Cel osiągnięty, ale trudno mówić o fajerwerkach. Stonowana celebracja nie jest jednak efektem porażki 1:3 z Francją w 1/8 finału - meczu, po którym Polacy w końcu zasłużyli na komplementy. Kto będzie nadal grał w reprezentacji? Czy dość mocno krytykowany styl z fazy grupowej MŚ będzie miał rację bytu? I czy Czesław Michniewicz powinien utrzymać posadę? Na te pytania w rozmowie ze Sport.pl odpowiada Tomasz Kłos, który w latach 1998-2006 rozegrał w reprezentacji 69 spotkań.
Tomasz Kłos: Jeżeli porównamy ją do meczu z Argentyną, to styl był zupełnie inny. Były momenty, gdzie naprawdę fajnie to wyglądało. Była sytuacja Piotrka Zielińskiego, która nie została wykorzystana. Graliśmy dużo odważniej, to zdecydowany plus. Pierwszą bramkę straciliśmy nie wiadomo czemu. Piłka tam trochę podskoczyła, ale Olivier Giroud to doświadczony napastnik. Trochę słabo zachował się w tej sytuacji Jakub Kiwior. Kylian Mbappe przy swoich trafieniach potwierdził klasę światową. Warto zwrócić uwagę na idealnie wystawioną do niego piłkę przez Ousmane Dembele. Nam na pocieszenie została bramka Roberta Lewandowskiego, choć ta pierwsza nieudana próba "jedenastki" była chyba takim podsumowaniem całego tego turnieju w wykonaniu naszej drużyny.
To drugie. Cała ta sytuacja dała o sobie znać - duża impreza, karny. Robert nie będzie zbyt dobrze tego wspominać. W niedzielę Hugo Lloris wyszedł z bramki i sędzia miał prawo powtórzyć, ale strzał Roberta był chyba najłatwiejszy, jaki mógł być do obronienia.
To nie był pech, tylko efekt wypracowanej akcji. Mbappe zagrał do Giroud, a ten był kryty nie w taki sposób, w jaki powinien. Nie można być obok napastnika, będąc tyłem do bramki. Trzeba go mieć przed sobą, żeby w przypadku zwodu kontrolować rywala. A tu wyszedł on na czystą pozycję i zostało mu strzelić gola. Do takich sytuacji nie można dopuszczać, bo taki przeciwnik jak Francja, czyli aktualny mistrz świata, wykorzystuje to bezlitośnie.
Nie da się tego wybaczyć. Tu nie chodzi o wybaczenie. Drużyna grała tam bez jakiegokolwiek stylu. Chwała za awans, bo wiemy, co czują piłkarze. Nieraz są takie mecze, że drużynie nie idzie, zmuszona jest się cofnąć, ma narzucane warunki przez przeciwnika. Ale im bardziej się cofamy, tym więcej jest błędów. Dajemy poniekąd odpocząć przeciwnikom, bo na środku grają bez jakiegokolwiek pressingu. Mogą odpocząć i przygotować kolejną akcję. A takich sytuacji w meczach z Argentyną i Meksykiem było bardzo dużo.
Trzeba przede wszystkim mądrzej atakować. A żeby to robić, to trzeba wywrzeć presję na rywalu, zmusić go do straty. Trzeba mieć zawodników, którzy potrafią wygrać pojedynek, "ruszyć" naszą reprezentację do przodu. To dodaje wiatru w plecy. To dodatkowe bodźce, by atakować i mieć udział w akcjach rotacyjnych.
Indywidualnie ich mamy, ale to się nie przekłada na grę w reprezentacji. Odpowiedzialność w drużynie narodowej powinna być większa u większej liczby zawodników. Bo paru to za mało. Podczas mistrzostw gra naszej reprezentacji opierała tylko i wyłącznie na Wojtku Szczęsnym, linii obrony i Robercie Lewandowskim, który też był tu bardziej defensorem niż był w stanie działać w ofensywie.
Można było zagrać troszkę ofensywniej, a my byliśmy nastawieni bardzo defensywnie. Zmusić przeciwników do popełnienia błędów jesteśmy w stanie. Ja się zastanawiam, czemu nie wpuściliśmy od początku meczu z Meksykiem - a jeśli nie wtedy, to w drugiej połowie - doświadczonych zawodników? Np. Kamila Grosickiego. On w meczu z Francją (wszedł w 87. minucie - przyp. red.) stworzył cztery dobre sytuacje, w tym rzut karny. Czy trener tego nie widzi? Czy aż tak źle Kamil się prezentował? Czy to jakaś niechęć trenera do zawodnika? Bo nie wiem. Będąc z boku takich rzeczy nie widzę, a szkoleniowiec jest na bieżąco. Kamil aż tak źle się spisywał na treningach, że trener nie chciał go wpuszczać? Nie widzę tu za bardzo innych argumentów.
