Athletic Bilbao w pierwszym spotkaniu półfinału Pucharu Króla pokonał 1:0 Atletico Madryt i miał dosyć komfortową sytuację przed rozgrywanym u siebie rewanżem. Zanim piłkarze wybiegli na boisko, w okolicach stadionu doszło do wstrząsających wydarzeń.
Gdy autokar Athletic zbliżał się do San Mames, czekała tam już liczna grupa lokalnych kibiców z odpalonymi racami. Bardzo spowalniali oni ruch pojazdu, który według "Marki" w ciągu 35 minut przejechał zaledwie 700 metrów.
To był dopiero początek problemów. Później grupa ok. 60 pseudokibiców zaatakowała przebywających w restauracji fanów Atletico. Rannych zostało kilka osób, w tym dwoje dzieci. Jedno z nich zostało trafione butelką w głowę, drugie miało rozciętą twarz i zostało przetransportowane do szpitala. - Byliśmy bardzo przestraszeni. Zadzwoniliśmy na policję, ale odpowiedzieli, że nie mogą przyjechać, bo nie mają funkcjonariuszy - relacjonowała jedna ze świadków zdarzenia, kibicka Atletico, w rozmowie z Radiem Marca. I dodała: - Nie rozumiemy tego. Dzwonimy i informujemy, że jesteśmy w barze, że wchodzą (pseudokibice - red.), że chcą nas wszystkich zabić. I nikt nie reaguje.
- Wszystko było źle zorganizowane. Athletic poinformował wcześniej, że nie będzie wyznaczonego miejsca spotkań ani parkingu dla autobusów z kibicami gości. Zostawili nas na ulicach i powiedzieli, że każdy może chodzić po mieście, jak chce. Wiedzieliśmy, że to pułapka - podsumowała. Później chuligani z Bilbao wywołali zamieszki i starli się z policją.
W trakcie spotkania również nie było spokojnie. Agencja prasowa EFE przekazała, że policjanci zostali obrzuceni przedmiotami z trybun. Czterech z nich zostało rannych. W wyniku zdarzenia zatrzymano jedną osobę, której postawiono zarzuty zakłócania porządku publicznego oraz ataku na funkcjonariuszy.
Samo spotkanie okazało się jednostronne i zakończyło się wynikiem 3:0. Dzięki temu Athletic Bilbao awansował do finału Pucharu Króla, w nim zmierzy się z Mallorcą.