Rok więzienia za horror 12-letniej Kingi. Finał historii nagłośnionej przez TOK FM
Historię 12-letniej Kingi spod Dąbrowy Tarnowskiej opisaliśmy po raz pierwszy we wrześniu 2021 roku. Dziewczynka zgłaszała, że była molestowana. O sprawie wiedziały m.in. prokuratura, szkoła i urzędnicy. Mimo wszystko Kinga musiała mieszkać pod jednym dachem z osobą, którą oskarżała. Kilka miesięcy później odebrała sobie życie.
Sąd Apelacyjny w Krakowie w swoim rozstrzygnięciu utrzymał w mocy wyrok z pierwszej instancji.
Przemysław R. - znajomy rodziców - został skazany na rok bezwzględnego pozbawienia wolności za przestępstwo z art 197. Kodeksu karnego. Chodzi o przestępstwo zgwałcenia lub wymuszenia czynności seksualnej, a konkretnie - kwalifikowaną formę tego przestępstwa (czyli taką, która posiada cechy dodatkowe, powodujące, że jest ono społecznie niebezpieczniejsze). Ofiara nie miała przecież 15 lat. Kodeks karny - przed ostatnimi zmianami - mówił o minimum 3 latach pozbawienia wolności za taki czyn. Wobec Przemysława R. zastosowano jednak nadzwyczajne złagodzenie kary.
To Przemysław R. w połowie 2021 roku miał zaprowadzić dziewczynkę w zarośla niedaleko jej domu i zacząć się do niej dobierać. Kindze udało się wyrwać i uciec z tego miejsca, ale jej koszmar się nie kończył. Kinga relacjonowała, że znajomy rodziców - po tym zajściu - bywał u nich w domu, miał też chodzić za dziewczynką po wiosce. Nastolatka nie mogła się poskarżyć ani matce, ani jej partnerowi. Opowiedziała za to o wszystkim nauczycielce, ta dyrektorowi szkoły, a on zawiadomił prokuraturę.
Grzywna dla ojczyma
Drugim skazanym w sprawie Kingi jest partner jej matki - Bogdan S. Mieszkali razem. Dziewczyna skarżyła się na jego zachowania cioci, do której wyjechała na wakacje. - Ze słów Kingi wynikało, że była molestowana także w domu, choć do końca sama nie była tego świadoma - mówiła nam Małgorzata Warzecha (ciocia), która poinformowała o wszystkim pomoc społeczną, sąd rodzinny i prokuraturę. Ani śledczy, ani potem sąd nie dopatrzyli się w zachowaniach partnera matki znamion wykorzystywania seksualnego. Najpierw postawiono mu zarzut znęcania, ostatecznie skazano go za znieważenie i naruszenie nietykalności cielesnej. Bogdan S. miał zapłacić grzywnę.
Od samego początku działania służb i organów ścigania budziły szereg wątpliwości. W pierwszym reportażu TOK FM o sprawie Kingi - z września 2021 roku - opisywaliśmy, jak przeciągało się przesyłanie dokumentacji między prokuraturami na terenie kraju. Gdy wreszcie zakończono sprawy formalne, pierwszy prowadzący sprawę prokurator awansował i trzeba było wyznaczyć na jego stanowisko kolejnego. Potem był okres urlopowy. Miesiącami nie zrobiono w sprawie nic.
Kiedy matka Kingi dowiedziała się o zawiadomieniu do prokuratury, kazała jej natychmiast wracać od cioci do domu. Sąd nie zdecydował się na jej zabranie ze środowiska, w którym nie czuła się bezpiecznie. Kinga wróciła więc pod jeden dach z osobą, którą oskarżała. Gościem w tym domu bywał drugi z mężczyzn wskazywanych przez 12-latkę - wspomniany Przemysław R. Na rezultat nie trzeba było długo czekać. Już w dniu powrotu Kingi do domu interweniowała policja. Nastolatka twierdziła, że doszło w nim wtedy do karczemnej awantury.
Potem przychodzili urzędnicy z pomocy społecznej i dzielnicowy, ale od niego Kinga miała usłyszeć, że musi się pogodzić ze swoją sytuacją. "Rozmawiał z nami na ten temat i powiedział mi, że to raczej nie jest możliwe, żebyś była moją rodziną zastępczą. Powiedział, że mama musiałaby chodzić tu cały czas pijana, żeby jej odebrać prawa rodzicielskie" - pisała Kinga do swojej ciotki.
O historii Kingi dowiaduje się cała Polska
Z wiadomości wysyłanych przez dziewczynkę wyłaniał się pogarszający się stan dziecka. "Straciłam nadzieję, że będzie lepiej. (…) I tak wiem, że nie będzie" - pisała w październiku 2021 roku Kinga. Potem trafiała jeszcze kilka razy do szpitala psychiatrycznego. W grudniu odebrała sobie życie.
Na początku stycznia jej historię poznała cała Polska, a śledztwo nagle przyśpieszyło. Przemysław R. usłyszał zarzuty kilka tygodni później. Sprawę przekazano z Dąbrowy Tarnowskiej do prokuratury w Nowym Sączu. Tam postawiono zarzuty drugiemu z oskarżonych. Sprawę prowadzono bardzo sprawnie.
Jeden z oskarżonych - zanim jeszcze zapadł wyrok - złożył prywatny akt oskarżenia przeciwko cioci dziewczynki i jej mężowi. Oskarżył ich o zniesławienie. Chodziło o wystąpienia cioci i wujka Kingi w mediach po śmierci dziecka. Opowiadali między innymi o tym, co słyszeli od nastolatki i co przeżywała w ostatnich miesiącach.
Sąd pierwszej instancji uniewinnił Małgorzatę Warzechę oraz jej męża. Uznał, że nie doszło do żadnego przestępstwa. Sprawa jednak się nie kończy, bo skarżący się od wyroku odwołał. - Dla nas to jest ciągle dramatyczna sytuacja. Bez przerwy to przeżywamy i bardzo dużo nas to kosztuje - mówi Małgorzata Warzecha. Dodaje, że wraz z mężem mają poczucie niesprawiedliwości, bo to oni są ciągani po sądach i ponoszą konsekwencje całej sprawy. Wiele osób, które nie reagowały lub nie podjęły wystarczających działań, gdy Kindze działa się krzywda, nie ponoszą z tego tytułu żadnej odpowiedzialności.
Posłuchaj serialu Michała Janczury "Wojny domowe":
- XIX-wieczne znalezisko na krakowskim śmietniku. "Wyjątkowy skarb"
- Kaczyński zdecydował ws. kandydata na prezydenta? "W głowie mi dzwoni jedno nazwisko"
- Wypowiadają wojnę Warsaw Night Racing. "Kopali w moje drzwi, stali pod oknem"
- Paweł S. będzie współpracował ze śledczymi? "Otoczenie zrobi wszystko, żeby się nie 'rozpruł'"
- Całą noc spędziła z dwójką dzieci na przystanku. Motorniczy wezwał pomoc
- Tusk o amerykańskich wyborach. "Era geopolitycznego outsourcingu dobiegła końca"
- Ile prądu pochłania ChatGPT? Te dane mogą cię zaskoczyć
- Zderzenie na nowej trasie tramwajowej. Kilka dni po otwarciu
- Kosztowny remont na koniec prezydentury Andrzeja Dudy. Słono za to zapłacimy
- "Zełenski potrafi zdenerwować nawet sojuszników". Gen. Bieniek: Powinien teraz grzmieć