca - i dobrze im tak - po co lazly w taki zwiazek. I mezczyzna nie decyduje
              sie na rozwod - to zona sie decyduje, kiedy romas wychodzi na jaw. Oni by to
              ukryli i zyli spokojnie, bez stresow w ciepelku domowym. Bo tak naprawde jaka
              jest roznica miedzy nami kobietami po roku wspolnego zycia ? Sorry, ale
              zadna smile Jestesmy takie same - mamy takie same pragnienia, oczekiwania i
              nadzieje- chcemy miec kochajacego meza, udane dzieci i osiagnac sukces. Madry
              mezczyzna o tym wie i nie zmienia zony, bo po co ma sobie robic klopoty ?smile
              Pozdrawiam Cie i zycze pogody ducha, bo tylko to tak naprawde sie w zyciu
              liczy. I przestanmy sie przejmowac tymi dupkami smile
              • delfina6 Re: Do icisek, stynki... 20.02.04, 09:07
                wiesz co icisku,a skad Ty te wszystkie rzeczyw iesz, o których napisałaś.
                skad wiesz ze nasz milosc sie juz skonczyla, dlaczego tak w pelni przekonana
                potrafisz mi powiedziec, zebym ne miala zludzen, ze miedzy nami nie ma juz
                milosci???????????? JESTES CHYBA Z TYCH, KTORE POSIADAJA JEDYNE I SLUSZNE RACJE
                na podstawie przeczytanej mojej historii, druga czesc sobie "dorobilas" i sie
                STRASZLIWIE pomylilas
                "Zwiazek z ta trzecia nie bardzo mu odpowwiada ze wzgledow
                > finansowych " - o co tu chodzi? jaką trzecią?

                I wydaje mi sie, ze jest mu wszystko jedno czy wroci do
                > pierwszej czy do drugiej zony...Jaka roznica ? Zadna - okres zakochania w
                Tobie
                >
                > dawno minal,( jesli myslisz ze nie - blad smile - z czystym sumieniem mogę
                powiedziec, ZE JESTES IDIOTKĄ
                • icisek Re: Do icisek, stynki... 20.02.04, 11:46
                  Mozesz czytac uwazniej ? smile W pierwszych zdaniach napisalam, ze nie wiem, ale
                  wydaje mi sie prawdopodobne. Poza tym te obelgi typu jazgotliwa dewotka i
                  idiotka wskazuja, na cos zupelnie odwrotnego...no wiesz ..kto sie
                  przezywa ...smile))))))))
          • delfina6 do chalsi 09.02.04, 09:11
            "Trzeba chyba nie mieć godności własnej by być z człowiekiem, który oszukuje
            żonę, oszukuje drugą kobietę nawet jak się jest w ciąży"
            Chalsiu mam pytanie wobec tego, to dlaczego radzisz mi bym została z
            człowiekiem, który zdradził żonę (ze mną, nie z powodów wyrzycia się
            seksualnego, tylko dalej utrzymuję, że mniedzy nami narodziła sie miłość), czy
            naprawdę uważasz, ze nie mam "godności wlasnej"?

            przepraszam, ze drugi raz to samo, ale zapomniałam dać nagłówka poprzednim razem
            • pysia-2 Re: do chalsi 09.02.04, 15:52
              przepraszam ze sie wtrace, bo nie do mnie to pytanie ale nie zdzierzylam.
              Delfino, on nie oszukal i nie zdradzil ciebie! Z toba chce byc, wobec ciebie
              okazal lojalnosc i uczciwosc. Wiec dlaczego mialabys nie miec godnosci
              osobistej bedac z nim??
              Twoja historia jest dla mnie w ogoole jakas kosmiczna. Niby wiem, ze ludzie sa
              roozni, ale mi sie w glowie po prostu nie miesci, ze moglabym kogos kochac i
              nie byc z nim, mimo ze on chce byc ze mna. TYm bardziej gdyby laczylo nas
              jeszcze i dziecko. Moze ty go po prostu nie kochasz, bo innego wytlumaczenia
              nie mam. Altruizm ma swoje granice.

              A to, ze on zdradzil swoja zone... To takie dziwne rozumowanie.
              W takim razie ja nie powinnam zadawac sie z 90% znajomych, bo kazdy z nich
              kogos kiedys oszukal, zdradzil itp. Przeciez nie trace przez to godnosci
              osobistej, nawet jesli kumpluje sie z najgorszym szczurem... Jesli wobec mnie
              jest lojalny...
              • chalsia Re: do Delfiny i Pysi 09.02.04, 23:49
                Delfino,

                sorry - czy Twój mąż "grał" przed eks-żoną, że jest "more-or-less" OK, w normie
                między nimi i w międzyczasie informował Cię o tym, że jest kawalerem
                ewentualnie rozwodnikiem??
                Jeśli nie, to nie widzę przełożenia na Twoją sytuację. I dlatego takie było i
                jest moje zdanie nt. Twojego związku.

                Pysiu,

                przykre tylko to, że 90% Twoich znajomych to ludzie, którzy kogoś oszukiwali i
                zdradzali. Ale kazdy ma swoje kryteria.

                Pozdrawiam,
                Chalsia

                • pysia-2 Re: do Chalsi 10.02.04, 10:48
                  > przykre tylko to, że 90% Twoich znajomych to ludzie, którzy kogoś oszukiwali
                  i
                  > zdradzali. Ale kazdy ma swoje kryteria.


                  Nieee, Chalsiu. Te 90% to byla czysto hipotetyczna sytuacja.
                  Moi przyjaciele, krewni i znajomi kroolika sa oki. Zreszta nie wnikam, jesli
                  nawet kogos oszukuja, nic mi do tego. Mnie nie rania. Bo gdyby to zrobili, nie
                  byliby nawet znajomymi, ani moimi ani Kroolika :o)
              • nicaa Re: do chalsi 11.02.04, 20:27
                Przepraszam ale ja cie wogóle nie rozumiem.Jak możesz się kumplować z kimś kto
                oszukuje i zdradza innych ludzi?. skąd wiesz że w stosunku do ciebie jest
                lojalny? Jeśli ktoś oszukuje jedną osobę dlaczego ma mieć opory wobec ciebie .
                czekasz do pierwszego razu? myślę sobie że gdyby wszelkiej maści zdradzaczy
                otaczał ludzki ostracyzm dwa razy by się zastanowili zanim by kogoś oszukali. A
                tak cierpi tylko oszukana osoba a taki ktos nic sobie nie robi i nie czuje, że
                kogoś krzywdzi.
                • pysia-2 Re: do chalsi 12.02.04, 14:10
                  Wiec uwazasz, ze jesli mooj najlepszy przyjaciel, ktoory jest moim najlepszym
                  przyjacielem dlatego, ze od zawsze moge na niego liczyc w kazdej sytuacji,
                  zdradza swoja zone, to ja automatycznie mam sie z nim przestac przyjaznic??? A
                  na jakiej podstawie? Bo jest szuja w stosunku do swojej zony? A co mnie to
                  obchodzi? Mnie nie oszukal i nigdy w zyciu nie odmoowil mi pomocy, kiedy jej
                  potrzebowalam, nawet jesli mialby przez to zawalic swoje sprawy. Dodam, ze jest
                  dla mnie tylko i wylacznie przyjacielem i nikim wiecej.

                  A te iles tam procent tych moich kumpli-oszukancoow to byla sytuacja czysto
                  hipotetyczna, stworzona w celu unaocznienia pewnego problemu w sposoob
                  obrazowy.
          • nooleczka Re: Do chalsi 09.02.04, 17:05
            Ciąża to był jeden z powodów (ale nie jedyny), dla którego ludzie decydują się
            zostać razem. Takim powodem (najważniejszym) jest również miłość. Mimo tego że
            facet oszukał. A dlaczego oszukał? Może bardzo kochał swoją nową kobietę i nie
            chciał żeby odeszła po usłyszeniu strasznej prawdy? Może za wszelką cenę chciał
            ją zatrzymac przy sobie? Moze wiedział, że prawda i tak prędzej czy później
            wyjdzie na jaw?
            A ona? dlaczego nie zdecydowała się odejsc? Może dlatego, ze kochała już go do
            szaleństwa i nie wyobrażała sobie życia z nikim innym? Może chciała bardzo by
            razem wychowywali ich wspólne, wymarzone, wytęsknione dziecko? Może oboje
            chceli być ze sobą ponad wszystko? A miłość ma to do siebie, że potrafi
            wybaczać. I nie ma to nic wspólnego z godnością osobistą.

            Rozwody ciągną sie czasem latami. Z jakiej więc przyczyny ta zakochana kobieta
            ma wykopać swego ukochanego do tamtej kobiety, do której on już prócz
            nienawiści nic nie czuje? Czy po to, by szarpać sie samej przez te, dajmy na
            to, 2 lata, bez ojca dla niemowlęcia, bez pomocy i bez środków do zycia? Cały
            czas kochając go i wiedząc, ze on kocha ją? Czemu to ma służyc? Próbie
            odbudowania czegoś, czego nie da się już odbudować? Czy uważasz, że ludzie
            którzy są zmuszeni do mieszkania razem mimo toczącego się własnie rozwodu, są
            szczęśliwsi?
            Piszesz chalsiu, że kobiety które odeszły z własnego wyboru mają sie na bank
            lepiej. Może i tak, ale dotyczy to kobiet, które, po pierwsze, mają z czego żyć
            i utrzymać, wykarmić dziecko, albo mogą liczyć na pomoc rodziny, a po drugie,
            którym już nie zależy na tym facecie i na tym związku.
            Co powiesz na tę sytuację, którą opisałam wyżej?

            Pozdrawiam, Ania

            • kruszynka301 Re: Do nooleczkii 09.02.04, 17:34
              Aniu, każda ze stron ma swoje argumenty, raczej nigdy się ze sobą nie zgodzimy.
              Trudno również będzie osobie trzeciej roztrzygnąć, kto ma rację.
              Ty mówisz o swojej sytuacji, ja potrafię powiedzieć, jak się czuje zdradzana
              żona. I nic raczej z tego nie wyniknie, bo prowadziłam już takie rozmowy z next
              mojego byłego męża. Ona miała swoje argumenty, ja swoje.
              Myślę, że prędzej czy później czas zweryfikuje nasze argumenty.

