[go: up one dir, main page]

Dodaj do ulubionych

Byłam nauczycielką

IP: *.chello.pl 22.01.03, 20:34
Byłam nauczycielką chemii w jednym z warszawskich ogólniaków. To co przeżyłam
przez 7 lat nie mieści się w głowie.Uczniowie nie chcieli sie uczyć
twierdząc, że chemia na nic im się nie przyda. Dyrektor zarzucał nas
papierzyskami, sprawozdaniami i pretensjami. Rodzice też mieli pretensje, że
stawiam negatywne oceny. Początkowo się starałam, potem robiłam to samo co
koledzy z pokoju nauczycielskiego. Minimum wysiłku i do domu. Przymykałam
oczy na ściągających, nie wymagałam za wiele, nie stawiałam pał. Jak ktoś
chciał sie poprawić zadawałam referaty wiedząc, że nie zawsze będzie to praca
samodzielna. Oceniałam na 5 i wszyscy byli zadowoleni. Kiedy okazało się, że
mam szansę na lepszą pracę uciekłam ze szkoły. Był to najlepszy wybór w moim
życiu.Podobnie jak ja myśli wielu byłych nauczycieli. Szkoła to miejsce na
przeczekanie w poszukiwaniu bardziej ambitnego zajęcia.
Obserwuj wątek
    • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: 62.233.233.* 22.01.03, 20:59
      Gość portalu: exbelfrzyca napisał(a):

      > Byłam nauczycielką chemii

      Dziękuję za "kombatanckie" wspomnienia. Tak wygląda rzeczywistość.

      Szkoła to miejsce na
      > przeczekanie w poszukiwaniu bardziej ambitnego zajęcia.

      Na razie się nie zgadzam, ale kto wie...
      Cieszy mnie Twoje zadowolenie. Zazdroszę i życzę sukcesów :-)

      Pozdrawiam
      Krzysztof Homan, nauczyciel
      khoman@poczta.onet.pl

      • Gość: jr Re: Byłam nauczycielką IP: 203.129.132.* 23.01.03, 01:52
        chemia bezuzyteczna??? to samo dotyczy geografi i biologi - powinien byc jeden
        przedmiot baaaaardzo generalny - wiedza przyrodnicza. fizyka powinna tyz byc
        okrojona do minimum... w ich miejsce wprowadzic: logike, ekonomie i umiejetnosc
        czytania gazet, internet...
        • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: *.gda-wrz.leased.ids.pl 23.01.03, 08:35
          Gość portalu: jr napisał(a):

          > chemia bezuzyteczna??? to samo dotyczy geografi i biologi - powinien byc
          jeden
          > przedmiot baaaaardzo generalny - wiedza przyrodnicza. fizyka powinna tyz byc
          > okrojona do minimum... w ich miejsce wprowadzic: logike, ekonomie i
          umiejetnosc
          >
          > czytania gazet, internet...

          Popieram.
          Nie wymagajmy od uczniów po szkole podstawowej, gimnazjum, średniej,
          specjalistycznej wiedzy w każdej dziedzinie.

          Pozdrawiam
          Krzysztof Homan, nauczyciel
          khoman@poczta.onet.pl
          • Gość: MP Re: Byłam nauczycielką IP: *.fuw.edu.pl 23.01.03, 13:48
            Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):

            > Nie wymagajmy od uczniów po szkole podstawowej, gimnazjum, średniej,
            > specjalistycznej wiedzy w każdej dziedzinie.

            A ja przewrotnie napiszę, byśmy nie wymagali od nauczycieli
            by wiedzieli czego i dlaczego mają wymagać od uczniów.

