- Naszej rodziny nie stać, aby dokładać po pięć milionów złotych rocznie na utrzymanie klubu - mówił Witold Skrzydlewski w łódzkiej telewizji Toya. Od długich miesięcy milioner odgrażał się, że jeśli kibice nie będą przychodzili na stadion, to pożegna się z Orłem Łódź, którego przejął w 2005 roku. Przekonywał, że odda zespół za złotówkę, kłócił się z kibicami i w końcu ogłosił odejście.
- Jestem zmuszony sprzedać klub, nie zgadzam się, aby mnie opluwano, zarzucano pranie brudnych pieniędzy. Jeśli nie umiemy zarządzać klubem, nie potrafimy przyciągnąć sponsorów, to nie będziemy stali na drodze rozwoju dyscypliny w mieście. Odchodzę z żalem - stwierdził nieco później.
W sobotę o 13:00 rozpoczęło się spotkanie Skrzydlewskiego z kibicami na łódzkiej Moto Arenie. Tam milioner żegnał się z klubem, dyskutował z zarządem i działaczami o przyszłości Orła. Ta jest zagrożona i aktualnie potrzebny jest cud, by zespół wystartował w sezonie 2025 po wycofaniu Skrzydlewskiego.
- Dla niektórych jestem trumniarz, ch***, gruba świnia, knur i jeszcze wiele innych rzeczy byśmy mogli mówić. Kłaniam się tu szczególnie wobec pana, który uciął mi głowę, założył świński ryj, ale powinien dojrzeć. Ja zawsze chodzę ogolony, a nie zarośnięty jak ta świnia. Myślę, że temu panu doprawimy głowę psa, ale nierasowego tylko lichego kundla i dołożymy mu kulę, o której się opiera - zaczął ostro Skrzydlewski cytowany przez portal po-bandzie.com.pl.
Następnie łódzki milioner wyjawił, ile wydano w poprzednim sezonie. - Za ten sezon klub wydał 8 653 277 złotych. Wynagrodzenia zawodników wyniosły 5 995 000 złotych, a koszty organizacyjne 2 658 000 złotych Zostało na minusie 4 591 877 i tę kwotę wyłożyła rodzina Skrzydlewskich i zrobiła to po raz ostatni - wyjawił.
Nie zabrakło też kłótni z kibicami, które były naprawdę komiczne. Skrzydlewskiemu zarzucano m.in., że źle traktował zawodników, nie zbudował szkółki żużlowej i pogrzebał łódzki żużel. Na to 72-latek nie chciał się zgodzić i sam postanowił ruszyć do ofensywy. Najpierw nazwał kibica "żałosnym gościem", a później było jeszcze ostrzej.
- Pan chciał, żeby sponsorzy przyszli i włożyli duże pieniądze, a pan miał reklamę wszędzie - zarzucił nieustępliwy kibic. - O prosze pana, niech pan to przedstawi, bo pana do sądu k*** podam. Bo kłamie pan, kłamie pan - krzyczał wściekły Skrzydlewski.
Później zarzuty się powielały, a właściciel Orła rzucał kolejnymi hasłami. - Pan mógł klub kupić za złotówkę, a wolał na browara wydać - brzmiało jedno z nich. - Pan to wszystko wie, pan się chyba pod budką z piwem dowiedział - głosiło kolejne.
Nie brakowało też kwestii merytorycznych, jak pytania kibiców o sytuację klubu, wyjaśnień zarządu o próbach pozyskania sponsorów i ewentualnej jeździe w Krajowej Lidze Żużlowej w przyszłym roku. Dowiedzieliśmy się, że na ten moment Orzeł nie ma "dogadanego" inwestora i być może zniknie z żużlowej mapy Polski.