              Piszesz, że najważniejszym argumentem jest miłośc. Zastanów się - miłość wygasa
              po paru latach - znika zauroczenie, znika stan zakochania, nie ma już takiego
              napięcia. To juz nie jest to samo, co dawniej. Czy wtedy mamy wymieniać
              partnerów?

              pozdrawiam
              Gosia
              • nooleczka Re: Do nooleczkii 09.02.04, 17:56
                kruszynka301 napisała:
                > Ty mówisz o swojej sytuacji, ja potrafię powiedzieć, jak się czuje zdradzana

                JA NIE PISZĘ O SWOJEJ SYTUACJI smile)))
                Nie jestem ani next, która wchodzi w inny związek, ani zdradzoną ex.
                Aczkolwiek takie sytuacje jaką opisałam się zdarzają i trzeba zdobyć sie na
                odrobinę empatii, aby umieć je zrozumieć, a nie potępiać taką next w czambuł sad

                Dlatego jedni przestepcy za swoją winę dostają dożywocie, a inni uniewinnienie
                (przepraszam za porównanie, ale wydaje mi sie trafne).

                > Piszesz, że najważniejszym argumentem jest miłośc. Zastanów się - miłość
                wygasa>> po paru latach - znika zauroczenie, znika stan zakochania, nie ma już
                takiego > napięcia. To juz nie jest to samo, co dawniej. Czy wtedy mamy
                wymieniać > partnerów?
                >
                TERAZ mogę napisać o swojej sytuacji. Znam mojego m 5 lat, i mimo, że nasze
                uczucie owszem przeszło pewnego rodzaju ewolucję, stan zakochania przeszedł w
                coś poważniejszego i głębszego, ale na pewno nie wygasł.
                I mimo że sytuacja którą opisałam w poprzednim poście nie jest moją sytacją,
                chodziło mi własnie o taki związek - kiedy next jest pewna, że to ten właściwy
                facet, z którym chce sie być do końca.

                Pozdrawiam, Ania
            • chalsia Re: Do chalsi 10.02.04, 00:00
              Nooleczko,

              >Rozwody ciągną sie czasem latami. Z jakiej więc przyczyny ta zakochana kobieta
              > ma wykopać swego ukochanego do tamtej kobiety, do której on już prócz
              > nienawiści nic nie czuje? Czy po to, by szarpać sie samej przez te, dajmy na
              > to, 2 lata, bez ojca dla niemowlęcia, bez pomocy i bez środków do zycia? Cały
              > czas kochając go i wiedząc, ze on kocha ją? Czemu to ma służyc? Próbie
              > odbudowania czegoś, czego nie da się już odbudować? Czy uważasz, że ludzie
              > którzy są zmuszeni do mieszkania razem mimo toczącego się własnie rozwodu, są
              > szczęśliwsi?

              Powyższe jest "nie na temat". Fragment o godności odnosił się bezpośrednio do
              sytuacji, gdy facet z jednej strony nie jest szczery z żoną, niby wszystko
              rutynowo się dzieje w domu, a z drugiej, jak to okresliłaś, ZATAJA prawdę
              przed "kochanką" (jak zwał tak zwał).

              A co do cytatu jako takiego - przepraszam - nie mam siły odpisywać.

              Pozdrawiam,
              Chalsia
              • nooleczka Re: Do chalsi 10.02.04, 00:34
                chalsia napisała:
                > Powyższe jest "nie na temat". Fragment o godności odnosił się bezpośrednio do
                > sytuacji, gdy facet z jednej strony nie jest szczery z żoną, niby wszystko
                > rutynowo się dzieje w domu, a z drugiej, jak to okresliłaś, ZATAJA prawdę
                > przed "kochanką" (jak zwał tak zwał).
                >
                Powyższe jest jak najbardziej na temat. Icisek napisała post bezwzględnie
                oskarżający te kobiety, które wiązą się z żonatymi facetami. Ja odpowiedziałam,
                że ta "kochanka" czasem nie ma zielonego pojęcia o tej drugiej i czasem
                dowiaduje sie o tym wtedy, kiedy jest zbyt późno na to, by podjąc decyzję o
                odejściu, decyzji, której tak na dobrą sprawę ani on ani ona nie chce i z
                której nic dobrego już nie wyniknie. I mimo że ta next została w ten sposób b.
                mocno zraniona, podobnie zresztą jak żona, to mimo wszystko jest gotowa zostac
                z tym facetem. Przykładowe takie okoliczności opisałam w moim poprzednim poście.

                Dlatego nie widzę powodów, dla których potępiacie w czambuł absolutnie
                wszystkie bez wyjątku kobiety wiążące sie z żonatymi sad((
                Świat nie jest niestety czarno - biały.

                A Ktoś Ważny powiedział kiedyś: "Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci
                kamieniem".


                Pozdrawiam, Ania
                • chalsia Re: Do chalsi 10.02.04, 12:32
                  W tym temacie (interesowania sie "zajętymi" facetami) jestem bez winy, więc
                  spokojnie mogę rzucać kamieniem.
                  A gdybym była w sytuacji, że facet zataił fakt, że jest w związku (i jeszcze by
                  się okazało, że jego partnerka/ żona nie ma świadomości, że coś jest nie tak,
                  bo facet gra na dwa fronty), to bez wzgledu na swoje do niego uczucia -
                  odeszłabym. Podstawą udanego związku (oprócz miłości) jest zaufanie, a taki
                  facet zaufania nie budzi, mówiąc delikatnie.

                  Pozdrawiam,
                  Chalsia
                  • nooleczka Re: Podsumowując 10.02.04, 14:20
                    chalsia napisała:
                    > W tym temacie (interesowania sie "zajętymi" facetami) jestem bez winy, więc
                    > spokojnie mogę rzucać kamieniem.

                    Ale w innych tematach pewnie jesteś winna, wiec upieram sie jednak że kamieniem
                    rzucać nie możesz. Mogą rzucać Ci, którzy są, cytuję, "bez winy", a nie - "bez
                    winy w tym temacie".

                    > A gdybym była w sytuacji, że facet zataił fakt, że jest w związku (i jeszcze
                    by> > się okazało, że jego partnerka/ żona nie ma świadomości, że coś jest nie
                    tak, > bo facet gra na dwa fronty), to bez wzgledu na swoje do niego uczucia -
                    > odeszłabym. Podstawą udanego związku (oprócz miłości) jest zaufanie, a taki
                    > facet zaufania nie budzi, mówiąc delikatnie.
                    >
                    Post iciska nie mówił nic o tym, czy facet zataja cos przed swoją żoną, czy nie.
                    Wyszłam więc z założenia, że nie zataja, tylko jest w trakcie rozwodu.
                    Ale fakt - wina faceta jest absolutnie bezsporna i ja nie o tym.
                    Ty byś odeszła, ja pewnie też, ale są takie dziewczyny, które z jakichś
                    względów nie chcą czy też nie mogą odejść.
                    Chodzi mi o to, że nie można założyć klapek na oczy (tak jak to zrobiły np.
                    icisek i stynka) i wrzucić wszystkich next do jednego worka i dalejże, huzia na
                    Józia. Licząc oczywiście na poklask zgromadzonych tu licznie i czasem ciężko
                    zranionych w taki sposób samotnych mam.

                    Generalizując jak icisek w tak okropny sposób można kogoś boleśnie dotknąć, po
                    co to komu?
                    Jest wiele sytuacji odbiegających od powszechnych stereotypów (ja pisalam o
                    własnie takiej) i zanim się napisze taki post, trzeba wyjrzeć trochę poza
                    czubek własnego nosa i o nich pamietać.

                    Pozdrawiam wszystkich
                    Ania
                    • chalsia Re: Podsumowując 10.02.04, 15:52
                      > Ale w innych tematach pewnie jesteś winna, wiec upieram sie jednak że
                      kamieniem
                      >
                      > rzucać nie możesz. Mogą rzucać Ci, którzy są, cytuję, "bez winy", a nie -
                      "bez
                      > winy w tym temacie".

                      Każdy interpretuje. Ja też. I mam prawo do interpretacji "bez winy w tym
                      temacie" (i dlatego nadal uważam, że moge rzucać kamieniem).
                      A skąd niby wiesz, że autor cytatu akurat miał na myśli "bez winy w ogóle i w
                      czymkolwiek"????? Może gdyby miał na myśli takie rozumienie, powiedział
                      by "tylko niewinni jak niemowlęta"??


                      O jejku, "Post iciska nie mówił nic o tym, czy facet zataja cos przed swoją
                      żoną, czy nie".
                      No jasne, ze nie Iciski, TYLKO TWÓJ WŁASNY, bo na ten właśnie odpowiedziałam
                      tekstem o godności osobistej.

                      >Chodzi mi o to, że nie można założyć klapek na oczy (tak jak to zrobiły np.
                      > icisek i stynka) i wrzucić wszystkich next do jednego worka i dalejże, huzia
                      na
                      >
                      > Józia. Licząc oczywiście na poklask zgromadzonych tu licznie i czasem ciężko
                      > zranionych w taki sposób samotnych mam.

                      Nooleczko, a czy powyższy fragment to nie jest właśnie DUUUZA generalizacja?
                      Dla mnie tak.

                      >Jest wiele sytuacji odbiegających od powszechnych stereotypów (ja pisalam o
                      > własnie takiej) i zanim się napisze taki post, trzeba wyjrzeć trochę poza
                      > czubek własnego nosa i o nich pamietać

                      W mojej opinii przykłady, które dawałaś były również dużymi generalizacjami.A
                      nie mam teraz czasu (ani ochoty, bo nie ma po co wytykac sobie wszystkiego
                      palcami) na kopiowanie z Twoich postów w tym wątku.

                      Pozdrawiam,
                      Chalsia
                      • nooleczka Re: Podsumowując 10.02.04, 16:10
                        chalsia napisała:
                        > O jejku, "Post iciska nie mówił nic o tym, czy facet zataja cos przed swoją
                        > żoną, czy nie".
                        > No jasne, ze nie Iciski, TYLKO TWÓJ WŁASNY, bo na ten właśnie odpowiedziałam
                        > tekstem o godności osobistej.

                        ??? Oj chyba nie... W opisanej przeze mnie sytuacji nie było nic o zatajaniu
                        przed żoną, tylko o facecie, ktory się rozwodzi...
                        >
                        > Nooleczko, a czy powyższy fragment to nie jest właśnie DUUUZA generalizacja?
                        > Dla mnie tak.
                        W jaki sposób?
                        >
                        > W mojej opinii przykłady, które dawałaś były również dużymi generalizacjami.A
                        > nie mam teraz czasu (ani ochoty, bo nie ma po co wytykac sobie wszystkiego
                        > palcami) na kopiowanie z Twoich postów w tym wątku.

