Po 10 latach Kamil Grosicki wrócił do Ekstraklasy. Polski skrzydłowy związał się z Pogonią Szczecin gdzie zaczynał swoją piłkarską karierę. Trafił tam po bardzo nieudanym dla siebie okresie. W zeszłym sezonie w West Bromwich Albion praktycznie wcale nie grał i w efekcie nie pojechał na mistrzostwa Europy. W rozmowie z WP Sportowe Fakty Grosicki opowiedział, jak z jego perspektywy wyglądała decyzja Paulo Sousy.
- Do samego końca wierzyłem, że mimo wszystko jednak na Euro pojadę. Byłem przekonany, że dostanę powołanie choćby jako ten ostatni, 25. zawodnik. Zdawałem sobie sprawę, że nie będę ważnym ogniwem drużyny czy pierwszym wchodzącym. Analizowałem w głowie, kto jest w reprezentacji, i wydawało mi się, że nawet w przypadku gorszego okresu w klubie mam lepsze notowania od niektórych zawodników – twierdzi Grosicki.
W reprezentacji Sousy Grosicki zagrał trzy razy – z Węgrami (3:3), Andorą (3:0) i Anglią (1:2). Łącznie zagrał 40 minut, z czego 30 z Andorą. W tym spotkaniu zaliczył asystę. To jednak nie wystarczyło, żeby pojechać na Euro. Grosicki żali się, że trener do niego nie zadzwonił i nie uprzedził, że na mistrzostwa nie pojedzie. O braku powołania Grosicki miał dowiedzieć się z Twittera.
- Dostałem trzy szanse, z Andorą (3:0) miałem asystę. Można powiedzieć: "co to za rywal", ale przecież się z nimi męczyliśmy. Ja wiem - nie rozegrałem jakichś znakomitych meczów, ale zapisałem mały plusik przy nazwisku. Przyjechałem na zgrupowanie tydzień wcześniej niż wszyscy, pokazałem, że bardzo mi zależy. Później, już w Anglii, trenowałem dodatkowo według rozpiski trenerów ze sztabu kadry. Wiadomo - na Euro nie gra się z Andorą, tylko lepszymi zespołami, ale na koniec nie dostałem nawet telefonu od trenera Sousy. Zadzwonił trzy dni później. Przekaz był prosty: nie jedziesz – opowiada Grosicki.
- Nie dałem selekcjonerowi argumentów piłkarskich, choć wiele razy na dużych turniejach dobrze radzili sobie zawodnicy, którzy nie mieli za sobą udanych sezonów. Na koniec na Euro pojechali piłkarze, którzy występowali w swoich zespołach regularnie, a i tak nie udało się nic zrobić. Zbawicielem reprezentacji bym nie był, to jasne, ale myślę, że swoją energią dałbym drużynie coś ekstra – dodał 33-latek.
Kamil Grosicki razem z Sebastianem Szymańskim, Rafałem Augustyniakiem i Robertem Gumnym znalazł się na liście rezerwowej. Ci piłkarze mieli być gotowi w przypadku, gdyby ktoś z powołanych na turniej nie mógł na niego pojechać, chociażby z powodu kontuzji. Z kadry wypadł ostatecznie Arkadiusz Milik, który zmagał się z urazem kolana. Jednak Paulo Sousa nie zdecydował się powołać do kadry dodatkowego zawodnika w miejsce napastnika Marsylii. Grosicki ma o to pretensje twierdząc, że Sousa od początku nie chciał w kadrze piłkarzy rezerwowych, w związku z czym była ona bez sensu.
- Nie chcę za dużo mówić... musiałem to przełknąć. Trener Sousa pracuje z kadrą pół roku, a ja jestem w tej drużynie od dziewięciu lat. Przeżyłem z kadrą bardzo dużo i zawsze będę za nią walczył. Mówi się, że za zasługi się nie gra, to prawda, ale wydaje mi się, że nikomu bym nie przeszkadzał. Uszanowałem decyzję trenera, ale nie wiem tylko, po co wpisywał mnie na listę rezerwową. Kontuzję złapał Arek Milik, a i tak żaden zawodnik nie dołączył do zespołu. On nie chciał nas, rezerwowych, od samego początku – przekonuje Grosicki.
- Brak powołania był logiczny. Tylko wpisanie mnie na listę nie miało sensu. Bo co - zespół zaczyna zgrupowanie w Opalenicy, a ja? Co mam w tym czasie robić? Trenować i życzyć komuś kontuzji? To nie w moim stylu – zakończył 83-krotny reprezentant Polski.