Kuba Wojewódzki znany jest głównie z bycia "królem TVN-u", jak sam siebie nazywa. To właśnie w tej stacji prowadzi format, do którego zaprasza najbardziej znane gwiazdy, sportowców i influencerów. Program nie jest jednak głównym źródłem jego dochodów. Celebryta dorabia sobie wraz z Januszem Palikotem i prowadzi biznes alkoholowy, który promuje w internecie. Prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez dziennikarza zawiadomił w ubiegłym roku Jan Śpiewak. Wojewódzkiemu i jego wspólnikom postawiono zarzuty. Oprócz tego niespełna dwa lata temu, wraz z restauratorem Dawidem Kwidzińskim, Wojewódzki otworzył w Gdyni restaurację Niewinni Czarodzieje TrzyZero, bo tak nazywa się lokal, który wówczas przyciągnął wielu ciekawskich klientów i fanów celebryty. Nie ma w tym nic dziwnego - nie codziennie widzi się osobę znaną z pierwszych stron gazet serwującą piwo zza baru.
Nie była to pierwsza gastronomiczna inwestycja Kuby. Wcześniej miał trzy restauracje w Warszawie, w tym jedną na modnym Powiślu. Wystrój miejsca był utrzymany w loftowym klimacie, a wieczorami lokal zamieniał się w klub. W Niewinnych Czarodziejach 2.0 ceny zaczynały się od 12 zł, a najdroższą pozycją był wykwintny antrykot za aż 190 zł. Satyryk jednak po dwóch latach od otwarcia Niewinnych Czarodziejów zrezygnował ze współtworzenia restauracji. "Szanowni państwo, drodzy goście, kochani. W związku z planowanym otwarciem autorskiej sieci restauracji rezygnuję z udziału w projekcie Niewinni Czarodzieje" - poinformował na początku 2021 roku na swoim Instagramie. Udziałów się pozbył.
"Tym samym odsprzedaję swoje udziały wspólnikowi. Nie będę już odpowiadał za jakość i styl restauracji. Nie będę w nich bywał. Nie będę już zarządzał tym profilem na Instagramie" - pisał, jednocześnie zapraszając do... nowej restauracji, w Gdyni. "Jak to wszystko się skończy, zapraszam was do Gdyni, gdzie otwieramy nasz pierwszy lokal. Dalej Warszawa i Kraków" - dodał.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak w dobie obecnej inflacji i panującej wszędzie drożyzny trzyma się gdyński lokal. Jak się okazało, słynne pozycje w menu lokalu Wojewódzkiego nieznacznie się zmieniły. Ceny natomiast drastycznie poszybowały.
Menu w restauracji Kuby Wojewódzkiego jest takie, jakby polecała Magda Gessler. Krótkie i sezonowe: (...) kalmary w panierce podawane z ostrym sosem majonezowym i czipsami krewetkowymi (24 zł), a także frytki z batatów (18 zł) i chrupiąca golonka (26 zł). Specjalnością lokalu Wojewódzkiego są hot dogi w cenach od 29 do 42 zł w różnych wariantach - z kiełbaską, szarpaną wołowiną, krewetkami i boczniakiem. Do każdego w zestawie chipsy krewetkowe lub marynowane warzywa. - pisała w lipcu 2021 roku Plejada.
Obecnie za frytki z batatów zapłacić trzeba aż 29 zł, za chrupiącą golonkę 36 zł, a hot dogi dostaniemy w cenach: 42 zł (hot dog z boczniakami) i 44 zł (hot dog z boczkiem teriyaki). Na pierwszy rzut oka ceny mogą odstraszać. Wraz z moim towarzyszem przyszliśmy do restauracji z nastawieniem, że zjemy jednodaniowy obiad, deser i wypijemy świeżo wyciskany sok, którego nie mogliśmy wcześniej w Gdyni dostać, o ile oczywiście będzie on dostępny.
Ja postanowiłam spróbować słynnego hot doga z boczkiem za 44 zł, którego wielkość mnie zaskoczyła. Nie był to klasyczny hot dog, jakiego możemy spotkać na stacji benzynowej czy Żabce. Za taki "posiłek", owszem, płacimy 5,99 zł, ale prawdopodobnie zaspokajamy głód na jakąś godzinę. Po zjedzeniu hot doga od Wojewódzkiego syta byłam aż do późnego wieczora. Danie było co prawda kosztowne, ale duże, byłam też zaskoczona smakiem i bogactwem dodatków.