                        Podałam tylko jedną konkretną sytuację. I przybliżone motywy zachowań ludzi w
                        takiej sytuacji. Żadnych generalizacji.
                        >
                        Pozdrawiam, Ania
            • justinka_s Re: Do chalsi 10.02.04, 15:53
              hm...jak to czytam to nie wiem co powiedzieć
              wiecie...za dużo niektóre osoby wychodza poza rozpoczety wątek, nie bedę
              przytaczać które, ale wątek się zaczał, ze skoro panna ma powiedzieć o ciąży
              żony swojego kochanka to logiczne, ze o tej ciązy i o jego kobiecie wie
              więc nie linczujmy osoby, która zaczela temat, ona nie wklada wszystkich
              kochanek do jednego worka, nie mówi, ze coś jest albo biale albo czarne,
              wyrazila swoje zdanie na temat i facetów i kobiet, które sa swiadome sytuacji
              a nawet jak nie są świadome to dziwne, ze np, angażują się nie znając sytuacji
              faceta, np. gdzie mieszka , pracuje, jaką ma rodzinę itp
              bo przecież facet nie urwał się z kosmosu i jest możliwośc poznania jego
              otoczenia
              nie zwalam tu winy tylko na kobiety, bo facet też powinien mieć głowę i nie
              tylko te na fiucie ( za przeproszeniem) ale i na karku

              sama wiem jedno, nie zrobilabym świadomie innej kobiecie tego co mnie zrobiono,
              albo co nie byloby miłe samej to przezyć
              • justinka_s Re: Do chalsi - przepraszam za tytuł 10.02.04, 15:55
                niechcący nie zmieniłam Temtu odpowiedzi, moja wypowiedź nie jest skierowana do
                Chalsi, jeszcze raz przepraszam
              • odalie justinko masz rację, według mnie 10.02.04, 22:25
                Gdybym miała się dopisać własnymi słowami, to bym właśnie tak to wyraziła.
        • stynka Re: Do icisek, stynki... 09.02.04, 06:19
          W poście icisek mowa o sytuacji, gdy kobieta WIE.
          Reszta: patrz post Chalsi.

          stynka
    • burza4 Re: Nie moge zrozumiec ... 09.02.04, 22:52
      Icisek - jak większość ludzi patrzysz pod kątem własnych doświadczeń. Nie
      zawsze życie jest tak proste. Przede wszystkim pamiętaj o jednym - piszesz że
      świat jest pełen samotnych facetów. Gdzie???? Bo ja po rozwodzie w wieku lat 26
      przez kolejne 5 lat poznałam takich 2 sztuki, z tego jeden był beznadziejny, a
      drugi kosztował mnie roczną depresję. Nieważne, nie o tym chciałam.

      Z moim pierwszym mężem związałam się wiedząc, że ma dziecko. Z dziewczyną
      starszą o 6 lat. Którą "dostał" od kolegi za flaszkę wódki. Która o tym głupim
      zakładzie wiedziała i sama tę butelczynę kupiła. Która poszła do łóżka na
      pierwszej randce i twierdziła że bierze pigułki. Która 6 tygodni później
      oznajmiła że jest w ciąży. On chciał się z nią ożenic, ale był niepełnoletni i
      rodzice się nie zgodzili. Ona wróciła do swoich rodziców, 300 km dalej i po
      prostu sprawa umarła śmiercią naturalną. Dziecko uznał, alimenty płaci.
      Usprawiedliwiam go? Być może, ale on miał 17 lat a ona nie była szczera. Ona
      chciała zahaczyć się w wielkim mieście na przysłowiową d... Nie wyszło. I tym
      razem i następnym. Teraz ma już bodajże 5 dzieci - w tym tylko dwoje ma tego
      samego ojca. To według mnie o czymś świadczy. Mnie poznał później - i myślisz,
      że moje "poszedl won do dziecka" coś by zmieniło? Dla wyjaśnienia - rozwiodłam
      się z nim kilka lat później z różnych przyczyn, ale zawsze uważałam go za
      kochającego ojca dla naszej córki.

      A historie mają różne oblicza, nie można generalizować, że powinno się
      postępować w jedynie słuszny sposób
      • cruella-devil ... i jedna z tych historii 10.02.04, 21:47
        Przychodzi do baby-lekarza (wolnej, pięknej, inteligentnej, z lekka tylko
        zestresowanej cykaniem zegara czasu) młody, przystojny i zamiejscowy
        Przedstawiciel Firmy Farmaceutycznej (PFF). Bez kolejki do gabinetu, to
        oczywiste. Samczym bajerom opisów poświęcać nie będziemy, dość, że po pewnym
        czasie pomiędzy osobami dramatu miłość rozkwita olbrzymia, wspierana bukietami
        róż (na koszt firmy farmaceutycznej), wytwornymi kolacjami i romantycznymi
        nocami w zacisznych pensjonatach (na koszt j.w.) Podczas którejś z nich, PFF
        zalany łzami, zwierza się nareszcie z traumy swego życia- okrutnej wiedźmy,
        wiążącej go dawno temu rzuconym zaklęciem. PFF w swej szlachetności nie
        podejmuje się jednak otwartej walki z jędzą, a to przez wzgląd na dziecię
        niewinne, które sercem całym miłuje. Pani doktor wykazuje zrozumienie, łzy
        ociera, do atrakcyjnej piersi tuli. Ale że między spotkaniami czas się dłuży
        (PFF wiele miast odwiedzić musi), niegłupia przecież i sumienia nie pozbawiona
        Pani Doktor główką rusza i nad historyjką się zastanawia. Postanawia porzucić.
        Zmienia zdanie, zakochana po uszy - żaden jej się taki już nie trafi. Znów
        porzuca. Nie na długo, bo PFF taki nieszczęśliwy, tak błaga i przekonuje...
        Ona się miota, płacze, kocha i cierpi; on- podróżuje. Dziecko rośnie, żona
        brzydnie.
        Ta historia trwa i trwa, nieważne, kto o niej wie, a kto nie. Wiesz co,
        Icisek, masz rację.
        • burza4 Re: ... gwoli sprawiedliwości... 10.02.04, 23:32
          Na bazie założeń iciska każdy kolejny facet w moim życiu powinien mnie pogonić
          i potępić w czambuł, bo decydując się na rozwód rozbiłam rodzinę, porzuciłam
          męża (to nic że dla nikogo poza sobą), to nic, że za zadne skarby świata nie
          chciałam już z nim być i żadna ludzka siła by mnie nie zmusiła żebym z nim
          pozostała.

          Potencjalny facet powinien mnie odtrącić, opluć nieomal, nakazać natychmiastowy
          powrót do męża, po to, by odbudować i pielęgnować święte ognisko rodzinne.
          Zupełnie bez znaczenia przy tym powinien dla potencjalnego gacha być fakt, że
          do męża czułam wtenczas wyłącznie uczucia baardzo mocno niechętne i że nic nie
          skłoniłoby mnie już do dzielenia z nim życia/łoża czy choćby powietrza. Taki
          gach powinien mi przypomnieć, gdzie moje miejsce - przy mężu i dziecku, bo
          trzeba być odpowiedzialnym i nie mozna dziecka pozbawiać pełnej rodziny dla
          zwykłego widzimisię pt "nie mogę już na niego patrzeć". Moje fanaberie, że nie
          kocham już męża, żeby nie powiedzieć, że nie znoszę go każdą komórką mojego
          ciała z pewnością były moralnie naganne. Coż znaczy moje szczęście, spokój i
          radość życia w obliczu świętego obowiązku... słowo się rzekło, kobyłka u płota?

          Pomijam tu kwestie oczywiste - naprawdę dużo jest zwykłych palantów, ale nie
          każdy facet odchodzi z powodu kaprysu czy egoizmu. Czasem są po temu powody.
          Czym innym jest dla mnie odejście od żony i dziecka bo ma się ochotę na skok w
          bok; a czym innym odejście, kiedy nie widzi się żadnej szansy na pokojowe
          współistnienie pod jednym dachem. Nie zawsze da się wypracować jakiś związek.
          Czasem po prostu lepiej odejść.
          • nooleczka Re: ... gwoli sprawiedliwości... 11.02.04, 12:52
            burza4 napisała:
            > Pomijam tu kwestie oczywiste - naprawdę dużo jest zwykłych palantów, ale nie
            > każdy facet odchodzi z powodu kaprysu czy egoizmu. Czasem są po temu powody.
            > Czym innym jest dla mnie odejście od żony i dziecka bo ma się ochotę na skok
            w
            > bok; a czym innym odejście, kiedy nie widzi się żadnej szansy na pokojowe
            > współistnienie pod jednym dachem. Nie zawsze da się wypracować jakiś związek.
            > Czasem po prostu lepiej odejść.

            Podpisuję się obiema rękami pod tym postem burzy. Nic dodać, nic ująć.
            I to jest właśnie dokładnie spojrzenie na sprawę z drugiej strony.
            Przydałoby się to niektórym.

            Pozdrawiam, ANia
          • icisek Re: ... gwoli sprawiedliwości... 14.02.04, 09:07
            Moja Droga smile Alez Ty jestes bardzo uczciwa ! Odeszlas od niekochanego meza,
            dajac mu szanse na poznanie kogos innego a sobie spokoj sumienia i szanse tez.
            Czego sie mnie czepiasz?smile))Bzykalas sie z kumplami, bedac mezatka ? I
            przychodzlas do domu jakby nigdy nic ? NIE.
            • nooleczka Re: ... gwoli sprawiedliwości... 15.02.04, 18:15
              icisek napisała:
              > Czego sie mnie czepiasz?smile))Bzykalas sie z kumplami, bedac mezatka ? I
              > przychodzlas do domu jakby nigdy nic ? NIE.