            Wiem, że ta myśl brzmi obrazoburczo, ale nasunęła mi się,
            gdy w pierwszym odruchu chciałem zapytać byłą nauczycielkę,
            czy wyjaśniła uczniom przystępnie do czego im ta wiedza
            będzie potrzebna. Czy wyjaśnienie to wyszło poza pragmatyczną
            mądrość życiowa (trzeba dojść do matury, a to jest w programie)
            i poza stek wyświechtanych komunałów o potrzebie wiedzy ogólnej
            i wszechstronnego wykształcenia. Już miałem wystukać te prowokacyjne
            pytania, ale ugryzłem się w palec. Bo czego ja wymagam od kobiety
            i od pół miliona innych, podobnych do niej? Czy to ona sama ma
            wymyślać dobre, trafiające do młodzieży argumenty? Czy może
            ma je po prostu znać? A niby skąd? Gdzie są jasno i przystępnie
            zapisane? Na podstawie materiałów programowych ministerstwa można
            próbować od biedy zgadywać, czego konkretnie powinno się ucznia
            nauczyć (choć to także loteria lub raczej rosyjska ruletka,
            bo nigdy nie ma pewności czy autor pytań zewnętrznego egzaminu
            odgadł w podobny sposób). Odpowiedzi na dziecinne pytania "po co?"
            ze świecą się nie znajdzie w słowotoku beztreściwych banałów
            i życzeń do złotej rybki, które zapełniają wstępy i założenia ogólne
            poszczególnych podstaw programowych, standardów czy sylabusów.
            Co więcej, analizując szczegółowo zapisy o tym "co?" można w ogóle
            powziąć wątpliwość czy daje się sformułować jakąkolwiek racjonalną
            odpowiedź na pytanie "po co?".
            Czy więc możemy od połowy miliona osób wymagać, że każdy(a) z nich
            znajdzie własne, odkrywcze wyjaśnienie dla zrozumiałych i rozwojowo
            uzasadnionych wątpliwości uczniów? A może każdy(a) musi być pasjonatem
            zarażającym otoczenie swą fascynacją dla nauczanych zagadnień?
            Pewnie tak sobie to wyobrażają niektórzy naiwni twórcy naszego edukacyjnego
            systemu. Ja uważam, że biorąc pod uwage skalę (liczbę potrzebnych
            nauczycieli) jest to oczekiwanie całkowicie nieracjonalne. Od takiej
            rzeszy można wymagać, by byli to dobrze merytorycznie i dydaktycznie
            (także socjotechnicznie!) przygotowani rzemieślnicy wykonujący rzetelnie
            jasno określoną pracę. Jeśli wśród nich znajdą się prawdziwi artyści
            (a pewnie każdy w swojej pamięci może odszukać jakieś przykłady, że i
            tacy się zdarzają) to tym lepiej, to bonus dla dzieci i dla systemu.
            Ale nie można opierać samych podstaw funkcjonowania systemu na oczekiwaniu,
            że każdy jego element będzie takim artystą. System musi posiadać
            własne, solidne, przemyślane, przetestowane, dynamicznie udoskonalane
            podstawy dla solidnej, rzemieślniczej pracy. Artyści muszą się pogodzić
            z tym, że dla dobra całego systemu, podstawy takie mogą okazać się dla nich
            pewnym ograniczeniem.
            Chodzi mi o taki system, w którym jeśli uczniowie stwierdzą, że nie
            wiedzą "po co", to oznacza to, że nauczyciel zaniedbał przekaznia
            im dobrych argumentów w tej sprawie, czytelnych argumentów, które system
            dał nauczycielowi do ręki.
            Bez tego (co nie znaczy, że tylko bez tego!) szkoła jest skazana
            na to, że będzie miejscem spotkań uczniów, którzy muszą, a nie wiedzą
            po co, rodziców zesteresowanych wiedzą lub niewiedzą o tym, że tak
            trzeba to przeżyć i nic się w tej sprawie nie da zrobić i nauczycieli,
            którzy mieli tego pecha, że nie otrzymali jeszcze lepszej propozycji
            pracy.

            Pozdrawiam,

            marek@pawlowscy.w.pl
            • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: 62.233.233.* 23.01.03, 14:51
              Gość portalu: MP napisał(a):

              > A ja przewrotnie napiszę, byśmy nie wymagali od nauczycieli
              > by wiedzieli czego i dlaczego mają wymagać od uczniów.

              Czego wymagać wiedzą doskonale, dlaczego tego - tu rzeczywiście mogą być
              problemy. Jeszcze od biedy można poteoretyzować w zakresie "co i dlaczego".
              Trudniej będzie z odpowiedzią na pytanie dopełniające - dlaczego tak dużo, w
              tak szerokim ujęciu.
              Uważam, że pomimo cięć programowych, nadal zbyt szeroko i głęboko uczymy na
              każdym stopniu edukacji.
              Potrzebne są dalsze ograniczenia lub zmiany jakościowe, coś w stylu jak pisał
              jr.

              > Chodzi mi o taki system, w którym jeśli uczniowie stwierdzą, że nie
              > wiedzą "po co", to oznacza to, że nauczyciel zaniedbał przekaznia
              > im dobrych argumentów w tej sprawie, czytelnych argumentów, które system
              > dał nauczycielowi do ręki.

              Zgoda.

              > Bez tego (co nie znaczy, że tylko bez tego!) szkoła jest skazana
              > na to, że będzie miejscem spotkań uczniów, którzy muszą, a nie wiedzą
              > po co,

              Wszyscy wiedzą, uczniowie również, po co są szkoły. Mimo tego część uczniów
              jest w szkole wyłącznie z powodu nakazu administracyjnego. Wątpię, że można to
              zmienić klarownym wykładem "co i dlaczego" w każdym nauczanym przedmiocie.

              Pozdrawiam
              Krzysztof Homan, nauczyciel
              khoman@poczta.onet.pl
              • Gość: MP Re: Byłam nauczycielką IP: *.fuw.edu.pl 23.01.03, 15:34
                Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):

                > Wszyscy wiedzą, uczniowie również, po co są szkoły.

                A, to przepraszam. Widocznie nie jestem wprowadzony,
                bo niedawno dopiero wróciłem z Marsa.

                > Mimo tego część uczniów
                > jest w szkole wyłącznie z powodu nakazu administracyjnego. Wątpię, że można
                to
                > zmienić klarownym wykładem "co i dlaczego" w każdym nauczanym przedmiocie.

