Za Przemysławem Frankowskim nieudane zgrupowanie reprezentacji Polski. Nasz prawy wahadłowy spisał się słabo w przegranym starciu z Portugalią (1:3) - regularnie dawał się objeżdżać Rafaelowi Leao. Na tyle mocno, że tylko pogłębiła się dyskusja o konieczności powołań dla Matty'ego Casha, a Michał Probierz z Chorwatami (3:3) postawił już na Jakuba Kamińskiego, który zanotował asystę przy golu Nicoli Zalewskiego.
Były zawodnik Jagiellonii Białystok wrócił do Lens i to do podstawowego składu, co zwłaszcza na początku sezonu nie było takie oczywiste (26 minut w trzech pierwszych meczach), ale na szczęście szybko zmieniło się na lepsze. Jego zespół, notujący swoją drogą w lidze serię pięciu remisów z rzędu, mierzył się z beniaminkiem Saint-Etienne, który na koncie miał już dwa zwycięstwa oraz remis, ale także cztery porażki, w tym aż 0:8 na wyjeździe z Niceą.
Delikatnym faworytem byli więc goście i ktoś musiał zadbać, by to udowodnić. Tym kimś okazał się właśnie Frankowski. W 20. minucie nasz reprezentant dostał podanie, gdy stał ok. 25-30 metrów przed bramką rywali, krótko po wybiciu piłki z pola karnego po rzucie rożnym. Polak dwa razy się nie zastanawiał i huknął ile sił na bramkę Gautiera Larsonneura.
Delikatny rykoszet (powodujący zmianę toru lotu piłki), zasłonięty tłumem piłkarzy bramkarz, a także fakt, iż Larsonneur w najgorszym dla siebie momencie przesunął się w lewą stronę, sprawiły, że piłka z impetem wpadła do bramki. W sam środek. Coś takiego zasadniczo zdarzyć się nie powinno, ale golkiper gospodarzy ma tu naprawdę sporo okoliczności łagodzących. Lens wyszło na prowadzenie 1:0 i taki wynik dowiozło do przerwy. Po niej z kolei dorzucili jeszcze jednego gola i wygrali 2:0.