              Upierdliwa jestem, nie? wink Taka już ze mnie wredna czepialska, że jak mi się
              cos niepodoba, to się czepiam wink Dlatego niektórzy wykładowcy jeżyli się na
              mój widok, bo uwielbiałam spuszczać im trochę "nadęcia" przy pomocy wytykania
              braków w wiedzy wink
              A Ciebie się akurat uczepiłam dlatego, że lekką rączką wrzuciłaś do jednego
              wora kobiety (kochanki czy też next), którym rzeczywiście potępienie się należy
              i takie, których winić za rozpad czyjegoś związku nie należy.
              • icisek Re: ... gwoli sprawiedliwości... 15.02.04, 19:05
                No cos Ty ! Daleka jestem od wrzucania w jeden worek ! Chodzi mi tylko o
                uczciwosc. O normalne zalatwianie spraw - tak by nie krzywdzic innych. Mozna
                sie rozwiesc, ale czy trzeba klamac i oszukiwac ? Mozna byc nieszczesliwym w
                malzenstwie, ale czy trzeba sypiac z zona i kochanka na zmiane ? Mozna miec
                kochanke i nie miec rozwodu, ale czy trzeba mieszkac wtedy z zona ? To jest
                nieludzkie. I kazda taka nieuczciwosc mnie boli. Dlatego postepuje tak, by nikt
                inny przeze mnie nie plakal, bo moze jestem naiwna, ale wierze, ze w zyciu
                wszystko sie wraca predzej czy pozniej...
              • icisek Re: ... gwoli sprawiedliwości... 15.02.04, 19:12
                No cos Ty ! Daleka jestem od wrzucania w jeden worek ! Chodzi mi tylko o
                uczciwosc. O normalne zalatwianie spraw - tak by nie krzywdzic innych. Mozna
                sie rozwiesc, ale czy trzeba klamac i oszukiwac ? Mozna byc nieszczesliwym w
                malzenstwie, ale czy trzeba sypiac z zona i kochanka na zmiane ? Mozna miec
                kochanke i nie miec rozwodu, ale czy trzeba mieszkac wtedy z zona ? To jest
                nieludzkie. I kazda taka nieuczciwosc mnie boli. Dlatego postepuje tak, by nikt
                inny przeze mnie nie plakal, bo moze jestem naiwna, ale wierze, ze w zyciu
                wszystko sie wraca predzej czy pozniej... A my kobiety, wiemy jak wielkie jest
                cierpienie, kiedy sie jest zdradzana, czy porzucana...dlaczego wiec sobie nie
                pomagamy, eliminujac na samym poczatku tych, ktorzy sa nieuczciwi. Pomagamy im
                pograzyc inna kobiete, zgadzajac sie na spotkania w tajemnicy, na szepty do
                sluchawki itp... To odrazajace. Moglabys po cichu spotykac sie z facetem, zeby
                tylko jego zona sie nie dowiedziala ( i wszystko jedno z jakiego powodu, ktory
                poda mezczyzna - zona jedza, narobi mu klopotow, zabierze dzieci albo otruje
                sie z rozpaczy...) ?
                • nooleczka Re: ... gwoli sprawiedliwości... 15.02.04, 19:25
                  icisek napisała:
                  > sluchawki itp... To odrazajace. Moglabys po cichu spotykac sie z facetem,
                  zeby > tylko jego zona sie nie dowiedziala ( i wszystko jedno z jakiego powodu,
                  ktory > poda mezczyzna - zona jedza, narobi mu klopotow, zabierze dzieci albo
                  otruje > sie z rozpaczy...) ?

                  Nie mogłabym. ale ja już wczesniej wyjasniłam, nie mówimy tutaj o mnie.
                  Natomiast jestem w stanie wyobrazic sobie sytuację, kiedy facet wyprowadził się
                  z domu, jest w trakcie rozwodu i ukrywa przed tą obecną żoną fakt posiadania
                  następnej kobiety ze wzgledów... różnych. Gdzie tu jest wina tej next?
      • icisek Re: Nie moge zrozumiec ... 14.02.04, 07:58
        Dziecko wink)) Sorry, ale musze podkreslic Twoj wiek. A moze tego wlasciwego
        poznasz majac 40 lat ? smile) I co ? Myslisz, ze to juz nie jest milosc i nie
        mozesz zaznac spokoju i bezpieczenstwa ? Nie rob niczego na sile. Masz dziecko,
        na reszte trzeba madrosci i czasu. I cierpliwoscismile
    • justinka_s Re: Nie moge zrozumiec ... 11.02.04, 13:08
      wiecie, zadam pytanie (mimo, że sytuacji jest wiele) która z was bys poszła do
      łóżka, odbiła faceta, romansowała z żonatym, którego żona np. jest w ciązy?
      albo rodzi dziecko?
      jeżeli tak to rozumiem tłumaczenie
      • nooleczka Re: Nie moge zrozumiec ... 11.02.04, 13:45
        Justinko, żadna z nas.
        Nigdy nie byłam kochanką żonatego faceta i nie wiem jak to jest. Ale mimo
        tego...

        ...Nie o to chodzi by zrozumieć samą siebie, tylko żeby zrozumieć motywy
        postępowania innych osób. Ja się staram.
        Uważam, że nie ma osób z gruntu złych. Natomiast każdy z nas może zrobić złą
        rzecz z różnych pobudek, któe wydają się być usprawiedliwione z punktu widzenia
        nas. Nie ma też bezwzględnych definicji, że coś jest złe czy dobre. To są
        wartości względne i, zależy z której strony się spojrzy, ta sama rzecz dla
        jednych ludzi wydaje się zła, a dla innych dobra.

        Najłatwiej jest powiedzieć o kims: "To ta kochanka, taka owaka!" Albo slogany w
        stylu "On nie winien, ona winna, dawać jemu nie powinna" wink itp.
        Najłatwiej być dewotą która rodziela ludzi na: "kochanki" - z gruntu złe
        i "ślubne" - a więc z gruntu dobre.

        Sama sie rozwodziłam swego czasu, i mimo, że byłam jeszcze "ślubna", to nie
        mieszkałam z moim pseudomężem. On w tym czasie, w czasie naszego rozwodu mógł
        mieć i ze 100 kochanek i naprawdę ABSOLUTNIE nic mnie to nie obchodziło.
        Wedle Waszych teorii, mój pseudomąż nie powinien zadawać się w tym czasie z
        żadnymi innymi kobietami, co więcej, powienien grzecznie do mnie wrócić i o,
        zgrozo, mieszkać ze mną. Zapewniam Was, że ani on ani ja byśmy tego nie
        ścierpieli. Mimo tego, że mialam malutkie dziecko (niemowlę). Podobnie jak to
        opisała burza, nie cierpiała go żadna komórka mego ciała.
        Ponieważ mój ex uwielbiał łazić po knajpach, więc podejrzewam, że spotykał sie
        wtedy z wieloma dziewczynami. Moze nawet się z którąś przespał. No i co z tego.
        Nic mnie to już nie obchodziło, rozwodziliśmy się i zamknęłam ten rozdział mego
        życia. Byliśmy uczuciowo już obcymi osobami, czekającymi na wyrok sądu.
        Jeśli, jak to piszecie, jakaś dziewczyna "wlazła" mu wtedy do łóżka, to tym
        gorzej dla niej, nie dla mnie.

        Pozdrawiam i apeluję o więcej... hmm...dystansu?
        Ania

        • chalsia Re: Nie moge zrozumiec ...do Nooleczki i Burzy 11.02.04, 14:09
          No właśnie - jedna podstawowa różnica to taka, że odeszłyście w samotność. A
          nie zauważyłam by w tym watku Icisek W OGÓLE pisał i poruszał temat, o którym w
          Waszych postach - nikt nikogo tutaj nie nakłania ani nie popiera
          podtrzymywania "fikcyjnego związku".

          I pytanie Justynki pozostaje bez odpowiedzi - dlaczego kobitka świadomie ładuje
          się w związek z żónatym facetem, który ma żonę w ciąży lub z malutkim
          dzieckiem. Facet oczywiście kijem jej nie odgania (no bo jakby, to by sprawy
          nie było) - bo ma np. dół z racji totalnej zmiany z życiu jakie niesie ze sobą
          (zwłaszcza pierwsze) dziecko, a żona w ciąży/z maluszkiem jak się czuje to
          chyba same wiecie. I na dodatek facet na wszelkie pytania typu "co się
          dzieje", "w czym problem/czy jest problem" ze strony żony (jeśli ona w ogóle
          cokoliwek wie, podejrzewa czy tez jest świadoma kryzysu) odpowiada "nic sie nie
          dzieje".
          I według mnie o takiej sytuacji był post Iciski.
          Pozdrawiam,
          Chalsia
          • justinka_s Re: Nie moge zrozumiec ... 11.02.04, 15:42
            za bardzo jak dla mnie wiele odpowiedzi odbiega od głównego watku
            każda podświadomie osoba odpowiadająca wie o co biega piszącej
            różnica polega na tym, ze wiele osób jakoś się tłumaczy mimo, że nikt tu nikogo
            nie oskarża

            ja też podam swój przykład, mąż mnie porzucił a za 3 tyg. byłam z innym facetem
            na weselu
            teraz z nim jestem i nie sadze, ze on wlazł mi do łóżka, ze ma grzech itp
            bo zanim się ze mną związal widzial jak jest, że męża nie ma, że się
            przeprowadziłam, że mam sprawy na policji przez niego założone, że jestem
            samotna, że woził mi pozew o rozwód do sądu itp
            a wiem, że podkochiwał się we mnie od 2 lat ale cenie go za to, że
            powiedział "bylaś żoną kumpla, a ja nigdy bym nie związał się ani romansowal z
            żoną kumpla, NIGDY nawet z dziewczyną"
            a chłopak mial 20 lat i był super przystojny i pociągający dla kobiet, i umiał
            się powstrzymac
            i niech tak każdy robi jak on, to sorry, ale nie byloby mnie a raczej mojej
            sytuacji w tej chwili
          • nooleczka Re: Nie moge zrozumiec ...do Nooleczki i Burzy 11.02.04, 15:44
            chalsia napisała:
            > A > nie zauważyłam by w tym watku Icisek W OGÓLE pisał i poruszał temat, o
            którym w>> Waszych postach - nikt nikogo tutaj nie nakłania ani nie popiera
            > podtrzymywania "fikcyjnego związku".

            Jest takie zdanie w pierwszym poście iciska: "To samo dotyczy
            zonatych: ":Zonaty ? To co tu robisz ? Marsz do
            zony ! A jak tak jest ci bardzo zle - to przyjdz jak juz bedziesz
            rozwiedziony"

            Są faceci żonaci i "żonaci". Icisek nie precyzuje, o kogo jej w tej drugiej
            części postu tak naprawdę chodzi. Jeśli o tych drugich, żonatych w cudzysłowie,
            to moim zdaniem jest to właśnie nakłanianie do utrzymywania fikcyjnego związku
            (np. takiego który psychicznie już się rozpadł, a prawnie jeszcze nie).
            >
            >
            > nie było) - bo ma np. dół z racji totalnej zmiany z życiu jakie niesie ze
            sobą
            > (zwłaszcza pierwsze) dziecko, a żona w ciąży/z maluszkiem jak się czuje to
            > chyba same wiecie. I na dodatek facet na wszelkie pytania typu "co się
            > dzieje", "w czym problem/czy jest problem" ze strony żony (jeśli ona w ogóle
            > cokoliwek wie, podejrzewa czy tez jest świadoma kryzysu) odpowiada "nic sie
            nie> > dzieje".
            > I według mnie o takiej sytuacji był post Iciski.