                A kto pisał coś takiego? Ja pisałem, że w obecnym bałaganie
                programowym i intencyjnym, w obecnej walce tego czego
                "potrafię nauczyć" z tym czego "mnie uczono, więc widać tak trzeba",
                tego czego "wypadało by nauczyć" z tym czego "można nauczyć w takiej
                klasie i za takie pieniądze", w walce specjalności o miejsce
                dla swoich idei (i miejsce pracy dla ich kapłanów), walce luminarzy
                i "luminarzy" o "poczytne miejsce dla ich jedynie słusznej i
                ważnej tematyki" itd., itp., danie jakiejkolwiek sensownej
                odpowiedzi na słuszne wątpliwości uczniów (i wielu samych nauczycieli)
                jest zwyczajnie niemożliwe. Problem nie zaczyna się w tym, że
                zbyt mało jest "klarownych wykładów". Problemem jest to, że bardzo
                często brakuje racjonalnych przesłanek, by oprzeć na nich taki
                racjonalny wykład, szczególnie gdy oprócz pytania "dlaczego to?"
                musimy w nim odpowiedzieć także na pytanie "dlaczego to, a nie tamto?"
                i jak słusznie Pan zauważył, "dlaczego w takiej dawce, a nie w innej?".

                Pozdrawiam,

                marek@pawlowscy.w.pl

                • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: 62.233.233.* 23.01.03, 15:59
                  Gość portalu: MP napisał(a):

                  > Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):
                  >
                  > > Wszyscy wiedzą, uczniowie również, po co są szkoły.
                  >
                  > A, to przepraszam. Widocznie nie jestem wprowadzony,
                  > bo niedawno dopiero wróciłem z Marsa.

                  Witam na Ziemi.

                  > A kto pisał coś takiego?

                  A kto pisał, że ktoś pisał?

                  > Problemem jest to, że bardzo
                  > często brakuje racjonalnych przesłanek, by oprzeć na nich taki
                  > racjonalny wykład, szczególnie gdy oprócz pytania "dlaczego to?"
                  > musimy w nim odpowiedzieć także na pytanie "dlaczego to, a nie tamto?"
                  > i jak słusznie Pan zauważył, "dlaczego w takiej dawce, a nie w innej?".

                  Chyba tak jest, ale teraz sobie pomyślałem - a na co komu takie rozważania?
                  Rynek jest dobry na wszystko!?
                  Na razie muszę kończyć...

                  Pozdrawiam
                  Krzysztof Homan, nauczyciel
                  khoman@poczta.onet.pl
                  • Gość: n-l Re: Byłam nauczycielką IP: *.opole.dialup.inetia.pl 23.01.03, 20:21
                    Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):

                    > Rynek jest dobry na wszystko!

                    Caeterum censeo Carthaginem delendam esse.

                    ;-)
                    • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: 62.233.233.* 23.01.03, 20:53
                      Gość portalu: n-l napisał(a):

                      > Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):
                      >
                      > > Rynek jest dobry na wszystko!
                      >
                      > Caeterum censeo Carthaginem delendam esse.
                      >
                      > ;-)

                      Śpiewać każdy może...
                      Coś pamiętam - "wszyscy wspólnie delektujemy się essencją z Kartaginy"?

                      Pozdrawiam
                      Krzysztof Homan, nauczyciel
                      khoman@poczta.onet.pl
                      • Gość: n-l Re: Byłam nauczycielką IP: *.opole.dialup.inetia.pl 23.01.03, 21:38
                        Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):

                        > Śpiewać każdy może...


                        ;-)
                        • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: 62.233.233.* 23.01.03, 22:00
                          Gość portalu: n-l napisał(a):

                          > Gość portalu: Krzysztof Homan napisał(a):
                          >
                          > > Śpiewać każdy może...
                          >
                          >
                          > ;-)

                          Nie rozumiem tych pląsów.
                          Coś mają oznaczać, czy tylko głowę mi (ludziom) zawracasz?

                          BTW (zna się te języki ;-)): cytuj dokładnie. Istnieje zasadnicza różnica
                          pomiędzy moim: "Rynek jest dobry na wszystko!?", a tym co mi wkładasz w
                          usta: "Rynek jest dobry na wszystko!"

                          Pozdrawiam
                          Krzysztof Homan, nauczyciel
                          khoman@poczta.onet.pl
                    • Gość: Cato Re: Byłam nauczycielką IP: *.warszawa.sdi.tpnet.pl 24.01.03, 14:16
                      Tego już nie wytrzymam! W dwóch wątkach ciągle cytujecie słynne słowa Katona i
                      stale z błędem! Powtórzonym zresztą za innym wątkiem, gdzie cytujacy powołuje
                      się na pozytywny inteligencki snobizm na łacińskie cytaty. Jestem bardzo za
                      chronieniem takiej tradycji, ale proszę, bez błędów, bo to traci sens.
                      Ceterum censeo Latinam amandam esse!
                      • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: *.gda-wrz.leased.ids.pl 24.01.03, 14:48
                        Gość portalu: Cato napisał(a):

                        > Tego już nie wytrzymam! W dwóch wątkach ciągle cytujecie słynne słowa Katona
                        i
                        > stale z błędem! Powtórzonym zresztą za innym wątkiem, gdzie cytujacy powołuje
                        > się na pozytywny inteligencki snobizm na łacińskie cytaty. Jestem bardzo za
                        > chronieniem takiej tradycji, ale proszę, bez błędów, bo to traci sens.
                        > Ceterum censeo Latinam amandam esse!

                        Nie wnikam w poprawność cytatu.
                        Proponuję nowy wątek pod nazwą: Rozważania erudytów, specjalizacja - cytaty
                        łacińskie.

