Na stronach Dziennik.pl można przeczytać bardzo ciekawy artykuł. Według relacji anonimowej pracownicy firmy eventowej organizującej imprezy z gwiazdami, polski show-biz to dno:
Pewna znana, ekscentryczna wokalistka, chętnie zatrudniana przez bogate firmy na imprezy (wysoka, czarnowłosa, robiąca wrażenie na zagranicznych kontrahentach) ciągle się upijała. Prosiłam tysiąc razy, żeby przed "sztuką" (występem) nie tykała wina. Bez szans. Wypijała buteleczkę i zaczynała show. Znakomite zresztą, ale to ja kiedyś musiałam świecić oczami, jak dała na scenie napić się wina ze swojego buta... prezesowi jednego z najbardziej znanych koncernów farmaceutycznych. Prezes spurpurowiał, ale się napił. Potem miałam awanturę, że pozwoliłam jej wnieść na scenę butelkę. A co, miałam się z nią bić?/Dziennik.pl
Domyślacie się, kim jest gwiazda opisywane przez anonimową informatorkę? Pani cytowana przez Dziennik opisuje też współpracę z bardzo znanym, rockowym zespołem:
Z kolei pewien znany zespół rockowy na łamach prasy zarzekał się niejednokrotnie, że nie chałturzy. Wolne żarty... sama miałam z nimi do czynienia kilkanaście razy przy okazji różnych imprez. Koszmarni ludzie. Nie dość, że na żywo wypadali fatalnie, co kilkanaście minut po prostu przestawali grać i zaczynali od nowa, to co chwila wysyłali do mnie swojego menedżera z pytaniem, czy już mogą skończyć, bo chcą iść... na basen/Dziennik.pl
Nie obyło się też bez propozycji dwuznacznych:
Jeden z najbardziej znanych polskich aktorów, który prowadził imprezę przeze mnie organizowaną po sztuce rzucił w moją stronę: "Pokój 209, mam kondomy, więc się nie martw". Zdębiałam. To była zdaje się propozycja matrymonialna...
Ponoć informatorka już nie pracuje w tej firmie, a z polskim show-biznesem nie chce mieć nic wspólnego. Czy to w ogóle możliwe? A może wy pracujecie na podobnych stanowiskach i macie podobne bądź też odmienne zdanie niż Dziennik? Piszczcie koniecznie do nas na adres redakcja@plotek.pl