            PIERWSZA część postu na pewno tak. Ale ta druga była ogólnie o facetach
            żonatych, czyli też takich co są np. po 4 sprawach rozwodowych. Oni też są
            jeszcze żonaci, czyli też jeszcze "mieszczą się" w poście Iciska. A więc też
            takich "żonatych" Icisek nakłania do utrzymywania fikcyjnego małżeństwa. I tego
            z kolei ja nie rozumiem.

            Pozdrawiam, ANia
    • serengetti Tak czytam, czytam... 11.02.04, 16:22
      I jedno mnie uderzyło. Większość z Was starała się podciągnąć post Iciska na
      siłę do swojej sytuacji. Nie wszystkie, ale dużo. Ale Iciskowi nie chodziło o
      to, żeby na siłę podtrzymywać małżeństwo, które de facto już nie istnieje, ale
      o to, żeby kobiety będące na etapie poszukiwań partnera nie wiązały się z
      mężczyzną żonatym. O tę solidarność kobiet względem siebie. Której - jak wiemy -
      raczej nie ma. Oczywiście, są sytuacje, kiedy mężczyzna jest nieszczery i
      kobieta nie wie, że on ma żonę i dzieci. Ale takich sytuacji jest stosunkowo
      niewiele. Natomiast w większości żonaci panowie szukają sobie odskoczni bo żona
      np. jest w ciąży, albo zmęczona bo dziecko maleńkie, albo im się już nie
      podoba... Przyczyn może być wiele. Ważne, żebyśmy umiały takiemu powiedzieć:
      nie zwiążę się z tobą, bo masz już kogoś.
      Ja taką zasadę wyznaję od lat. Były czasy, kiedy szukałam sobie nowego partnera
      (wiele lat po rozwodzie) w internecie i spotykałam się często z
      zainteresowaniem panów żonatych - wcale się nie kryli z tym, że mają rodzinę.
      Każdemu - bez względu na to, jak bardzo by mi się podobał - odpowiadałam:
      przykro mi, nie jestem zainteresowana, bo masz żonę. Gdyby kobiety wolne
      postępowały w ten sposób od początku, mniej byłoby porzuconych matek. Tak
      myślę. I myślę, że o coś takiego chodziło Iciskowi.
      A mężczyzn i tak nie zmienimy. Zawsze myślą najpierw drugim mózgiem...
      Katarzyna
      • nicaa Re: Tak czytam, czytam... 11.02.04, 20:44
        nic dodać nic ująć
      • burza4 Re: Tak czytam, czytam... 12.02.04, 11:08
        Serengeti - oczywiście, że kazdy patrzy na sprawę przez pryzmat własnych
        doświadczeń i obserwacji. Oczywiście domyślam się, że iciskowi chodziło o coś
        innego - ale kazde generalizowanie kończy się w ten sam sposób - milionem
        przykładów z różnych stron - bo nie da się mieć jednej, niezmiennej procedury
        na życie każdego człowieka. Naturalnie Icisek ma rację - życie byłoby piękne
        gdyby wszyscy byli uczciwi i przestrzegali 10 przykazań.

        Na tym forum jest dużo normalnych, skrzywdzonych dziewczyn, które bardziej lub
        mniej kochały i teraz cierpią. Tu nie ma takich, które szczerze i bez ogródek
        przyznają, że zaszły w ciążę celowo z wyrachowania, bo chciały się ustawić
        życiowo, bez liczenia się ze zdaniem faceta; nie zauważyłam też, żeby któraś
        przyznała, że przespała się z kimś na pierwszej randce i głupio wpadła. A
        przecież takie sytuacje się w realu zdarzają. Jakoś nie potrafę współczuć takim
        kobietom, że zostały same ani twierdzić, że ich faceci to dranie bo nie chcą
        się z nimi wiązać. To nie jest tak, że bronię facetów. Po prostu są ludzie i
        ludziska i to niezależnie od płci; a nie powinno się budować związku na
        poczuciu odpowiedzialności.

        Naturalnie facetów typu uciekających od obowiązków wysyłałam zawsze na bambus.
        Choć czasem mi ich po prostu szkoda - niekiedy jest tak, bo w domu czują się po
        prostu zbędni, a koleżanka z pracy cierpliwie wysłucha ich problemów z uwagą
        nie przerywaną okrzykiem "zaczekaj, Kubuś chce kupę". I nagle sobie
        uświadamiają jak bardzo brakuje im tego, że dla kogoś są ważni. A w domu z roli
        partnera spadli do roli dostarczyciela kasy, żona ma dziecko i reszta przestała
        się liczyć; oni wracają z roboty, i jedyne co na nich czeka to litania
        pretensji. To ich nie usprawiedliwia rzecz jasna, ale może warto też przyjrzeć
        się sobie.

        Sypie się teraz małżeństwo moich znajomych. Ale to było do przewidzenia! Ona
        traktowała go w taki sposób, że dziwię się szczerze, że do tej pory nie
        odszedł. Icisek pisał, że powinno się najpierw rozliczyć z przeszłością, a
        dopiero potem układać sobie życie. ZGODA, powinien, czy raczej powinni oboje.
        Ale w tym przypadku to nie będzie możliwe. Bo jest olbrzymie mieszkanie, które
        trzeba spłacić, bo jest firma, bo w końcu jej ani się śni rezygnować z dużych
        pieniędzy i luksusu. Co nie przeszkadza jej w szukaniu nowych wyzwań w nocnych
        klubach... Nie sypiają ze soba od przeszło 2 lat ("bo on sobie nie zasłużył") -
        i naprawdę nie zdziwię się, jeśli dotrze do mnie informacja, że on kogoś ma.
        Daj mu Boże, bo choć ja osobiście bardzo ją lubię jako koleżankę, to jako żona
        jest nie do zniesienia i mówią jej o tym prosto w oczy wszyscy przyjaciele,
        którzy znają ich oboje.

        Ale jestem głęboko przekonana, że facet który ma udany związek NIE ODEJDZIE.
        Mówiąc brutalnie - może zdradzić, ale nie będzie chciał odejść. Faceci
        panicznie boją się takich korowodów i unikają ich póki mogą. Jeśli już chcą
        odejść, to znak, że kryje się za tym coś więcej niż tylko nowe bodźce seksualne.
        Więc nie do końca w tym rzecz, jak podchodzą do tego te trzecie. Rzecz raczej w
        tym, co my robimy, żeby nasz związek uchronić od zagrożeń. Co my robimy, żeby
        nasz facet pędził do domu jak na skrzydłach, a nie wysiadywał nad kuflem piwa
        byle tylko nie pojawić się w domu i nie wchodzić nam w drogę. Jeśli będzie
        wracał do domu (do nas) z niecierpliwością, nie zwróci uwagi nawet na wyraźne
        prowokacje ze strony samotnych harpii.
        Czego wam i sobie życzę.

        • chalsia Re: Tak czytam, czytam...- do Burzy 12.02.04, 11:41
          Burzo,

          sama wiesz - KAŻDY, nawet najbardziej udany związek ma swoje wzloty i upadki,
          czasy kryzysów. I w dobrych chwilach facet nawet by sie nie obejrzał, no może
          jak piszesz "skoczył w bok" ale o odejściu by nie myślał, to w chwilach kryzysu
          może zacząć o odejściu myśleć bo jest to łatwiejsze (zwłaszcza "z plastrem u
          boku") niz walka o związek. A przecież nie kazdy kryzys czy dół w związku
          znaczy, że związek jest nieudany.

          Pozdrawiam,
          Chalsia
        • serengetti Do Burzy 12.02.04, 13:32
          Burzo, starasz się przyłożyć mój post do swojej sytuacji. A ja przecież pisałam
          ogólnie, w odpowiedzi na post Iciska i to, co zauważyłam w pozostałych. Gdybym
          chciała na temat Iciska odpowiedzieć przez pryzmat własnych doświadczeń, to nie
          wiedziałabym, jak to zrobić, bo moja historia była zupełnie inna i –
          powiedziałabym – mocno nietypowa. Mój mąż mnie nigdy nie zdradził – nic zresztą
          dziwnego, bo popęd seksualny miał na poziomie 90-letniego dziadka. Po prostu
          nie potrzebował i tyle. Z tego, co wiem, nie potrzebuje nadal i nikogo nie ma.
          I nie odszedł ode mnie. On mnie WYRZUCIŁ razem z dzieckiem na bruk. Nagle
          stwierdził, że mu zawadzamy i właściwie bez nas będzie szczęśliwszy. A potem
          miał do mnie wielką pretensję, jak wniosłam o rozwód. No ale spuśćmy zasłonę –
          to było dawno, chociaż jeszcze boli. Mogę też z całą świadomością stwierdzić,
          że nie zaszłam w ciążę na pierwszej randce, stało się to ponad 2 lata po
          ślubie – pragnęliśmy tego oboje. Tak więc widzisz, że nie piszę jako ta
          zdradzona, ale jako obserwatorka i kobieta, którą wielu żonatych panów
          zaczepiało w celach niedwuznacznych.

          Nie wiem, co tymi mężczyznami kieruje – chyba nigdy tego nie zrozumiem. Owszem,
          jestem w stanie zrozumieć sytuację, kiedy nie układa mu się w domu, żona go nie
          rozumie, on haruje jak wół, żeby nastarczyć i ciągle wysłuchuje awantur, a w
          pracy wysłucha go przyjaciółka, poda kawę, pocieszy – i on się w niej zakochuje
          z wzajemnością – takie sytuacje się zdarzają i są jakimś tam wytłumaczeniem.
          Natomiast kompletnie nie rozumiem, dlaczego zaraz potem lądują w łóżku (zapewne
          w formie pocieszenia), ona z reguły zachodzi w ciążę i zaczyna się polka.

          Dlaczego facet nie potrafi utrzymać łap przy sobie – nie wiem. Nie sądzę, żeby
          tłumaczyła go natura. Odnoszę wrażenie, że my, kobiety, musimy z góry założyć,
          że faceci ogólnie są „podgatunkiem” – ja ich nazywam „prototypami” – czyli
          słabszymi istotami. Chociaż nadal ich to nie usprawiedliwia. Natomiast gdyby
          wszystkie kobiety brały za punkt honoru nie zadawać się z żonatymi –
          szczególnie na początku, kiedy wiedzą, że facet jest żonaty i nie kosztuje ich
          wiele powiedzieć, że nie są zainteresowane – świat byłby chyba spokojniejszy i
          milszy. Tak myślę. A w sytuacji jak powyżej ona – przed pójściem z nim na
          całość - mogłaby zażądać sprecyzowania, czy on chce być z żoną, czy z nią. I
          wtedy ewentualnie postępować zgodnie z tym.