                        Tradycja rzecz ważna.
                        Czy znajomość cytatów łacińskich do niej należy?
                        Nie znałem, nie znam i nie będę znać (ani używać) powyższego cytatu. Czy wobec
                        tego mam prawo być nauczycielem?

                        Pozdrawiam
                        Krzysztof Homan, nauczyciel
                        khoman@poczta.onet.pl
            • caerme Re: Byłam nauczycielką 23.01.03, 21:01

              witaj,

              > > Nie wymagajmy od uczniów po szkole podstawowej, gimnazjum, średniej,
              > > specjalistycznej wiedzy w każdej dziedzinie.

              dokladnie,

              > A ja przewrotnie napiszę, byśmy nie wymagali od nauczycieli
              > by wiedzieli czego i dlaczego mają wymagać od uczniów.


              a przydaloby sie, bo w innym wypadku to odwalanie roboty glupiego, na
              zasadzie "do czego ta nauka" "do niczego" "dobrze jasiu, do niczego"

              > Wiem, że ta myśl brzmi obrazoburczo, ale nasunęła mi się,
              > gdy w pierwszym odruchu chciałem zapytać byłą nauczycielkę,
              > czy wyjaśniła uczniom przystępnie do czego im ta wiedza
              > będzie potrzebna. Czy wyjaśnienie to wyszło poza pragmatyczną
              > mądrość życiowa (trzeba dojść do matury, a to jest w programie)
              > i poza stek wyświechtanych komunałów o potrzebie wiedzy ogólnej
              > i wszechstronnego wykształcenia.

              hmmmm... ja niczego wiecej nie slyszalem, pomijajac fakt ze polonistka nam to
              powiedziala wprost pokazujac gruba ksiazeczke pisana "8" czcionka ktora
              oznaczala program minimum z jezyka polskiego. komentujac w stylu: wiekszosc z
              tego wam do matury sie przyda tylko i wylacznie

              > Już miałem wystukać te prowokacyjne
              > pytania, ale ugryzłem się w palec. Bo czego ja wymagam od kobiety
              > i od pół miliona innych, podobnych do niej? Czy to ona sama ma
              > wymyślać dobre, trafiające do młodzieży argumenty? Czy może
              > ma je po prostu znać? A niby skąd? Gdzie są jasno i przystępnie
              > zapisane? Na podstawie materiałów programowych ministerstwa można
              > próbować od biedy zgadywać, czego konkretnie powinno się ucznia
              > nauczyć (choć to także loteria lub raczej rosyjska ruletka,
              > bo nigdy nie ma pewności czy autor pytań zewnętrznego egzaminu
              > odgadł w podobny sposób). Odpowiedzi na dziecinne pytania "po co?"
              > ze świecą się nie znajdzie w słowotoku beztreściwych banałów
              > i życzeń do złotej rybki, które zapełniają wstępy i założenia ogólne
              > poszczególnych podstaw programowych, standardów czy sylabusów.
              > Co więcej, analizując szczegółowo zapisy o tym "co?" można w ogóle
              > powziąć wątpliwość czy daje się sformułować jakąkolwiek racjonalną
              > odpowiedź na pytanie "po co?".

              - odpowiedz: bo tak nakazuje program ktory trzeba zrealizowac ple ple ple...
              a wy macie wiedziec i umiec bo sie wam to do zycia przyda sralis mazgalis
              bedzie wiosna...

              > Czy więc możemy od połowy miliona osób wymagać, że każdy(a) z nich
              > znajdzie własne, odkrywcze wyjaśnienie dla zrozumiałych i rozwojowo
              > uzasadnionych wątpliwości uczniów? A może każdy(a) musi być pasjonatem
              > zarażającym otoczenie swą fascynacją dla nauczanych zagadnień?

              wazne jest by pasjonaci uczyli - wg mnie, oni nie beda brali materialu od do,
              tylko raczej beda mowili ciekawostki jakies ciekawe wydarzenia anegdotki i
              opowiesci czyli wszystko to co ubawrwia dana epoke, co wplywa na wyobraznie
              ludzi, i co stanowi o danej epoce

              > Pewnie tak sobie to wyobrażają niektórzy naiwni twórcy naszego edukacyjnego
              > systemu. Ja uważam, że biorąc pod uwage skalę (liczbę potrzebnych
              > nauczycieli) jest to oczekiwanie całkowicie nieracjonalne. Od takiej
              > rzeszy można wymagać, by byli to dobrze merytorycznie i dydaktycznie
              > (także socjotechnicznie!) przygotowani rzemieślnicy wykonujący rzetelnie
              > jasno określoną pracę. Jeśli wśród nich znajdą się prawdziwi artyści
              > (a pewnie każdy w swojej pamięci może odszukać jakieś przykłady, że i
              > tacy się zdarzają) to tym lepiej, to bonus dla dzieci i dla systemu.
              > Ale nie można opierać samych podstaw funkcjonowania systemu na oczekiwaniu,
              > że każdy jego element będzie takim artystą. System musi posiadać
              > własne, solidne, przemyślane, przetestowane, dynamicznie udoskonalane
              > podstawy dla solidnej, rzemieślniczej pracy. Artyści muszą się pogodzić
              > z tym, że dla dobra całego systemu, podstawy takie mogą okazać się dla nich
              > pewnym ograniczeniem.

              tak ale musza to byc rzemieslnicy najwyzszych lotow, umiejacy ksztalcic
              czeladnikow i wiedzacych kto nim byc moze a kto nie ,co jest wazne a co nie.
              i wiedzacy ze nie jego przedmiot jest najwazniejszy ale najwazniejsze sa
              zainteresowania ucznia, jesli trafi na podobnego osobnika jak on w przedmiocie
              powinien obrabiac ten djament bo kto wie moze on kiedys go zastapi...

