Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie
dla osób dorosłych
Do tragedii doszło w nocy z 9 na 10 lipca 2021 roku we wsi Borowce w województwie śląskim. Był środek nocy, gdy do niewielkiego domu z czerwonej cegły przy głównej ulicy wszedł Jacek Jaworek. Po chwili zaczęła się awantura. W czasie kłótni Jacek sięgnął po broń i strzelił w kierunku swojego brata Janusza. Świadkinią tej tragedii była żona Janusza, Justyna. Kobieta chwyciła za telefon i zadzwoniła na numer alarmowy. Nie zdążyła jednak powiedzieć, co się dzieje.
Na nagraniu nie ma dużo, zdążyła się przedstawić i po chwili jest przerażający płacz i krzyk. Później wszystko rozegrało się już bardzo szybko
- opowiedziała dziennikarzom "Uwagi!" Katarzyna Chalecka, przyjaciółka małżeństwa.
Po tym, jak Jacek zabił Janusza, oddał strzał w kierunku Justyny. W wyniku strzelaniny zginął także 17-letni Jakub - bratanek, a jednocześnie chrześniak Jacka Jaworka. Jedyną osobą, która przeżyła tę masakrę, był 13-letni Gianni. Chłopiec uszedł z życiem, bo schował się w szafie, a potem uciekł z domu przez okno.
Gdy na miejsce tragedii przyjechała policja, Jacka Jaworka już tam nie było. Funkcjonariusze ustalili, że sprawca zabójstwa oddał łącznie kilkanaście strzałów, w tym 10 celnych. Sekcja zwłok ofiar wykazała z kolei, że napastnik używał broni zasilanej amunicją 7,65 mm. Onet pisze, że to popularny kaliber, używany głównie w pistoletach produkowanych do połowy lat 70. ubiegłego wieku. Taka broń ma magazynek, który mieści zazwyczaj osiem kul, co może oznaczać, że sprawca miał przy sobie zapasowy zasobnik na naboje.
W poszukiwania Jacka Jaworka zaangażowano ogromne siły. Policjanci wykorzystywali drony, helikoptery, kamery termowizyjne, konie i psy tropiące. Podejrzewano, że Jaworek mógł się ukryć w pobliskich lasach, ale tam go nie znaleziono. Policyjne psy podjęły trop, który jednak urwał się na ulicy. Czy to oznacza, że złapał stopa lub ktoś po niego przyjechał? Śledczy zauważyli, że na podwórku przed domem Jaworków stały dwa samochody, ale Jacek nie wsiadł do żadnego z nich. Od najbliższej stacji kolejowej musiałby iść mniej więcej godzinę.
Policjanci ustalili, że kilka godzin przed zabójstwem Jacek Jaworek widział się z kolegami. Mężczyźni rozpalili ognisko w lesie, pili alkohol, jedli kiełbaski. Chwilę po północy biesiadnicy się rozeszli. Każdy poszedł w swoją stronę.
Rozstając się, umówiliśmy się na następny dzień na spotkanie na mecz finałowy Euro. Mówił z takim zapałem, że się spotkamy na ten finał, bo poprzednie mecze też razem oglądaliśmy. Jestem o tym szczerze przekonany - na pewno rozstając się tutaj, nie miał żadnego planu. Coś wynikło później, coś bardzo wstrząsającego, coś, co nie spotyka się na co dzień i jeżeli doprowadza do takiej tragedii, to musi to być coś wielkiego. Plotki mówią, że się kłócili o finanse. Nie kłócili się o finanse. On tam owszem - był uparty. Może się uparł i powiedział, że on nie będzie płacił za prąd. Nieuregulowane sprawy finansowe też nie są powodem do morderstwa, bo nie ma nic straszniejszego. Tam musiał być konflikt na podłożu jakichś ambicji
- powiedział w programie "Interwencja" Tomasz Górnicz, który brał udział w spotkaniu przy ognisku, na którym był także Jacek Jaworek.