          Poruszasz jeszcze jeden istotny temat. Piszesz, że często faceci czują się w
          domu zbędni. Myślę, że to w większości ich własna wina – zostawiają wszystkie
          obowiązki związane z domem i dzieckiem na głowie żony i zmykają sobie do pracy.
          To niech się potem nie dziwią, że zmęczona ponad wszystko kobieta, która widzi,
          że nie może na nich liczyć, po prostu ich ignoruje. Sami są sobie winni – wcale
          mi ich nie żal. A przecież wystarczyłoby powiedzieć: naucz mnie, jak przewinąć
          dziecko, wykąpać malucha, pobawić się z nim chwilę – od razu poczucie
          odrzucenia i zbędności by minęło. Tyle że panom najczęściej się nie chce.
          Oczywiście nie wszyscy – są tacy, którzy chętnie włączają się w życie rodzinne –
          sprawia im to prawdziwą frajdę. Ale oni nie czują się zbędni i odepchnięci.

          Burzo, piszesz, że to my, kobiety, mamy walczyć o nasze związki. To nie takie
          proste. Bo jednostronna walka jest z góry skazana na niepowodzenie. Jeżeli
          mężczyźnie na związku nie zależy, to może mieć w domu raj, a i tak znajdzie
          sobie kogoś na boku i za jakiś czas odejdzie. Na to nie ma rady. Jedynym
          wyjściem jest kodeks honorowy kobiet – gdyby wszystkie się trzymały takich
          zasad, to facet nie miałby szans znalezienia kochanki dopóki się nie
          rozwiedzie. A że – jak piszesz – oni takich korowodów nie lubią, to być może
          przemyślałby sprawę i został z żoną. Wychodzi na to, że Icisek ma dużo racji i
          powinnyśmy wszystkie takiego kodeksu się trzymać. Wtedy będziemy mogły z
          czystym sumieniem mieć szacunek do samych siebie, bo do panów – jak widać –
          szacunku mieć za bardzo nie można. Oczywiście są chlubne wyjątki, ale jest to
          znikomy odsetek...

          Katarzyna
          • nooleczka Re: Do serengetti 12.02.04, 13:52
            serengetti napisała:
            > milszy. Tak myślę. A w sytuacji jak powyżej ona – przed pójściem z nim na
            > całość - mogłaby zażądać sprecyzowania, czy on chce być z żoną, czy z nią. I
            > wtedy ewentualnie postępować zgodnie z tym.
            >
            big_grin Powyższe zdanie zaprzecza całej reszcie Twego postu. Jak to:"wtedy
            postępować zgodnie z tym"? No przecież to chyba jasne że facet wtedy powie że
            żona to ta wredna jędza, z którą chce się rozwieść, albo właśnie się rozwodzi.
            I powie tej kobiecie (kochance) że jest ona i tylko ona, że chce być już tylko
            z nią i zawsze z nią. A jeśli taka sytuacja ma miejsce, dajmy na to, nie na
            pierwszej randce, tylko na 249? A wcześniej takich rozmów nie było, bo facet
            się rok temu od tej wrednej żony wyprowadził, i w ogóle przeprowadził się do
            innego miasta, a tak w ogóle to już 3 miesiące temu wniósł pozew o rozwód? A
            rozwód będzie trwał pewnie kilka lat bo jest dużo do podziału?
            No i co wtedy?

            Pozdrawiam, Ania
            • serengetti Re: Do serengetti 12.02.04, 15:28
              Nooleczko, facet może mówić różne rzeczy, a kobieta powinna kierować się
              własnym rozumem. Jeżeli zażąda konkretnej deklaracji - czy on chce być z żoną,
              czy z nią, to on coś konkretnego musi jej powiedzieć. I jeżeli ma miejsce taka
              sytuacja, jak opisujesz, że rozwód jest w toku, on nie mieszka z żoną - to
              ta "druga" ma sprawę jasną i - jak dla mnie - może przystąpić do "konsumpcji"
              związku. Bo on nie oszukuje w tym momencie żony, żona wie, na czym stoi, a do
              zdrady nie doszło. Bo tu nie chodzi o to, jak długo będzie trwał rozwód, tylko
              o oszukiwanie kobiety, której się przysięgało wierność. I o to, żeby kobieta,
              będąca w sytuacji nieciekawej, bo zakochała się w żonatym facecie, wyszła z
              tego z twarzą nie doprowadzając do zdrady i dając mu wybór.
              Tak ja to widzę. A w życiu niestety bywa różnie, jak wszystkie wiemy.
              Kasia
              • nooleczka Re: Do serengetti 12.02.04, 16:41
                serengetti napisała:
                > Nooleczko, facet może mówić różne rzeczy, a kobieta powinna kierować się
                > własnym rozumem. Jeżeli zażąda konkretnej deklaracji - czy on chce być z
                żoną, > czy z nią, to on coś konkretnego musi jej powiedzieć. I jeżeli ma
                miejsce taka > sytuacja, jak opisujesz, że rozwód jest w toku, on nie mieszka z
                żoną - to > ta "druga" ma sprawę jasną i - jak dla mnie - może przystąpić
                do "konsumpcji" > związku. Bo on nie oszukuje w tym momencie żony, żona wie, na
                czym stoi, a do > zdrady nie doszło.

                Howgh. Dobrze piszesz. Chyba wreszcie doszłyśmy do porozumienia smile


                Pozdrawiam, ANia
                • serengetti Re: Do serengetti 12.02.04, 16:46
                  Po prostu wyjaśniłam to, czego nie dopowiedziałam w poprzednim poście. Dzięki
                  za wskazanie tego.
                  Pozdrawiam cieplutko
                  Kasia
          • burza4 Re: Do Burzy 12.02.04, 15:57
            Serengeti - ja się nie staram przyłożyć szablonu do SWOJEJ sytuacji. Moja też
            jest o tyle nietypowa, że to ja odeszłam i to bez żadnego żalu. Ale patrzę
            dookoła i widzę rzeczy dziwne. I bazując na szerszym tle, po prostu inaczej
            oceniam męża koleżanki, który odszedł do innej kiedy żona była w 5 miesiącu
            ZAPLANOWANEJ ciąży; a inaczej znajomego, który zostawił swoją z 3-latkiem,
            którego partnerka powołała do zycia jako antidotum na sypiący się związek
            (piszę "powołała" w jednej osobie, bo nie raczyła go poinformowac o odstawieniu
            pigułek). Inczej też oceniam nowe partnerki tych 2 panów. jednej współczuję,
            drugą postrzegam jako cwana panienkę, która znalazła sobie sposób na życie w
            luksusie bez wysiłku.

            Tak więc widzisz, że nie piszę jako ta
            > zdradzona, ale jako obserwatorka i kobieta, którą wielu żonatych panów
            > zaczepiało w celach niedwuznacznych.

            Ooo - ja tez byłam łakomym kąskiem. Chalsia pisze wyżej, że facet się łatwo
            połaszczy na taki "plasterek", kiedy ma kryzysową stuację w domu. Połaszczy się
            owszem, ale w 90% nic więcej Chalsiu! Oni mają silny instynkt samozachowawczy i
            po cóż mieliby sobie dokładać kłopotów z nową partnerką skoro szukają tylko
            odprężenia? I naprawdę żonaci faceci wcale nie szukają kogoś na stałe, wręcz
            przeciwnie, niedwuznacznie dają do zrozumienia, że chodzi im o przyjemny układ -
            ale bez zobowiązań.

            Natomiast gdyby
            > wszystkie kobiety brały za punkt honoru nie zadawać się z żonatymi –
            > szczególnie na początku, kiedy wiedzą, że facet jest żonaty i nie kosztuje
            ich > wiele powiedzieć, że nie są zainteresowane – świat byłby chyba spokojniej
            > szy i milszy. Tak myślę.

            Pewnie że tak!!! ale bądźmy realistami - szanse na to są równie znikome, jak na
            zaprzestanie wojen. Dlatego lepiej zapobiegać samemu, niż liczyć
            na "praworządność" innych w tym względzie. Poza tym może naiwnie, ale myslę, że
            te parki nie startują od wynajęcia pokoju na godziny? Najpierw się siedzi razem
            na lunchu, gada o dupie maryni, raz drugi trzeci, zaczyna się sobie zwierzać i
            trudno wychwycić ten moment, kiedy to już zaczyna być niebezpieczne... Chociaż
            może głupia jestem, w nocnych klubach jest masa nastolatek, którym wystarczy
            piwo postawić... ale dla nich faceci raczej nie odchodzą od rodziny...

            > Poruszasz jeszcze jeden istotny temat. Piszesz, że często faceci czują się w
            > domu zbędni. Myślę, że to w większości ich własna wina – zostawiają wszys
            > tkie obowiązki związane z domem i dzieckiem na głowie żony i zmykają sobie do
            pracy.

            Serengetti - no bądźmy sprawiedliwe - na czyjej głowie mają to zostawić? W
            końcu to chyba normalne, że pracujący facet spodziewa się, że żona zajmie się
            dzieckiem i domem? piszesz o pracy tak, jakby oni tam chodzili jak do pubu. To
            taka czysta frajda według ciebie? mój wraca czasem tak złachany ze zasypia
            nieomal przy talerzu. Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Im się z kolei
            istotnie wydaje, że kobiety w domu to mają luksusowe życie i nic nie robią.
            Najlepiej byłoby, gdyby przyjąć wariant kolegi o którym wspomniałam powyżej -
            on zapieprza, zarabia na dziecko, a swojej byłej (niepracującej) pani opłaca
            oprócz innych wydatkow jeszcze opiekunkę i sprzątaczkę, żeby się nie
            przemęczyła, bo pani jest zbyt ciężko zrobić dziecku nawet kanapkę na
            śniadanie.

            > Burzo, piszesz, że to my, kobiety, mamy walczyć o nasze związki. To nie takie
            > proste. Bo jednostronna walka jest z góry skazana na niepowodzenie. Jeżeli
            > mężczyźnie na związku nie zależy, to może mieć w domu raj, a i tak znajdzie
            > sobie kogoś na boku i za jakiś czas odejdzie. Na to nie ma rady. Jedynym
            > wyjściem jest kodeks honorowy kobiet – gdyby wszystkie się trzymały takich
            zasad, to facet nie miałby szans znalezienia kochanki dopóki się nie
            > rozwiedzie.

            Naturalnie że do tanga trzeba dwojga. Ale część osób (nie tylko kobiet) po
            prostu czeka obrażona albo pełna pretensji aż druga strona się domyśli, co im
            leży na wątrobie. Tylko jak druga strona się już domyśli, zazwyczaj jest za
            późno na jakieś manewry.

