Kiedy zaczynała karierę, myślała, że będzie grała i występowała tylko do trzydziestki, bo później człowiek jest na to za stary. Dziś Urszula sama przeczy tej teorii. Nadal zachwyca charyzmą, talentem i świetnym wyglądem. Jej rockowy wizerunek i charakterystyczny wokal rozpozna każdy fan. Na koncie ma albumy i piosenki, które przeszły do historii, a także koncerty dla wielotysięcznej publiczności. Ale życie jednej z najpopularniejszych polskich piosenkarek nie zawsze było usłane różami. Z pewnością Urszula nie mogła narzekać na nudę. W latach 80. debiutowała u boku Budki Suflera, zdobyła popularność, zakochała się, urodziła dziecko i wyjechała do Stanów. A kiedy wróciła, podbiła rodzimą scenę muzyczną. Cieniem na sukcesach Urszuli położyła się śmierć męża, który, w wieku zaledwie 48 lat, przegrał walkę z chorobą. Drugi mąż wpadł w szpony nałogu. I choć niemal nikt nie dawał jej związkowi ze sporo młodszym mężczyzną szans, para pokonała przeciwności i jest ze sobą już ponad dwie dekady. A Urszula, pomimo trudnych chwil, zaraża optymizmem i młodzieńczą energią.
Urszula Beata Kasprzak przyszła na świat 7 lutego 1960 w Lublinie. Muzyka była w jej życiu obecna od zawsze. Jej rodzice pracowali w państwowej firmie odzieżowej, gdzie ojciec przyszłej wokalistki był członkiem zakładowego zespołu pieśni i tańca ludowego. Już jako mała dziewczynka Urszula uczyła się gry na fortepianie i akordeonie w ognisku muzycznym. Marzyła wówczas o zawodzie nauczycielki muzyki lub bibliotekarki. Jako 15-latka brała udział w eliminacjach do XI Festiwalu Piosenki Radzieckiej w Zielonej Górze. Nie odniosła sukcesu, ale nie zamierzała się zniechęcać. Upór i ambicja zostały nagrodzone, bo przy trzeciej próbie siedemnastoletnia Urszula wykonująca piosenkę "Kopciuszek" wygrała finał zielonogórskiego XIII Festiwalu Piosenki Radzieckiej. Aleksander Bardini wręczający nagrodę, Złoty Samowar, powiedział, że "byłaby dobrą aktorką śpiewającą". Urszula wzięła sobie najwyraźniej jego słowa do serca. Swoje życie postanowiła związać z muzyką. Ukończyła studia na Wydziale Wychowania Muzycznego na UMCS w Lublinie, a w wolnym czasie śpiewała w kościelnych zespołach. Ale już niebawem miała zdecydowanie zmienić repertuar.
W latach 80. Urszula rozpoczęła karierę i występowała z zespołem Budka Suflera. Jednemu z jego członków, Romualdowi Lipce, polecił ją znajomy muzyk, Ryszard Kniap. To właśnie z Budką Urszula nagrała takie hity jak "Luz blues, w niebie same dziury", "Dmuchawce, latawce, wiatr" i "Malinowy król". Artystka wyznała na łamach książki "Urszula", że nie byłaby tym, kim jest, gdyby w 1982 roku nie trafiła do zespołu. "Dzięki Budce zaistniałam w świadomości słuchaczy. Zostałam wprowadzona w branżę przez zespół, który był bardzo popularny, dostałam carte blanche, absolutne zaufanie ich fanów, zainteresowanie tym, co robię na scenie, i kim jestem" - wyznała artystka.
Urszula była członkinią Budki Suflera przez kilka lat. Ale pomimo świetnych początków w pewnym momencie zdecydowała się odejść z zespołu, co wydarzyło się w niezbyt miłej atmosferze. Prawda o tym, co wówczas zaszło, wyszła na jaw dopiero całkiem niedawno. W książce "Przeboje PRL. To śpiewała cała Polska" Sławomir Koper pisze, że cieniem na współpracy Urszuli i Romualda Lipki położył się jej związek z muzykiem Stanisławem Zybowskim. Ponoć mężczyzna postanowił "przejąć kontrolę nad jej karierą" i to pod jego wpływem wokalistka zdecydowała się odejść. Zdaniem Romualda Lipki "sposób, w jaki Urszula pożegnała się z Budką, bez wątpienia nie mieścił się w kanonach dobrego wychowania. Zabrakło choćby jednego słowa wdzięczności".
Choć rzadko używam kategorycznych sformułowań, to w tym przypadku nie waham się tego uczynić: Urszula swój sukces zawdzięcza moim piosenkom. Została przez nie ukształtowana od "A" do "Z". Nie oczekiwałem od niej corocznego składania hołdów, ale myślę, że na proste "dziękuję" zasłużyłem
- wspominał gorzko Romuald Lipko. Tymczasem zdaniem Urszuli powodem jej decyzji był fakt, że zespół nie miał już jej nic do zaoferowania. "Ja przecież ciągle im dziękowałam, w każdym wywiadzie! Jemu chodziło o oficjalne 'Romek, dziękuję!' i najwyraźniej miał jakiś żal" - tłumaczyła artystka w swojej biografii.