Mówiąc szczerze to nie był dobry turniej Roberta. Zdobył dwie bramki, ale myślę, że on też nie jest zadowolony z tych mistrzostw. Tylko z drugiej strony - co mógł zrobić więcej? Skoro grał jako - mówiąc w cudzysłowie - defensor. W ofensywie był osamotniony. Nie miał z kim grać, w ważnych momentach koledzy z drużyny do niego nie podchodzili. Czego można oczekiwać od takiego gracza? Jest człowiekiem, sam wszystkiego nie zrobi. Zwłaszcza że zawsze był przy nim przynajmniej jeden rywal, a w większości wypadków dwóch. Ile razy był też faulowany? Nie ma najlepszego zawodnika, jeżeli nie ma wsparcia, pomocy. Ktoś musi go odciążać, przesuwać się do przodu. Bez tego nic nie zrobimy i nic nowego tu nie wymyślimy.
Tak. Na pewno bardzo dobrze wypadł Bartosz Bereszyński. Krystian Bielik też wywalczył sobie miejsce i pokazał, że można na niego liczyć. Niezły mecz zagrał w niedzielę Przemek Frankowski na tle innych pomocników, biorąc pod uwagę akcje ofensywne. Stabilna była linia obrony. Były też u niej pomyłki, ale jak dajesz się osaczyć innym drużynom, to będzie taki moment, że bez tej presji pewnych sytuacji nie jesteś w stanie wytrzymać i te błędy są wymuszane. Bo konsekwencją się wymusza pewne błędy. A doświadczone drużyny potrafią to robić doskonale.
Cała drużyna. Jeśli gra mało ofensywnie, to nie ma co patrzeć całkiem indywidualnie. Na pewno udanego turnieju jednak nie może zaliczyć Nicola Zalewski. Więcej oczekiwałem po Piotrze Zielińskim. Kto jeszcze? To temat bardzo złożony. Jeśli ktoś powie, że Robert Lewandowski grał za mało do przodu, to ok, ale skoro nikt mu nie pomagał; to trudno go oceniać w takich kategoriach.
Do mistrzostw świata graliśmy trójką obrońców. Często było powtarzane przez różne osoby, by grać czwórką, bo tak potrafimy, ale trener zdecydował inaczej. Tak grał przez wszystkie mecze Ligi Narodów, a potem przestał być konsekwentny. To świadczy o tym, że coś jest nie tak. Wiem, że sytuacja do tego skłaniała, bo Janek Bednarek przestał grać w klubie i było to pewne ryzyko. Ale to, że on nie gra, było wiadomo od dawna. A nie można w ostatniej chwili zmieniać ustawienia, by szukać wtedy najlepszego rozwiązania, gdzie zawodnicy w nim za bardzo nie grali. Wiem, że niektórzy twierdzą, że ustawienie można tak zmieniać, ale dla mnie to toporne tłumaczenie i ja tego nie akceptuję.
Prezes PZPN Cezary Kulesza musi to odpowiednio przemyśleć i się zastanowić. Na pewno to bardzo ważna decyzja, bo za chwilę ruszą eliminacje do mistrzostw Europy. Pamiętajmy, że najprawdopodobniej paru doświadczonych zawodników może odejść z reprezentacji. To będzie trochę zmiana pokoleniowa. Pytanie, czy trener jest w stanie tak ją przeprowadzić, byśmy pojechali na następną imprezę rangi mistrzowskiej. Jest tu dużo złożonych zagadnień. Nie chciałbym teraz niczego sugerować czy wyrokować, bo to są naprawdę bardzo ważne rzeczy. To wpływ i odpowiedzialność prezesa, który wybiera trenera.
Tu nie o to chodzi. Znam Cześka bardzo dobrze. Wiem, że to jest taki trener od zadań specjalnych. Pokazał to w meczu barażowym ze Szwecją. Nie bał się, wziął na siebie ten ciężar i pokazał, że potrafi to zrobić. Tylko według mnie rotacje między niektórymi zawodnikami, taktyka, ustawienie nie współgrały z tym, co się wydarzyło na tych mistrzostwach. To jest dla mnie troszeczkę niezrozumiałe. Bo przed mistrzostwami absolutnie nie można sobie pozwalać na to, by zmieniać taktykę. To dla mnie trochę słabe, ale nie znam też wszystkich spraw, które się w międzyczasie wydarzyły.
Szkoleniowiec wziął na siebie tę odpowiedzialność. Awansowaliśmy z grupy, odpadliśmy w 1/8 finału, ale trzeba się zastanowić co dalej. Trzeba coś stworzyć. Jeśli dalej będzie tak, jak teraz, to mnie to nie interesuje i ja się na to nie piszę. Bo mi się to nie podoba. Trzeba ustalić jedną taktykę, którą trener będzie realizował. Tym bardziej że jakaś zmiana pokoleniowa prędzej czy później niedługo nastąpi. O niektórych zawodnikach występujących w Katarze mówiono, że są jeszcze młodzi. Mnie nie interesuje, co oni będą robili za 10 lat. Mnie interesuje tu i teraz - kto grał w MŚ i jak był przydatny. Uważam, że potencjał starszych zawodników nie został wykorzystany.
Wojtek Szczęsny zapowiadał, że to był jego ostatni mundial. Pojawiają się głosy dotyczące Kamila Grosickiego. Po tym turnieju uważam, że to akurat zawodnicy, którzy śmiało mogliby jeszcze grać w reprezentacji. Ale jeżeli trener nie widzi doświadczonego Grosickiego i nie wystawia go w składzie, to znaczy, że nie ma do niego zaufania. A Kamil 10 minutami w niedzielę udowodnił, że był to błąd.