            Oczywiście jest też tak, że powinno się najpierw zakończyć jeden związek,
            zanimi się zacznie coś nowego. Ale ja mam wśród znajomych takich delikwentów,
            którzy rozwodzą się nie rok i nie dwa, ale prawie 10! rekordzista już 15!
            Koleżanka związała się z teoretycznie żonatym, który wtedy był już od 3 lat w
            faktycznej separacji - a rozwodził się jeszcze kolejne 4. Trudno oczekiwać, że
            ktoś spędzi hektar życia sam, w imię odgórnych zasad.

            Obawiam się, że wszystkie próby dostosowania życia do "kodeksów" spełzną na
            niczym. Myślę jednak, że większość kobiet ma duże obiekcje w związywaniu się z
            żonatymi facetami. Bo taki związek często prowadzi donikąd. Mam wrażenie, że
            częściej w coś takiego (mam na myśli tych żonatych na całość) częściej ładują
            się dziewczyny młode, które potrafią się ślepo zakochiwać. Ja nie potrafię i
            nigdy nie potrafiłam. Ale w moim otoczeniu prawie wszyscy się porozwodzili! I
            co para to inna historia, ale jakoś nie spotkałam udanego małżeństwa, które by
            się rozpadło pod wpływem jakiejś trzeciej. Rozpadały się te, które już wisiały
            na włosku. Być może gdyby nie jakiś bodziec zewnętrzny, istotnie trwałyby
            dalej. Tylko po co??? W tych kwestiach raczej jest tak, że co ma wisieć nie
            utonie, tzn. jak się coś nie układa, to i nie będzie się układać. Abstrahując
            od narastającej niechęci obu stron, wierzcie mi dziewczyny, że łatwiej NAM
            ułożyć sobie życie na nowo mając lat 20 czy 30-kilka niż 40 parę... I choć to
            cholernie boli, łatwiej wyść z dołka po 5 latach małżeństwa niż po 25....
        • icisek Re: Tak czytam, czytam... 14.02.04, 08:09
          Zgoda. Ale facet, ktory nawet nie sprobuje byc ojcem i wieje, bo wpadl lub go
          zlapala, jest glupi. Bo dal sie zlapac i mysli, ze to dziecko nie bedzie sie za
          nim wloklo przez reszte zycia. Coz, trzeba zacisnac zeby i sprobowac. Nie
          wyjdzie - odejsc jak nalezy. A co do malzenstwa Twoich znajomych- nie oni
          jedni sie rozwodza, ale jesli nie moga, bo mieszkanie, firma - tez musza
          wybrac. Splacane mieszkanie da sie sprzedac a firme przepisac na jedna osobe
          albo zrezygnowac i otworzyc nowa. A jesli nie chca tego robic - musza zacisnac
          zeby i sprobowwac zyc jak ludzie dla dobra swoich finansow - wybor nalezy do
          nich smile
    • mamatusia Re: Nie moge zrozumiec ... 11.02.04, 20:42
      Icisek, ja muszę przyznac Ci rację, że niektóre kobiety są gorsze od facetów ;o)
      Niestety moje Panie, taka prawda, że teraz częściej baba wiedząc, że facet ma
      rodzinę, dzieci, włazi mu do łózka i psuje szczęście innej kobiety, a także i
      niewinnych dzieci. Piszę tu jako takie właśnie dziecko... Co prawda mam już
      swoją rodzinę, ale nie rozumiałam, jak inna kobieta może z brudnymi buciskami
      wleźć w życie innych psuć nasze układy rodzinne???
      A taka prawda, że jak baba nie da, to facet nie weźmie. A trzeba Wam wiedzieć,
      że mężczyźni są łasi na kolanka, biusciki i różne głupiutkie zachowania...
      Icisek, masz rację, że to niepojęte - brak wyobraźni? Być kobietą i nie
      rozumiec innych kobiet??? Dla mnie to zagadka wszechczasów!
      POzdrawiam!
      Aga.
      • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 09:54
        mamotusia rzeczywiscie układy w takiej rodzinie musiały byc wyjatkowo wzorcowe,
        skoro mąż pozwala sobie na zainteresowanie inną kobietą !!!!!!
        obciązacie winą tą trzecią tłumacząc, ze facet jest słabszy psychicznie, a co
        jak kobieta która wdaje sie w taki romas też przeżywa jakies swoje kryzysy?
        czy moze juz takie tłumaczenie dla was nie ma sensu, bo to działa tylko w jedna
        strone????????????
        • omama Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 10:50
          Delifino, ja rozumiem, że ciebie dręczą wyrzuty sumienia i reagujesz nerwowo. I
          oczywiście, że kobieta wdająca się w romans z żonatym może przeżywać kryzysy.
          Ale.... to jej nie usprawiedliwia. I dyskusja generalnie jest o tym, jak taka
          kobieta wchodząca na trzecią może to robić? Czy jak się umawia na pierwszą,
          trzecią randkę z żonatym, jak siedzi z nim w knajpie i wącha różę, to w ogóle
          nie myśli o tej oszukiwanej żonie która gdzieś tam usypia dzieciaka? I w ogóle
          jej nie uwiera moralnie ta świadomość?
          Czy jeżeli żonaty facet puszcza do Ciebie oko, nie możesz tego po prostu
          zlekceważyć?
          Przy czym ja mówię o początkach takiego nielegalnego romansu. Bo jeżeli idzie o
          twoją osobistą sytuację to jestem zdania, że za późno na zwroty. Mleko się
          wylało, wycofać się nie można, i powinnaś z tym swoim ukochanym żyć najmądrzej
          i najszczęśliwiej jak potrafisz.
          • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 11:47
            omama napisała:

            > Delifino, ja rozumiem, że ciebie dręczą wyrzuty sumienia i reagujesz nerwowo.
            I
            >
            > oczywiście, że kobieta wdająca się w romans z żonatym może przeżywać kryzysy.
            > Ale.... to jej nie usprawiedliwia.
            no właśnie kobiety nie usprawiedliwia, a zagubionego tatusia, który nie moze
            odnaleźć się w sytuacji (bo np pojawiło sie dziecko w rodzinie), w jakis tam
            sposób mozna zrozumiec
            buhahahahahahahahahahhahahhahahahahahahahahahahahahaha
            i to włąśnie tak mówi większiość zdradzwonych i zostawionych dla innej kobiety?
            dlaczego to ta trzecia ma zrozumiec, przecież nie ona przysięgala, tylko MĄŻ?
            WYTŁUMACZCIE MI TO PROSZE...
            gdyby on kochał żone, lub czuł, ze wobec niej ma jakies zobowiazania, to nie
            zawracałby w głowie innej kobiecie
            wiem, wiem, zaraz mi powiecie po raz kolejny zreszta, ze nie rozmawiamy o
            meżczyznach, tylko o jakieś bzdurnej kobiecej solidarności, ale Wy zdradzwone
            żadko kiedy tak myślicie, jak on mogł mi to zrobić, tylko "gdyby nie ta dziwka,
            gdyby ona mu nie wlazła do łózka, bylibyśmy dalej wspaniała szczęśliwą rodziną"
            • justinka_s Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 14:23
              ja myslę, że coś komuś się z pod kontroli wymknęlo
              a raczej wymknął się ten post, mowa o kobietach, dla równowagi założę nowy
              wątek o winie faceta, bo jest niekwestionowana

              natomiast Delfino, myślę, ze za bardzo do siebie bierzesz co tu się pisze, nikt
              z pewnością kogo zraniono i ma głowę nie powie, że tylko trzecia jest winna,
              spojrzy na wszystko obiektywnie
              tak samo nie sądzę, ze Twoje otoczenie uważa Twoje męża za aniołka i tylko Ty
              jesteś zła o moim mężu ludzie niechlubnie się wyrażają, chociaż mało ludzi mi
              to w oczy powie, żeby mnie nie ranić
              a co do winy faceta, myślę, ze męzowi powinnaś powiedzieć to, co tu napisałas,
              podejrzewam, ze rozmowy u was nie toczą się na takiej stopie, ale może warto
              wygarnąc mu to?niech wie co o nim sadzisz, może tego potrzebuje
              pisałaś też w wątku nawiązującym do posty Icisek, czy chcialybyśmy żeby facet
              byl z nami z poczucia obowiązku wobec dziecka, ale Twoja sytuacja w moich
              oczach jest podobna, a serio? to ja bym chciała, zeby ze mną z tego poczucia
              obowiązku był, pokazalabym mu wtedy co znaczy obowiązek, dziecko i zdrada
            • chalsia Re: Nie moge zrozumiec ...do Delfiny 12.02.04, 15:43
              Mylisz się Delfino - chyba zapomniałaś o własnym wątku na tym forum, gdzie
              pytałaś się do kogo samotne mamy mają wiekszy żal. I o ile pamiętam, większość
              odpowiedzi była taka, że większy żal mamy do facetów, mniej obarczamy
              winą "kochanki".

              Pozdrawiam,
              Chalsia
            • omama Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 18:15
              Delfino, proszę, przeczytaj mój post jeszcze raz. SPokojnie. Czy jest tam jedno
              słowo świadczące o tym, że zdradzającego faceta rozgrzeszam? Że uważam jego
              winę za jakkolwiek mniejszą?
        • agnieszka.salach Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 15:58
          Delfino,
          kobieta angażując się w romans musi wiedzieć, z jakim facetem
          zaczyna "rozgrywkę", prawda? Wiecie, że we wzorcowych rodzinach zdarzają się
          kryzysy, jak w każdym małżeństwie... wtedy najgorsze jest to, jak znajdzie się
          jakaś zamęciara i zaczyna faceta okręcać i buntować przeciwko swojej rywalce
          (żonie tegoż mężczyzny). Uważasz, że to fair? Każdy kryzys musi mieć czas na
          to, by minąć... Jeśli nie minie samoistnie, wówczas związek się rozpada bez
          winy "tej trzeciej".
          Pozdrawiam!
          Aga.
          • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 18:59
            nie dojdziemy do porozumienia w tej sprawie, ale wiecie co w tym wszystkim jest
            ironiczne, że to właśnie Wy zdradzone, tak głosno krzyczycie, że to nie tylko
            wina Waszych Cudownych mężów (którzy Was zdradzili, odeszli od Was, poprostu
            was olali)
            • justinka_s Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 09:56
              ale wiecie co w tym wszystkim jest
              >
              > ironiczne, że to właśnie Wy zdradzone, tak głosno krzyczycie, że to nie tylko
              > wina Waszych Cudownych mężów (którzy Was zdradzili, odeszli od Was, poprostu
              > was olali)