              > Chodzi mi o taki system, w którym jeśli uczniowie stwierdzą, że nie
              > wiedzą "po co", to oznacza to, że nauczyciel zaniedbał przekaznia
              > im dobrych argumentów w tej sprawie, czytelnych argumentów, które system
              > dał nauczycielowi do ręki.
              > Bez tego (co nie znaczy, że tylko bez tego!) szkoła jest skazana
              > na to, że będzie miejscem spotkań uczniów, którzy muszą, a nie wiedzą
              > po co, rodziców zesteresowanych wiedzą lub niewiedzą o tym, że tak
              > trzeba to przeżyć i nic się w tej sprawie nie da zrobić i nauczycieli,
              > którzy mieli tego pecha, że nie otrzymali jeszcze lepszej propozycji
              > pracy.


              tylko nasz obecny system preferuje wrecz wymaga osob ktore raczej maja papiery
              w porzadku a nie chcec uczenia ludzi...

              > Pozdrawiam,
              >
              > marek@pawlowscy.w.pl

              pozd
              piotrek
    • minggu Re: Byłam nauczycielką 26.01.03, 00:36
      Drogi Panie,
      Przeczytalam dzis pare watkow traktujacych o relacjach nauczyciel- rodzic.
      Dwa z nich uznalam za konstruktywne w swym zalozeniu,( te o uwagach i
      wzajemnych zastrzezeniach). Niestety znalazly sie tam Panskie posty, ktore
      okazaly sie niczym nieuzasadnonym rozwadnianiem tematu, atakowaniem idei
      autora watku - ktora mym zdaniem byla poza slusznoscia czy nieslusznoscia. Bo
      czymze jest propozycja wpisywania uwag na taki to a taki temat - tylko
      propozycja. I jako taka pod dyskusje nie powinna byc poddawana , chyba ze
      podalby Pan konkretne powody, dlaczego posiuadanie miejsca z takimi uwagami
      (watku) mialoby byc nieodpowiednie.

      Jest tam duzo panskiego pisania nijak majacego si do postawionego problemu.
      Jest tylko szermierka slowna z przeciwnikiem - brak jakiejs konkretnej
      propozycji adresujacej problem. Jesli zas jest to miedzy wierszami lub na
      marginesie wzajemnego wytykania sobie bledow (logicznych, swiatopogladowych -
      tak jakby mialyby istotny zwiazek z tematem).

      Szkoda, ze jako nauczyciel deklarujacy zaangazowanie i troske o stan polskiej
      oswiaty nie jest Pan w stanie pominac nieistotnych w tym kontekscie spraw i
      skoncentrowac sie na poszukiwaniu konstruktywnego rozwiazania.
      Przez konstruktywne rozwiazanie rozumiem znalezienie rozwiazania uznajacego
      roznice pogladow i interesow stron "przeciwnych" i zaproponowanie czegos (ot
      takiej "odrobinki") co mogloby zaowocowac w sposob pozytywny (przykladow nmam
      pare, ale nie na ten post)

      Zdaje sobie sprawe ze wyrazilam opinie, ktora moze Pana dotknac, lub nie (to
      jest w koncu Panska decyzja) i moze Pan mi odpowiedziec w sposob podobny do
      tego w jaki Pan to robil w rzeczonych paru watkach, ale ja juz podjelam
      decyzje ze w potyczki slowne i polemiki na temat gospodarki i szeroko
      rozumianych przyczyn upadku polskiego systemu edukacji wdawac sie nie chce, bo
      lezy to poza zasiegiem moich mozliwosci zmiany czegokolwiek. Nie chce rowniez
      wpasc w pulapke w jakiej znalezli sie panscy "przeciwnicy".

      Szkoda ze nie udalo sie uslyszec nic na temat tego jakie konkretnie metody i
      sposoby Pan stosuje, jako niewatpliwie swietny nauczyciel, by wyeliminowac
      istniejacy konflikt rodzic - nauczyciel. Dobrze byloby przeczytac o
      propozycjach (konkretnych) takich rozwiazan. Reszta wydaje mi sie strata czasu.

      Jako nauczyciel nie mam tego czasu za duzo, totez nie pisze zbyt czesto. Tych
      pare uwag zaadresowanych do Pana, z pewnoscia dotyczy innych dyskutantow, lecz
      Panska detrminacja wydaje mi sie naprawde zmarnowana na jalowe dyskusje i,
      bedac niepodwazalnie popisem elokwencji, tak naprawde jest biciem piany.