Wspomnianego Stanisława Zybowskiego - muzyka, który nie tylko został jej mężem, lecz także wspierał ją jako gitarzysta i kompozytor wielu przebojów. Urszula poznała w 1985, kiedy oboje współpracowali z Budką Suflera. Dwa lata później para doczekała się narodzin syna, Piotra, a w 1992 roku wzięła ślub. Mieszkali już wówczas w USA, dokąd wspólnie postanowili wyemigrować. Urszula i Zybowski jeszcze w Polsce założyli grupę Jumbo, która wylansowała hit "Rysa na szkle". W Stanach wydali płytę "Urszula & Jumbo", jednak krążek nie cieszył się uznaniem tamtejszych słuchaczy. Parę dopadła wówczas szara rzeczywistość. Aby utrzymać siebie i synka, musieli imać się różnych zajęć, m.in. pracy w restauracjach. Ale trudne chwile tylko scementowały związek.
W połowie lat 90. para wróciła do Polski. Okazało się, że rodzima publiczność nadal kocha Urszulę. Wraz z Zybowskim wokalistka wydała płytę "Biała droga". Krążek sprzedał się w niemal milionowym nakładzie, a pochodzący z niego przebój "Konik na biegunach" nuciła cała Polska. W życiu pary wszystko zdawało układać się jak najlepiej. Zybowski marzył o wydaniu solowej płyty, a żona mu w tych planach kibicowała. "Byłam z mężczyzną, który mnie kochał bezwarunkowo. Nie było takiej sytuacji, która by nas mogła wtedy złamać" - mówiła Urszula w rozmowie z "Rewią". Niestety, tę miłość brutalnie przerwała tragedia. Okazało się, że Stanisław Zybowski choruje na nowotwór. Pomimo trzyletniej walki z chorobą mężczyzna zmarł. "Trzymałam go za rękę. Nagle poczułam w sobie całą jego energię. I już wiedziałam, że odszedł" - wspominała dramatyczne chwile Urszula.
Śmierć ukochanego mężczyzny, współpracownika i ojca jej syna sprawiła, że świat Urszuli legł w gruzach. Muzyka była ukojeniem. I znów to dzięki niej artystka znalazła miłość w osobie Tomasza Kujawskiego, który w zespole Urszuli zajmował się nagłośnieniem. To m.in. właśnie on wspierał wokalistkę w trudnych chwilach. "Znał Staszka i był świadkiem naszej miłości. A po jego śmierci pierwszy podał mi pomocną dłoń. Był może zagubiony, miał jednak w sobie ogromne pokłady dobroci, co mu zostało do dziś" - mówiła w rozmowie z Elżbietą Pawełek Urszula. Ale związek pary wzbudzał wiele emocji. Tomasz Kujawski przyszedł na świat w Libii jako Samir Mohamed. Już ten fakt wystarczyłby, aby wzbudzić falę plotek. Co więcej, mężczyzna był od Urszuli o 20 lat młodszy. Wszystko to sprawiło, że niemal nikt nie dawał tej relacji szans. Wbrew opinii tych, którzy wieszczyli związkowi rychły koniec, w 2002 roku Urszula i Tomasz Kujawski wzięli ślub, a rok później powitali na świecie syna Szymona. "To, że w ogóle go urodziłam, było cudem. Miałam już 42 lata, nie planowałam drugiego dziecka. Myślę, że w tym wszystkim był jakiś cudowny sens - syn nas scementował" - mówiła w wywiadzie dla "Vivy" Urszula.
W związku pary nie brakowało jednak też trudnych chwil. W swojej biografii Urszula wyznała, że Kujawski wpadł w szpony uzależnienia. "Tomek walczył z wiatrakami. Rozpaczliwie próbował udowodnić, że jest tym właściwym mężczyzną, bo mnie kocha. Próbował te stresy uśpić alkoholem, a że miał kaskę, to i innymi używkami: koksem, trawką, czy co tam było dostępne" - wyznała artystka, która przyznaje, że w pewnym momencie była współuzależniona. Na szczęście udało jej się pokonać trudności. Zagroziła mężowi rozwodem i wystawiła mu walizki za drzwi. To na Kujawskiego podziałało jak kubeł zimnej wody.
Nie spodziewał się jednak, że każę mu się wyprowadzić, że zagrożę rozstaniem. Po kilku latach Tomek mi za to podziękował, bo dzięki temu, że wyrzuciłam go wtedy z domu, musiał się zmierzyć z rzeczywistością. Znalazł ośrodek odwykowy w Charcicach koło Poznania i z własnej woli zgłosił się do niego na leczenie
- tłumaczyła na łamach książki Urszula. Parze udało się pokonać przeciwności i dziś tworzą zgrany duet. A Urszula udowadnia, że wiek to tylko liczba, a na szczęście i spełnienie - tak w życiu prywatnym, jak zawodowym - nigdy nie jest zbyt późno.