Jeśli byliście przerażeni cenami burgerów w warszawskich restauracjach (a te niekiedy chyba prześcigają się w konkursie na najdroższego burgera na mieście), lepiej usiądźcie. W restauracji Wojewódzkiego znajdziecie burgera za 73 zł o wdzięcznej nazwie "surf and turf" (będący obecnie najdroższą pozycją w menu) i właśnie na niego zdecydował się mój kolega. A jakie miał odczucia? W zasadzie podobne do mnie. Burger był ogromny i składał się z dość drogich składników: wołowiny i krewetek z dodatkami i sosami.
Do picia zamówiliśmy świeżo wyciskane soki. Mój grejpfrutowy był bardzo dobry, dostatecznie kwaśny, ale nie na tyle, by wykrzywiał twarz. Kolega z kolei wziął pomarańczowy. Za oba zapłaciliśmy 38 zł, a kosztowały tyle samo - 19 zł za 250 ml. To dość sporo jak za tak małą ilość.
Po obfitym daniu głównym przyszedł czas na deser. Ja zamówiłam sernik z palonego masła, a towarzysząca mi osoba creme brulee. Oba desery kosztowały po 29 zł i skradły nasze serca. Mojemu sernikowi towarzyszył pyszny, orzeźwiający sorbet z owoców leśnych, ciastko cygaretkowe i ziemia z białej czekolady. Creme brulee o smaku matchy partnerował sorbetowi z marakui, a całość dopełniał sos porzeczkowy. I choć desery były pyszne, cena w stosunku do porcji, jak zgodnie przyznaliśmy, była, delikatnie mówiąc, zbyt wysoka. Desery były małe. Nam całkowicie wystarczyły, ponieważ wcześniej zamówiliśmy dania obiadowe, które, jak już wspominałam, były olbrzymie, ale jeśli ktoś miałby ochotę przyjść po prostu na coś słodkiego i kawę, mógłby poczuć się zawiedziony.
Łącznie zapłaciliśmy więc 213 zł. Czy jest to dużo? Ceny są przybliżone do tych w warszawskich restauracjach. Czy jesteśmy zadowoleni? W gruncie rzeczy, tak. W końcu człowiek najedzony to człowiek szczęśliwy. A czy wrócilibyśmy do knajpy Kuby jeszcze raz? Niekoniecznie. Już chyba lepiej wybrać się do dobrej cukierni.
Teraz, po niespełna dwóch latach od otwarcia, do gdyńskiej restauracji słynnego celebryty wciąż przybywają tłumnie klienci. My rezerwację dla dwóch osób zrobiliśmy już poprzedniego dnia. Z zamówieniem stolika na godzinę trzynastą (czyli godzinę otwarcia lokalu) nie było najmniejszego problemu. Na miejscu zobaczyliśmy jednak, że zamówienie stolika dzień wcześniej było dobrą decyzją. Gdy przyszliśmy paręnaście minut po godzinie 13, w restauracji było już sporo osób.
Nie ma co się temu dziwić - jedzenie jest świeże, smaczne, porcje obiadowe duże. W stosunku do ceny naprawdę przyzwoite, jakby nie patrzeć (nie licząc nieszczęsnego deseru). Warto również zauważyć, że od czasu otwarcia Niewinnych Czarodziejów Trzy Zero minęły już niemal dwa lata, a ceny się podniosły. Tłumy w restauracji świadczą o jakości serwowanego jedzenia i picia. Sami właściciele zresztą piszą o swoim biznesie tak:
Nie jesteśmy tylko restauracją. Nie jesteśmy tylko nocnym klubem. Nie jesteśmy tylko miejscem na obiad. Czy śniadanie. Generalnie staramy się być jak najbardziej nie tylko… Chcemy być miejscem spotkań. Ludzi, muzyki, jedzenia, dobrego alkoholu (ze zdrowym ograniczeniem), zabawy (bez ograniczeń), wypoczynku i fantazyjnych drinków (tu ograniczeń nie stosujemy).
I to im się raczej udaje. Wojewódzkiego można lubić lub nie, podobnie oglądać jego popisy w telewizyjnym show. Nie można mu jednak odmówić, że "umie w gastro", a to się ceni. W końcu każdy lubi dobrze zjeść. Więcej zdjęć zobaczycie w naszej galerii.