mirmilek
14.05.05, 14:16
Historia lubi sie powtarzac.
Jeszcze nie tak dawno USA w imie "szerzenia wolnosci" czyli walki z komunizmem
spiknely sie ze rezimami Am Pld. Wiezniowie polityczni,
tortury, morderstwa. Nic to. Wszystko w imie tegoz "szerzenia wolnosci".
Potem przyszla zmiania.
W amerykanskiej "elycie politycznej" zaszla moralna przemiana. Odkryli nagle
absolunosc zasad moralnych. Okazalo sie, ze w imie "szerzenia
wolnosci" nie wolno zezwalac na wiezienie ludzi za poglady, nie wolno
torturowac, nie wolno mordowac. Ze w imie "szerzenia wolnosci" nie wolno
wspierac dyktatorow. tia...
Stad tez krytyka Castro, stad tez wojna w Iraku (tzn wyszlo na jaw klamstwo o
BMR), itp, itd. Wszystko w imie tej nowej moralnosci, nadrzednych wartosci,
nieprzekraczalnych granic.
No i teraz odbija nam sie czkawka uzbekistan. Kraj rzadzony przez dyktatora,
kraj gdzie wiezniow politycznych liczy sie w tysiace, gdzie stostuje sie
tortury, gdzie mozna strzelac do demonstrantow.
Mozna by sie zapytac: czy to cos nowego? przeciez i tak gwalci sie prawa
czlowieka w Guantanamo, przeciez i tak usa wysyla wiezniow na tortury do
innych krajow. Prawda. Ale mimo to ze zdziwieniem (albo tez i bez zdziwienia)
odkrywamy nagle, ze usa reka w reke z rosja popieraja krwawego dyktatora z
uzbekistanu.
I jak teraz wyglada krytyka saddama? i jak teraz wyglada krytyka castro? czy
ma prawo krytykowac zbronie i lamanie praw czlowieka ten, ktory
sam prawa czlowieka lamie i otwarcie dalej popiera rezimy tak samo jak to
dawniej czynil w ameryce poludniowej?
Nasuwa sie pytanie, czy faktycznie w amerykanskiej "elycie politycznej" zaszla
ta moralna przemiana. Czy moze raczej znow retoryka "szerzenia wolnosci" jest
cynicznie wykorzystywana do oglupiania ludzi, podczas gdy kumplimy sie z
dyktatorami z argentyny, chile lub uzbekistanu.
Ludzie, nie dajmy sie zwariowac. Zlo jest zlem bez wzgledu na to, kto zla sie
dopuszcza i NIC go nie usprawiedliwia. NIC. NIC. NIC.