31 sierpnia 1997 o godz. 0:24 w Paryżu doszło to tragicznego wypadku. Samochód z księżną Dianą na pokładzie uciekał przed paparazzi i uderzył w 13. filar tunelu Alma. Henri Paul, który siedział obok kierowcy, oraz Dodi Al-Fayed zginęli na miejscu. Diana była przytomna. Powtarzała nawet do fotoreporterów: "O mój Boże".
Nikt z pasażerów w samochodzie nie miał zapiętych pasów. Pierwszej pomocy księżnej udzielił przypadkowy lekarz, który przejeżdżał tunelem. Uznał, że jej obrażenia nie stanowiły zagrożenia życia, więc wezwał karetkę i odjechał. Diana trafiła do szpitala. Niestety okazało się jednak, że obrażenia wewnętrzne były bardzo poważne, a księżna zmarła w niedzielę 31 sierpnia 1997 roku. Miała tylko 36 lat.
Śmierć księżnej Walii była ciosem dla Brytyjczyków. Ludzie składali jej hołd przez długie miesiące. Pod Pałacem Buckingham pojawiały się kwiaty, laurki, misie, baloniki. Najbardziej dotkliwie śmierć Diany odczuli oczywiście jej synowie, czyli książęta William i Harry. Obaj uczestniczyli w pogrzebie mamy. Mieli zaledwie 15 i 12 lat. Wydarzenie było transmitowane na całym świecie. Oglądało je ponad dwa i pół miliarda ludzi.
Tego dnia książę Filip zdecydował się złamać protokół. Z dokumentu "Filip: książę, mąż, ojciec" dowiedzieliśmy się, że był tak zasmucony i tak bardzo chciał okazać wsparcie wnukom, że w pewnym momencie położył dłoń na ramieniu Williama.
Powiedział mi, że delikatnie dotknął pleców księcia Williama, aby go pocieszyć, i że stało się to tylko dlatego, że myślał, że kamery tego nie uchwycą. W tamtym momencie był po prostu dziadkiem, który chce pomóc wnukowi - opowiadał Martin Palmer w dokumencie o księciu Filipie.
Książę Filip nie mógł znieść myśli, że dzieci będą wychowywały się bez ukochanej matki. Chłopcy zaledwie kilka dni wcześniej dowiedzieli się o jej śmierci. Wszyscy doskonale wiedzieli, że czeka ich naprawdę trudny czas.