              chcialabym podkreślić tu słowa NIE TYLKO
              własnie nie tylko Delfino, uważasz że jego kochanka nie jest winna co? może
              usprawiedliwisz w moich oczach ją skoro gratulowala mu córki jak leżałam na
              porodówce a 3 tyg. wczesniej ściągała go do siebie i jechal 150 km by się z nią
              zobaczyć zostawiając mnie w zagrożonej ciąży??? usprawiedlisz ją czy jego w tym
              momencie????chyba nie chciałabyś być w mojej skórze
              sorki, ale mam dosc tego, podzielam winę nich oboje ale olewam to bo co mi da
              obwinianie po czasie
              ale czuję się urażona słowami "olał was" bo piszesz je jakbyś była z tego
              dumna , tak olał mnie i moją córkę ale nie musisz mi tego uświadamiać bo dość
              się nacierpiałam jak każda porzucona i nie życzę tego i Tobie i innym

              a co do zdrady...to się mylisz, ja byłam w zdrowym związku a o mały włos nie
              zdradziłam, z powodu??? nie wiem chyba głupoty
              • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 10:04
                SłuchajJustinko a kto Ciebie olał: Tamta kobieta, czy Twój ukochaany mąż
                wydaje mi się tez, ze stwierdzenie "ja bylam w zdrowym związku" jest
                samooklamywaniem sie, raczej powinnas powiedzieć "sądziłam, ze byłam w zdrowym
                związku - ale się pomyliłam"
                pozdrawiam
                • justinka_s Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 10:30
                  nie sądziłam, byłam, to było dawno temu

                  napisałam też że olał mnie mąż a nie tamta kobieta
                  chociaż szczerze? ona olała mnie również, a o tym nie pisalam, bo zadzwonilam
                  do niej mówią na pani, kulturalnie itp, a olała mnie dlatego, ze nie
                  potraktowala mnie jak człowieka tylko jak śmiecia
                  tyle na ten temat
                  i ona ma winę i on - zdania nie zmienię
            • lusia_mamusia Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 14:04
              "ironiczne, że to właśnie Wy zdradzone, tak głosno krzyczycie, że to nie tylko
              > wina Waszych Cudownych mężów (którzy Was zdradzili, odeszli od Was, poprostu
              > was olali)"
              a tu melduje sie nie zdradzona i nie "olana", która jednak zgadza się, że
              pretensje by miała zarówno do męża jak i do kochanki. Do męża większe, bo to on
              ślubował mi przed Bogiem i w obecności świadków MIŁOŚĆ, WIERNOŚĆ I UCZCIWOŚĆ
              MAŁŻEŃSKĄ oraz że MNIE nie opuści aż do śmierci. I nie jest rzecz w tym, by być
              razem jak jest dobrze, a jak źle to sobie szukać innej, trzeba razem
              przezwyciężać kryzysy, które może mieć jedno lub drugie. Kryzys to nie furtka,
              żeby sobie robić "skok w bok". Ludzie potrzfią być razem i po 40 lat, ale to
              nie znaczy, że mieli życie usłane różami, że zawsze było fajnie. Po prosu są
              zasady, których się nie łamie. Dla mnie "cudzy" facet był zawsze nietykalny,
              choćby nie wiem jak mi się podobał, przy czym "cudzy" to nie tylko żonaty, ale
              np. chłopak koleżanki. Póki są razem on jest zajęty.
              Osobiście współczułabym mojemu m gdyby mnie zdradził pod pozorem żony jędzy(a
              jędzą bywam wink), bo urządziłabym mu piekiełko.
              a tak na marginesie - ktoś może zręcznie maskować swoje prawdziwe uczucia i na
              prawdę nie dawać sygnałów, że coś jest nie tak -> wątel Lisel
              pozdrawiam rozdyskutowanych
              lusia mamusia
      • magania Re: Nie moge zrozumiec ... 17.02.04, 00:40
        Jezeli uwazasz,ze faceci sa glupi i lasi na kobiece wdzieki,to po co
        komukolwiek potrzebny taki glupi chlop.Taki lepiej niech odejdzie.Prawdziwie
        kochajacy maz, nawet jak inna bedzie mu przed nosem cyckami wymachiwac,odwroci
        sie na piecie i pojdzie do zony.
        • ann_mart Re: Nie moge zrozumiec ... 19.02.04, 10:23
          magania napisała:

          >Prawdziwie
          > kochajacy maz, nawet jak inna bedzie mu przed nosem cyckami
          wymachiwac,odwroci
          > sie na piecie i pojdzie do zony.
          No i właśnie ten wątek pierwotnie miał dotyczyć tego dalczego są takie co
          cyckami wymachują do cudzych mężów. A nie tego czy mężowie polecą na nie czy
          nie bo to inna bajka.

          Pozdrawiam
          Anka
    • nilka13 Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 22:12
      Ja nie rozumiem tego fragmentu z postu Delfiny "mamotusia rzeczywiscie układy w
      takiej rodzinie musiały byc wyjatkowo wzorcowe,
      skoro mąż pozwala sobie na zainteresowanie inną kobietą !!!!!!" Czy to ma
      oznaczać, że jeśli w rodzinie żle się dzieje, to facet może pójść się
      pocieszyć? Bo: rozumiem, że kryzys w małżeństwie może być katalizatorem zdrady;
      lub: kryzys mógł zostać spowodowany zdradą; ale: kryzys jako pretekst do zdrady
      jest niewybaczalny (bez względu na to, kto zdradził). Ale mogłam coś źle
      zinterpretować.
      • delfina6 Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 22:37
        nilka13 przeczyatj jeszcze raz uwaznie post mamytusia, ten na który
        odpowiedziałam, a to zdanie, które cytujesz, jest zabarwione ironią, chodzi o
        to, ze nie wyobrażam sobie, by mozliwa była zdrada w "zdrowej" rodzinie (proszę
        odróżnic tutaj od pozornie zdrowej rodziny, tzn, ze jedna ze stron uwaza ze
        jest super i wogóle nie podejrzewa, ze współmałżonkowi/współmałżonce zaczyna
        coś przeszkadzać w związku)
        • nilka13 Re: Nie moge zrozumiec ... 12.02.04, 23:12
          Dzięki, po prostu nie wyczułam ironii, a to okropnie zmienia kontekst. W ogóle
          czytam z ciekawością (bo temat b. gorący); ale nie przyłączam się, bo rozumiem,
          że każda historia jest nieporównywalna z inną, choc wyciąganie ogólnych
          wniosków bardzo kusi. Zauważyłam też, że wątek, w którym omawia się winę
          kobiety, wzbudza olbrzymie emocje, w przeciwieństwie do wątku o winie
          mężczyzny, który jak na razie traktowany jest z przymróżeniem oka. Ciekawe.
          • omama Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 11:11
            Zauważyłam też, że wątek, w którym omawia się winę
            > kobiety, wzbudza olbrzymie emocje, w przeciwieństwie do wątku o winie
            > mężczyzny, który jak na razie traktowany jest z przymróżeniem oka. Ciekawe.

            A bo wina zdradzającego jest bezsporna (choć w indywidualnych przypadkach
            mniejsza lub większa), natomiast winę współzdradzacza niektórzy wolą umniejszać
            albo wręcz kwestionować. Moim zdaniem wina zdradzającego zawsze większa, bo
            łamie dwie zasady:
            - własną przysięgę małżeńską
            - zasady współżycia społecznego
            a współzdradzacz łamie tylko ("tylko"?!) tę drugą.
            • nooleczka Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 12:52
              A czasami zdrady w ogóle nie ma, mimo że facet jeszcze żonaty...
              • justinka_s Re: Nie moge zrozumiec ... 13.02.04, 13:44
                Omama dobrze powiedziane a raczej napisane
                podpisuję się pod tym

                a wątek o winie faceta niestety nie znalazł uznania w Waszych oczachsmile))
        • melka_x zdarzają się trzeci/trzecie w dobrych związkach 13.02.04, 14:14
          Delfino generalizujesz. To nieprawda, ze w naprawdę dobrych związkach nie
          zdarza się ten trzeci, czy ta trzecia. Zdarza się, powody są różne. Czasem
          powodem jest kryzys, który w długoletnim małżenstwie jest trudny do uniknięcia.
          Nawet w najlepszych związkach zdarzają się gorsze okresy, nieporozumienia,
          żale. I jak wtedy pojawia się ktoś trzeci, zawsze wyrozumiały, zawsze gotowy
          wysłuchać, zawsze wyglądający atrakcyjnie to można stracić głowę i zamiast
          przyjmować za pewnik, że o dotychczasowy związek trzeba walczyć zaczyna się
          myśleć, że może to ta nastepną osobą jest tą właściwą. A przeciw "starej" zonie
          czy staremu meżowi działa jeszcze jedno: wszystkie wiemy, jak to jest na
          początku, te emocje, to serce w pięcie, te drżące dłonie - ktoś z kim jesteś 10
          lat tego Ci nie zapewni. I czasem pada Ci po prostu na glowę i tę intensywność
          pierwszych emocji bierzesz za oznakę prawdziwej miłości. I mimo wszystkich
          trudności związanych z rozwodem czasem wydaje Ci się, że budowanie nowego
          związku jest łatwiejsze, niz pielęgnowanie starego. I piszę to jako osoba,
          której nie zostawił mąż, ale która odeszła dla tego trzeciego. Według Twojej
          teorii nasz związek nie był dobry, nie zainteresowałabym się innym gdyby było
          wszsytko w porządku, tak? A zapewniam Cię, że było wszystko w porządku. Po
          prostu ktoś trzeci pojawił się w wyjątkowo dobrym dla niego momencie, później
          straciłam trochę głowę, a później już było za późno żeby coś naprawić czy
          odkręcić.

          To nie znaczy, że uważam, że wszystkie małżenstwa które rozpadły się po
          pojawieniu tej trzeciej/tego trzeciego były wcześniej dobre, na pewno nie. Ale
          nie pisz tez Delfino, że gdyby byli szczęsliwi, to nie było
          następnej/nastepnego, bo to duże uproszczenie. Pozdrawiam
      • agnieszka.salach Re: Nie moge zrozumiec ... 19.02.04, 09:30
        Nilka13, chyba coś źle zinterpretowałaś...
        Poza tym, dziwnym trafem dyskusja o tym, że kobiety kobietom robią "koło pióra"
        (jak to się zwykło mówić) zamieniła się w dyskusję na temat Delfiny...
        Pozdrawiam! ... dziwny jest ten świat - to chyba jedyne wytłumaczenie na to
        wszystko...

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się


Nakarm Pajacyka