      A panscy przeciwnicy tez dali sie w to wciagnac.

      z szacunkiem, lecz nieco rozczarowana taka strata czasu i energii

      minggu

      • minggu Poprzedni post mial byc do p.Krzysztofa Homana (n/ 26.01.03, 01:51
        Patrz wyzej!
      • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: *.koszalin.tpnet.pl 27.01.03, 02:08
        minggu napisała:

        > Drogi Panie,
        > Przeczytalam dzis pare watkow traktujacych o relacjach nauczyciel- rodzic.
        > Dwa z nich uznalam za konstruktywne w swym zalozeniu,( te o uwagach i
        > wzajemnych zastrzezeniach). Niestety znalazly sie tam Panskie posty, ktore
        > okazaly sie niczym nieuzasadnonym rozwadnianiem tematu, atakowaniem idei
        > autora watku - ktora mym zdaniem byla poza slusznoscia czy nieslusznoscia. Bo
        > czymze jest propozycja wpisywania uwag na taki to a taki temat - tylko
        > propozycja. I jako taka pod dyskusje nie powinna byc poddawana , chyba ze
        > podalby Pan konkretne powody, dlaczego posiuadanie miejsca z takimi uwagami
        > (watku) mialoby byc nieodpowiednie.

        Cóż począć? Forum, w którym uczestniczymy jest otwarte dla wszystkich osób i
        opinii.
        Dziwię się, że nie znalazłaś konkretnych powodów mojej opinii. Znajdują się
        tam "czarne-na białym".
        Dla pewności zacytuję:
        "O czym tu rozmawiać? Pisać i czytać co nauczyciel X uczynił z uczniem Y w
        miejscowości Z? Ktoś ma wątpliwości, że źle dzieje się z polską oświatą?
        Trzeba działać. A nie uważam za potrzebne i skuteczne działania typu:
        opisywanie stanu polskiej oświaty na tym forum czy w innych mediach, wytykanie
        błędów nauczycieli, płacz nad finansowym zabezpieczeniem oświaty."

        > Jest tam [...]

        Nowy akapit, nowa myśl. A ja mam się domyślić czy "tam" oznacza wzmiankowany
        wątek czy też może inne?
        Strzelać nie będę, proszę o podpowiedź.

        > Szkoda, ze jako nauczyciel deklarujacy zaangazowanie i troske o stan polskiej
        > oswiaty nie jest Pan w stanie pominac nieistotnych w tym kontekscie spraw i
        > skoncentrowac sie na poszukiwaniu konstruktywnego rozwiazania.

        Nazywanie nieistotną sprawą próbę odebrania mi czci z powodu nieznajomości
        jakiegoś cytatu i związaną z tym obronę własnej godności, oraz postawienie
        przeze mnie w związku z powyższym zapytania o wartościowanie "wielkości" ludzi
        w zależności od znajomości tych cytatów, uważam za gruby nietakt z Twojej
        strony oraz dyskwalifikację pedagogiczną.
        Przyznaję, że często czepiam się szczegółów. Ale to wynika z chęci rzeczywistej
        próby poprawy sytuacji, a nie tylko na poziomie ogólników i apeli.
        Poza tym uważam, że puszczenie jakieś niewłaściwej według mnie myśli jest
        domniemaną zgodą na nią. Popierając czyjąś myśl lub ją negując wypada określić
        powód takiego traktowania.

        > Przez konstruktywne rozwiazanie rozumiem znalezienie rozwiazania uznajacego
        > roznice pogladow i interesow stron "przeciwnych" i zaproponowanie czegos (ot
        > takiej "odrobinki") co mogloby zaowocowac w sposob pozytywny (przykladow nmam
        > pare, ale nie na ten post)

        Koncepcja słuszna.

        > Zdaje sobie sprawe ze wyrazilam opinie, ktora moze Pana dotknac, lub nie (to
        > jest w koncu Panska decyzja) i moze Pan mi odpowiedziec w sposob podobny do
        > tego w jaki Pan to robil w rzeczonych paru watkach, ale ja juz podjelam
        > decyzje ze w potyczki slowne i polemiki na temat gospodarki i szeroko
        > rozumianych przyczyn upadku polskiego systemu edukacji wdawac sie nie chce,
        bo
        > lezy to poza zasiegiem moich mozliwosci zmiany czegokolwiek. Nie chce rowniez
        > wpasc w pulapke w jakiej znalezli sie panscy "przeciwnicy".

        Dotknęła. I nie jest to moja decyzja. Odbyło się to bez udziału świadomości.
        Na brak potyczek słownych lepszym rozwiązaniem niż szlachetne apele jest
        dbałość o jasne wyrażanie swoich myśli. Nie wydaje mi się, że można w dyskusji
        na tym forum uciec od uwag o gospodarce i "przyczynach upadku". Pułapek nie
        stawiam. Jak ktoś w jakieś wpadł - jego problem. No i Twój, jak widzę.

        > Szkoda ze nie udalo sie uslyszec nic na temat tego jakie konkretnie metody i
        > sposoby Pan stosuje, jako niewatpliwie swietny nauczyciel, by wyeliminowac
        > istniejacy konflikt rodzic - nauczyciel. Dobrze byloby przeczytac o
        > propozycjach (konkretnych) takich rozwiazan. Reszta wydaje mi sie strata
        czasu.

        Żadnych szczególnych.
        Traktuję rodziców jak klientów. Powierzają mi swoje dzieci, dla których jestem
        nauczycielem i szkolnym partnerem. Zero konfliktów.
        Od kilku lat nie mam wychowawstwa klasy. Z lat poprzednich mogę przytoczyć:
        - uczniowie wiedzieli, że jestem ich szkolnym "tatą",
        - wszystkich uczniów odwiedzałem w ich domach (wizyty zapowiedziane),
        rozmawiałem wtedy z rodzicami zarówno w obecności ich dzieci, jak i na
        osobności.

