Choć od przeszło trzydziestu lat związana jest z krakowskim Teatrem Starym, szerokiej publiczności znana jest przede wszystkim z ról filmowych. Dzięki wyjątkowej wrażliwości i kunsztowi aktorskiemu, świetnie sprawdziła się w wymagających kreacjach takich jak zakonnica z filmu "Faustyna" czy zmagająca się z chorobą psychiczną matka w dramacie "Tato". Dorotę Segdę widzowie pokochali też jako dyrektorkę szpitala w Leśnej Górze z serialu "Na dobre i na złe", w którym występowała przez wiele lat. Nie wszyscy fani wiedzą, że piastuje również zaszczytne stanowisko Jej Magnificencji Rektory Akademii Sztuk Teatralnych im. Stanisława Wyspiańskiego w Krakowie - uczelni, którą niegdyś sama skończyła. Choć Dorota Segda na co dzień stroni od blasku fleszy, jej życie prywatne swojego czasu wzbudzało nie lada emocje. Ze zmarłym w ubiegłym roku Stanisławem Radwanem - uznanym kompozytorem i wieloletnim dyrektorem Teatru Starego - tworzyła przez lata zgodny, szczęśliwy duet prywatnie, jak i zawodowo. Ale początki ich związku nie były łatwe.
Dorota Jolanta Segda przyszła na świat 12 lutego 1966 roku w Krakowie. Jej dziadek - Władysław Segda - był dwukrotnym brązowym medalistą olimpijskim w szermierce. Ona wybrała jednak inną drogę - dostała się do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego. Jeszcze w czasie studiów, w 1987 roku, młoda aktorka otrzymała angaż w krakowskim Teatrze Starym.
Debiutowała rolą Soni w "Zbrodni i karze" Andrzeja Wajdy na festiwalu w Jerozolimie. Na deskach Teatru Starego po raz pierwszy pojawiła się w roli Albertynki w "Operetce" Witolda Gombrowicza w reżyserii Tadeusza Bradeckiego.
Jej debiut był jak grom z jasnego nieba. Zagrała brawurowo bardzo trudną rolę Albertynki w 'Operetce' Gombrowicza. Ona była wspaniała, i nie mam na myśli tylko jej wizualności. Jak wiemy, Albertynka jest naga, więc panowie skręcali sobie karki, żeby spojrzeć na stojącą z tyłu Dorotę
- wspominał Jan Peszek w programie TVN "Kulisy Sławy".
Przed ukończeniem studiów w życiu Doroty Segdy wydarzyło się coś jeszcze - wyszła za mąż za aktora Jana Korwina Kochanowskiego. Ale zaledwie miesiąc po ślubie poznała mężczyznę, którego w przyszłości w wywiadach nazywała miłością swojego życia. "Była miesiąc po ślubie i choć dobiegający 50. mężczyzna wyraźnie ją oczarował, nie mogła przecież, przypuszczać, że między nimi narodzi się miłość, która już wkrótce stanie się treścią jej życia" - pisał magazyn "Rewia".
Mężczyzną tym był starszy o niemal trzy dekady od młodej aktorki Stanisław Radwan. Ale to nie różnica wieku stanowiła największy problem, a fakt, że oboje byli w związkach małżeńskich - co więcej, Stanisław Radwan z Mają Zającówną wychowywał dwóch synów. Wydawać by się mogło, że Dorotę Segdę i Stanisława Radwana dzieliło wszystko. Ona była młodą studentką, on uznanym kompozytorem i dyrektorem Teatru Starego. Wszystko to sprawiło, że zanim tych dwoje stanęło na ślubnym kobiercu, minąć musiało wiele lat.
Przez lata Dorota Segda występowała na deskach Teatru Starego, ale jednocześnie błyszczała na kinowych ekranach. Zadebiutowała w 1989 roku rolą w filmie Waldemara Krzystka "Ostatni prom" - wcieliła się w byłą uczennicę granego przez Krzysztofa Kolbergera głównego bohatera. Następnie w dramacie "Tylko strach" (1993) Barbary Sass stworzyła przekonującą kreację kobiety zmagającej się z chorobą alkoholową. Ale największe uznanie przyniosła Dorocie Segdzie tytułowa rola w filmie "Faustyn" (1995) w reżyserii Jerzego Łukaszewicza. Za rolę doświadczającej objawień zakonnicy aktorka została wyróżniona Nagrodą imienia Zbyszka Cybulskiego, otrzymała też Złotą Kaczkę w kategorii "najlepsza polska aktorka".
W tym samym roku Dorota Segda wystąpiła w filmie Macieja Ślesickiego "Tato" u boku takich aktorów jak Bogusław Linda i Cezary Pazura. Rola zmagającej się z chorobą psychiczną matki małej dziewczynki przyniosła aktorce nagrodę - Złotą Kaczkę dla Najlepszej Aktorki. Ale Dorota Segda grała nie tylko w Polsce.