Dziennikarze zaczęli szukać informacji o przeszłości poszukiwanego mężczyzny. Ustalili, że Jacek Jaworek był pracownikiem budowlanym i w związku z tym często wyjeżdżał za granicę, m.in. do Niemiec, Szwajcarii czy Włoch. Wszystko zmieniło się w 2020 roku. Żona Jaworka wystąpiła o rozwód, a gdy się rozstali, mężczyzna musiał opuścić swój dotychczasowy dom. Wówczas zamieszkał u brata Janusza.
Wynajem był dość drogi, a on liczył, że w ciągu miesiąca wyjedzie do pracy. Nie chciał podpisywać kolejnej umowy wynajmu. Chciał chwilę przed wyjazdem gdzieś się zatrzymać
- powiedziała reporterom "Uwagi!" krewna poszukiwanego.
Jacek Jaworek myślał, że szybko wyjedzie do pracy, ale ze względu na pandemię koronawirusa nie było to możliwe. Dwa tygodnie pomieszkiwania w domu brata zamieniło się w pół roku. Zaczęły się problemy.
Był za nim wystawiony list gończy za niepłacenie alimentów. Policja dostała sygnał, gdzie przebywa. Jacek przekazał mi, że to brat Janusz doniósł na niego na policję. Być może wtedy nastawienie Jacka do brata się zmieniło. W więzieniu Jacek spędził chyba dwa i pół miesiąca. Kiedy wyszedł, widziałem w nim ogromną zmianę
- powiedział Tomasz Górnicz.
Ze słów sąsiadów wynika, że Jacek "za nic nie płacił" i był na utrzymaniu swojego brata i jego rodziny.
Obrósł w piórka i zaczął rządzić. Podłączył sobie farelki, elektryczne kuchenki, wszystko na prąd, a ani grosza nie dał do rachunku
- powiedział w programie "Uwaga" jeden z mieszkańców Borowiec.
Tomasz Górnicz twierdzi z kolei, że Jacek Jaworek skarżył się na "drobne złośliwości, które miały mu utrudniać życie".
Zakręcono mu wodę, żeby się nie mógł umyć, więc schodził do piwnicy, znalazł zawór i go odkręcił, to znowu wyłączono gaz. Nie mógł korzystać ze szklanek, nie mógł włożyć jedzenia do lodówki. Jeśli jego jedzenie zostało, to wyrzucili dla psa. Po prostu chcieli się go pozbyć
- powiedział.
Prokuratura uznała, że motywem zbrodni mógł być konflikt braci wokół podziału ojcowizny. Po śmierci Janusza, Justyny i Jakuba prawo do ich domu ma Gianni, ale także Jacek Jaworek oraz jego siostra.
Z wypowiedzi sąsiadów zamordowanej rodziny wynika, że Jacek i Janusz mieli bardzo różne charaktery.
Janusz był spokojny, a Jacek wariat, nieobliczalny. Jak szedł spać, spluwa leżała koło niego i mówił, żeby nie ruszać, bo wszystkich wystrzela
- powiedział jeden z okolicznych mieszkańców.
Nikt go nie lubił. Jak coś szło nie po jego myśli, to straszył. Kiedyś chciał, żeby kolega postawił wódkę, a że miał tylko piwo to usłyszał, że go 'odstrzeli'
- dodał kolejny.
Policja wiedziała, że on ma broń i nie reagowali. Były wcześniej zgłoszenia sąsiadów i rodziny. On jak popił, to strzelał. Do zwierząt na przykład
- stwierdziła Henryka Szczepańczyk, z którą rozmawiali dziennikarze "Uwagi!".
Do służb rzeczywiście dotarły informacje o niepokojącym zachowaniu Jacka Jaworka. 7 lipca 2021 roku, a więc trzy dni przed tragedią, Janusz i Justyna zgłosili się na policję.
Było to zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Jacka Jaworka na ich szkodę, a miało polegać na kierowaniu wobec nich gróźb karalnych. Chodziło o groźby werbalne. To zawiadomienie jest dość zwięzłe w treści. Nie było mowy o żadnej broni
- zapewniał jednak prokurator Krzysztof Budzik z częstochowskiej prokuratury, którego wypowiedź przytacza Onet.