        > Jako nauczyciel nie mam tego czasu za duzo, totez nie pisze zbyt czesto. Tych
        > pare uwag zaadresowanych do Pana, z pewnoscia dotyczy innych dyskutantow,
        lecz
        > Panska detrminacja wydaje mi sie naprawde zmarnowana na jalowe dyskusje i,
        > bedac niepodwazalnie popisem elokwencji, tak naprawde jest biciem piany.

        Za uznanie "popisu" dziękuję.
        "Jałowość" dyskusji nie zależy wyłącznie ode mnie.
        Na "bicie piany" się nie zgadzam.

        > A panscy przeciwnicy tez dali sie w to wciagnac.

        Proszę zająć się teraz nimi.

        > z szacunkiem, lecz nieco rozczarowana taka strata czasu i energii

        Przykro mi, że tak to widzisz.

        Rzeknij dwa słowa o sobie. Skąd piszesz?

        Rekapitulacja:
        Pojawiasz się tutaj, czytasz kilka postów. W pierwszym swoim liście stawiasz mi
        wiele zarzutów. Innym też się dostaje. Twoje postępowanie uważam za
        przekroczenie granic przyzwoitości.

        Pozdrawiam
        Krzysztof Homan, nauczyciel
        khoman@poczta.onet.pl
        • caerme Re: Byłam nauczycielką 27.01.03, 22:06
          witaj,

          krzysiek ja do tej pory pamietam jak moja wychowawczyni w podstawowce przyszla
          do mnie do domu - po prostu [z tego co pamietam] skontaktowala sie z rodzicami
          by pgadac porozmaiwac o mnie szkole i roznych rolach.
          i faktem jest ze do tej pory lubie ja bardzo i caly czas lubilem, do tej pory
          gadamy bez wiekszych problemow
          byla rusycystka, wywalili ja "po zmianie systemu"
          pozdr
          piotrek
          • Gość: Krzysztof Homan Re: Byłam nauczycielką IP: *.koszalin.tpnet.pl 27.01.03, 23:30
            caerme napisał:

            > witaj,
            >
            > krzysiek ja do tej pory pamietam jak moja wychowawczyni w podstawowce
            przyszla
            > do mnie do domu - po prostu [z tego co pamietam] skontaktowala sie z
            rodzicami
            > by pgadac porozmaiwac o mnie szkole i roznych rolach.
            > i faktem jest ze do tej pory lubie ja bardzo i caly czas lubilem, do tej pory
            > gadamy bez wiekszych problemow
            > byla rusycystka, wywalili ja "po zmianie systemu"

            Nie piszesz, czy byłeś wyjątkiem pozytywnym, czy negatywnym, czy też byłeś
            odwiedzony w ramach akcji "odwiedziny".
            Ja poważnie potraktowałem zalecenie: chcesz nałożyć na ucznia jakieś wymagania,
            ocenić go sprawiedliwie - dowiedz się kim jest, gdzie, z kim, jak mieszka,
            obejrzyj jego warsztat pracy. Dodatkowo była to okazja dla rodziców, by w
            skrytości mogli mi powiedzieć o "wszystkim", np. jakichś szczególnych
            uwarunkowaniach, problemach, ukrytych dolegliwościach dziecka. Mogli pytać mnie
            o cokolwiek.
            Dużo wiedzy o uczniach i "systemie" dały mi te wizyty. Były kawy i torty, a
            nawet więcej (sza!). Były tez przyjęcia krótkie i suche (w treści).

            Pozdrawiam
            Krzysztof Homan, nauczyciel
            khoman@poczta.onet.pl
            • caerme Re: Byłam nauczycielką 28.01.03, 21:02
              witaj,
              bylem jednym ze wszystkich, z tego co wiem tak obeszla cala klase, a w kosc
              czasem dawalem -mialem zdaje sie malo wyparzona facjate - i mi to zostalo:)
              ale odwiedzala tak kazda osobe.
              stremowany bylem wtedy jak diabli:)
              pozdr
              piotrek
    • m-p Re: Byłam nauczycielką 30.01.03, 00:35
      Smutne.
      To jeszcze nie bylo mozliwe w lepszych liceach pierwszej polowie lat 60-tych.
      Chemia, biologia, fizyka nie byly jeszcze michalkami.

      A jeszcze smutniejsze sa wypowiedzi na watku. Logika w szkole sredniej? To
      przeciez najbardziej nudna z nauk! Przeciez wlasnie logiki miedzy innymi uczy
      matematyka! Kiedys (w Polsce mniej wiecej do momentu, gdy nasi ministerialni
      reformatorzy zafascynowali sie grupa Burbaki'ego) calkiem dobrze sobie z
      nauczaniem logiki dawala rade... Smiem przypuszczac, ze nikt, kto proponuje
      logike jako przedmiot w szkolnicwie srednim, nie mial nigdy ksiazki z logiki w
      reku.