Na początku swojej kariery aktorka dostała główną rolę w węgierskim filmie "Mój wiek XX". Brawurowo wcieliła się w nim w rozdzielone po narodzinach siostry bliźniaczki, a film został nagrodzony Złotą Kamerą na festiwalu w Cannes. Jednak praca na planie filmu okazała się dla Doroty Segdy koszmarem. Wszystko z winy radzieckiego aktora, Olega Jankowskiego. Zauroczony mężczyzna nie dawał młodej aktorce spokoju. Nagabywał ją w niezwykle nachalny sposób - pewnej nocy próbował nawet wedrzeć się przez okno do jej domu.
Do dziś nie chce mi się wierzyć w to, że nie poszłam do producenta i nie powiedziałam, że jeżeli jeszcze raz ten facet mnie dotknie, to schodzę z planu i nie wracam
- wspominała po latach traumatyczne wydarzenia Dorota Segda.
Zupełnie inaczej było podczas innej zagranicznej współpracy. W 1989 roku ekipa Teatru Starego udała się do Japonii, żeby wystawić tam inscenizację "Hamleta" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Rola Ofelii, w którą wcielała się wówczas Dorota Segda, spodobała się Japończykom tak bardzo, że młoda aktorka z Polski pojawiła się w tamtejszej edycji magazynu dla panów. - Pojawiłam się w japońskim "Playboyu" w artykule zatytułowanym "Bosy anioł". (…) Wszystko dlatego, że miałam fatalne buty i Janek Peszek poradził mi, żebym je zdjęła, bo zdjęcia były robione na trawie. Więc mam przepiękne fotografie. Ubrane - podkreślała artystka w "Kulisach Sławy". I dodała, że propozycje sesji dla polskiego "Playboy’a" odrzucała. - Pokazywałam swoje ciało w teatrze, miałam takie epizody, natomiast fotografowanie się w "Playboy’u"… nie poczułam tego - skwitowała aktorka.
Pobyt w Japonii wpłynął nie tylko na karierę Doroty Segdy. Bo to właśnie tam aktorka zrozumiała, że Stanisław Radwan jest mężczyzną jej życia. - Trzeciego dnia pobytu [w Japonii - przyp. red.] obchodziliśmy koniec dyrektorowania Stanisława Radwana. Wtedy się w nim zakochałam. Czułam, że spotkałam miłość swojego życia i że jeśli natychmiast nie przerwę tamtego związku, to się uduszę - wspominała Dorota Segda w jednym z wywiadów. Po powrocie do Polski para zdecydowała się być razem. Ale ich związek od początku wzbudzał w środowisku wiele kontrowersji. - Nie mogliśmy być razem. Dużo nas to kosztowało bólu i cierpliwości. Walczyłam, jak tylko umiałam, i pewnie to go zmobilizowało, żeby też o nasz związek powalczyć. W moim życiu najważniejsza jest miłość. A miłość jest głosem, za którym trzeba pójść. Wygraliśmy tylko dlatego, że posłuchaliśmy go, i uznaliśmy, że jest on najważniejszy - wyznała przed laty Dorota Segda.
Dorota Segda i Stanisław Radwan w 2001 roku wzięli ślub. Przez wiele lat stanowili szczęśliwe małżeństwo. W epilogu jego książki biograficznej "Zagram ci to kiedyś" aktorka wypowiadała się o mężu w niezwykle czułych słowach. Wyznała, że "zwiedzanie z nim świata to niewyobrażalna przyjemność" i dodała, że podziwia go za jego poczucie humoru. Związek pary nie był jednak pozbawiony cieni - nie udało im się doczekać wspólnego potomstwa. - Nie ukrywałam nigdy, że walczyliśmy z mężem o własne dzieci. Zrobiliśmy wszystko. Ale się nie udało. (...) Nie wszystkie marzenia się spełniają i jakoś żyjemy. Nie rozpamiętuję porażek. Choć nie mówię, że nie płakałam. Płakałam sporo. Tak miało być. Inne piękne rzeczy się spełniają - wyznała aktorka w jednym z wywiadów. Szczęśliwe małżeństwo Doroty Segdy zakończyła w zeszłym roku śmierć Stanisława Radwana. Kompozytor odszedł w wieku 84 lat.
Dorota Segda wciąż występuje w filmach i serialach. Na małym ekranie, oprócz kultowej zdaniem wielu roli w "Na dobre i na złe", pojawiła się w produkcjach takich jak "Usta usta" czy "Aż po sufit". Ma na koncie też karierę dubbingową - to ona jest polskim głosem Beatrix Lestrange z filmów o Harrym Potterze. Po latach wróciła też do krakowskiej akademii teatralnej - tym razem w roli Jej Magnificencji Rektory. Więcej zdjęć znajdziecie w naszej galerii na górze strony.