Od śmierci Janusza, Justyny i Jakuba minęło już kilka lat, ale wciąż nie wiadomo, co stało się z Jackiem Jaworkiem. W czerwcu 2023 roku media obiegła informacja, że Prokuratura Okręgowa w Częstochowie zawiesiła śledztwo, choć poszukiwania wciąż trwają. Sprawą zajmuje się dziś specjalna grupa policjantów, tzw. łowcy głów.
Służby biorą pod uwagę, że Jacek Jaworek mógł popełnić samobójstwo. Ku tej teorii skłaniał się m.in. były policjant kryminalny i właściciel agencji detektywistycznej Arkadiusz Andała, który podkreślał, że Jaworek zostawił po sobie sporą gotówkę.
To charakterystyczne dla samobójców. Samobójcy zostawiają pieniądze. Chcą zostawić po sobie ślad, dając do zrozumienia, że skończą ze sobą. Bez pieniędzy Jaworek nie jest w stanie się ukrywać tak długo. Żyjąc, wcześniej czy później zostawi po sobie jakiś ślad. On sam bez pomocy nic nie zrobi
- mówił w rozmowie z "Faktem".
W to, że Jacek Jaworek nie żyje, wierzy też jego przyjaciel Tomasz Górnicz.
On był bardzo pedantyczny. Nie zabrał samochodu, pieniędzy, leków. Był chory, bez tych leków nie był w stanie przeżyć kilku dni. Jak u mnie mieszkał, to biegałem od apteki do apteki, szukając mu tych leków, bo bez nich było z nim bardzo źle. (...) Czuję, że ta sprawa skończy się tym, że będą cztery ofiary śmiertelne. On będzie ofiarą samego siebie i swoich życiowych decyzji. Uważam, że popełnił samobójstwo
- powiedział w rozmowie z "Uwagą!".
Minęły jednak lata, a ciała Jaworka nie znaleziono. Z tego powodu mieszkańcy wsi utwierdzili się w przekonaniu, że Jacek żyje.
To nie jest taki typ człowieka. Prędzej zabije jeszcze kogoś, niż siebie
- mówili dziennikarzowi Onetu.
Za Jackiem Jaworkiem wystawiono list gończy, a następnie europejski nakaz aresztowania i czerwoną notę Interpolu. Rzeczniczka prasowa Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach Aleksandra Nowara oceniła, że "to świadczy o tym, że jest jednym z najbardziej poszukiwanych ludzi na całym świecie".
Gianni, który w chwili śmierci swoich rodziców i brata miał zaledwie 13 lat, trafił pod opiekę swojej cioci.
Dla nas ta sprawa jest wciąż bardzo ważna. Chcemy poznać prawdę, chcemy wiedzieć, co się stało z Jackiem Jaworkiem. Chcemy, by dopadła go sprawiedliwość, jeśli żyje. (...) Powinno się nagłaśniać tę sprawę. Obawiam się, że im dalej od niej, będzie coraz gorzej i trudniej namierzyć poszukiwanego
- powiedziała pani Iwona w rozmowie z "Faktem".
Ciocia Gianniego jest siostrą zamordowanej Justyny. Kobieta wyznała, że "Justyna bez Janusza i dzieci nigdzie się nie ruszała", spędzali razem każdą wolną chwilę, lubili razem spacerować i jeździć na rowerach. To wszystko skończyło się z dnia na dzień. Dla Gianniego był to ogromny cios. Dziś nastolatek stara się żyć tak, jak wszyscy jego rówieśnicy.
On nie pyta, ale zdaję sobie sprawę, że ma dostęp do internetu i może wszystko przeczytać. To są bolesne sprawy, o których staramy się jak najmniej rozmawiać ze względu na chłopca
- powiedziała pani Iwona.
Jeśli przeżywasz trudności lub chcesz pomóc osobie w kryzysie, pamiętaj, że możesz skorzystać z bezpłatnych numerów pomocowych:
Pod tym linkiem znajdziesz więcej informacji, jak pomóc sobie lub innym, oraz kontakty do organizacji pomagających osobom w kryzysie i ich bliskim.
Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.