      Nie wiem, jak mozna rozumiec otaczajacy swiat bez matematyki, fizyki, chemii
      biologii??? Przeciez z tego bierze sie popularnosc bzdetow w rodzaju "Z
      Archiwum X"! Smiem tez twierdzic, ze ostatnia 'banka nowych technologii' na
      swiatowych gieldach, miala mocne podstawy w ignorancji yuppies i im podobnych,
      ignorancji, ktora wlasnie propagujecie. Zeby cos rozumiec trzeba miec podstawy,
      a zeby je miec, trzeba troche pokuc. Yuppies popisali sie tak samo jak XVII
      wieczni holenderscy milosnicy cebulek tulipanow...

      Po co chcecie uczyc tzw. "informatyki"? To czysta strata szkolnego czasu,
      lepiej go przeznaczyc na matematyke i jezyk polski. Owszem, jesli to szkola
      dla sekretarek, czemu nie, trzeba uczyc jakiegos pakietu biurowego, ale na
      litosc, to nie jest informatyka, tylko nauka poslugiwania sie produktami
      informatyki w jakims konkretnym celu.
      Taka 'informatyka' powinna byc uczona mimochodem, przy okazji nauczania innych
      przedmiotow, j. polskiego, j. obcych i historii tez. Przy innych przedmiotach
      tez byloby dobrze zastosowac komputery - ale do nauki tych przedmiotow, nie
      informatyki.
      Czyli trzeba OSWOIC z komputerem, nauczyc uzywania go w kazdej dziedzinie zycia.
      Inaczej,nie jest to przedmiot do samodzielnego nauczania w ani liceum, ani
      gimnazjum.

      Informatyki uczyc mozna na studiach. Tak jak np. geometrii rozniczkowej czy
      optyki atomowej. Co wiecej, lepiej mozna nauczyc osobe, ktora wyniosla ze
      szkoly dobre podstawy matematyki, ale nie umiejaca programowac. Dlaczego? Np.
      niemieckim programistom do tej pory czkawka odbija sie blad edukacyjny z lat 80-
      tych, polegajacy na mosowym wprowadzeniu do liceow Commodore C64 z jego
      Basicem... Nabrali zlych nawykow, ktore trudno bylo potem wyplenic.

      Czy idace w kierunku praktycznosci reformy bylyby potrzebne, gdyby przyznac, ze
      wsrod uczniow sa zdolni i ociezali intelektualnie, pracowici i leniwi i ze
      wcale nie musza chodzic do tych samyc szkol/klas? I ze dla wszystkich byloby
      lepiej zeby kazdy uczyl sie wg programu zgodnego ze swoimi predyspozycjami i
      zdolnosciami, albo nawet wcale, gdy mu sie zwyczajnie nie chce?
      To, ze jest to fe, wiem...

      Pozdrawiam
    • Gość: gość Re: Byłam nauczycielką IP: 148.81.8.* 09.04.03, 15:28
      Też tak uważam,jestem nauczycielem i mam tego zawodu serdecznie dość
    • Gość: nauczycielka Re: Byłam nauczycielką IP: 148.81.8.* 09.04.03, 15:29
      Ja jestem nauczycielką i u nas jest podobnie z tą różnicą że jeszcze gorsi są
      rodzice. Kryją swoje dzieci, awanturują się o oceny, mają nas poprostu
      gdzieś... To straszne
      • Gość: przyszla-byla Re: Byłam nauczycielką IP: *.neoplus.adsl.tpnet.pl 17.04.03, 12:43
        Jestem nauczycielka od niedawna i juz niedlugo nia nie bede. Poszlam do szkoly
        pelna zapalu, nadzieji i checi do zrobienia czegos wielkiego. Trafilam na
        uczniow bezczelnych, leniwych, bardzo pewnych siebie, ktorzy nauczycieli
        traktuja jak swoich kolejnych sluzacych majacych im w cudowny i bezbolesny
        sposob wlozyc wiedze do glowy. Kazda jedynka, uwaga konczy sie obrazeniem sie
        ucznia lub dluga bezsensowna dyskusja nad slusznoscia oceny. Nie chce juz
        wiecej buc sluzaca, chce sie rozwijac, spelniac, robic cos co przyniesie efekty
        i satysfakcje. Mam swiadomosc, ze moje spojrzenie jest bardzo subiektywne, ale
        ta szkola i ci uczniowie uswiadomili mi, czego nie chce robic zyciu.
        pozdrawiam wszystkich spelnionych nauczycieli
        • Gość: Agata Re: Byłam nauczycielką IP: *.chello.pl 17.04.03, 16:51
          Oczywiście każdy wybiera sobie zawód i dobrze, żeby czuł sie spełniony a jeśli
          go nie lubi to niech zmienia. Ja na swojej drodze zawodowej także spotkałam
          ludzi beszczelnych, roszczeniowych, traktujących mnie jak służącą ( lub
          usiłujących), straszących prokuratorem, nieprzyjemnych, a do tego niedomytych,
          cuchnących a nawet pijanych i awanturujących się. Spotkałam także ludzi miłych,
          sympatycznych, kulturalnych, cierpliwych, wdzięcznych i zachowujących się
          godnie. Czy dlatego, że paru chamów stanęło na mojej drodze, że miałam do
          czynienia z garstką idiotów mam zmieniać zawód który lubię. Nie! Staram sie
          pamiętać o najlepszym a to co złe wyrzucać z pamięci. Gdyby było odwrotnie
          chyba bardziej spełniona byłabym hodując kwiatki.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się


Nakarm Pajacyka