Przed sobotnim finałem na stadionie La Cartuja w Sewilli obaw w zespole Koemana nie brakowało. Dokładnie trzy miesiące wcześniej FC Barcelona na tym samym obiekcie uległa Baskom z Bilbao po dogrywce 2:3 w finale Superpucharu Hiszpanii. Do tego przystępowała do walki o pierwsze w tym sezonie trofeum po przegranym El Clasico (1:2), po którym ponownie poddawano w wątpliwość umiejętność wygrywania ważnych meczów przez Leo Messiego i spółkę.
Być może właśnie dlatego Barcelona w sobotni wieczór nie zamierzała niczego pozostawiać przypadkowi i od pierwszych minut w pełni zdominowała swojego przeciwnika na placu gry. Athletic, który dwa tygodnie temu przegrał finał zeszłorocznej edycji Copa del Rey z Realem Sociedad (0:1), nie wyglądał już jak zespół, który przed trzema miesiącami ogrywał zarówno Barcelonę, jak i Real Madryt w drodze po Superpuchar. Drużyna Marcelino tym razem wyglądała na bezradną, pozbawioną jakichkolwiek atutów w starciu z faworytem.
Mimo wyraźnej przewagi Barcelony, pierwsza część spotkania zakończyła się wynikiem bezbramkowym, a naprawdę blisko gola dla drużyny ze stolicy Katalonii było raz, na samym początku, gdy po podaniu Messiego płaski strzał z pola karnego Frenkiego de Jonga wylądował na słupku bramki Unaia Simona.
Druga część gry rozpoczęła się od dwóch „ostrzeżeń” ze strony Antoine'a Griezmanna i Pedriego. Francuz nie wykorzystał znakomitej sytuacji po podaniu Sergino Desta, z kolei młody Hiszpan oddał groźny strzał zza pola karnego. W obu sytuacjach świetnie spisał się Simon, bramkarz Athleticu i reprezentacji Hiszpanii, ratując swój zespół przed utratą gola.
Jednak po godzinie gry i on zaczął kapitulować. Piłkarze z Kraju Basków nie uczyli się na własnych błędach i znowu pozwolili zawodnikowi Barcelony wejść z prawej strony w pole karne. Tym razem był to Frenkie de Jong, który doskonale wyłożył piłkę przed bramkę Antoine'owi Griezmannowi i ten tym razem już nie mógł się pomylić. Dołożył stopę i strzałem z kilku metrów otworzył wynik spotkania.
Trzy minuty później było już 2:0, a De Jong nie asystował, a sam wpisał się na listę strzelców, głową zamieniając na gola dośrodkowanie Jordiego Alby. Trzeci i czwarty gol to już kunszt największej gwiazdy Barcelony – Lionela Messiego. Najpierw Argentyńczyk po podaniu De Jonga wspaniałym zwodem ośmieszył w polu karnym obrońcę Athleticu i płaskim uderzeniem w długi róg bramki strzelił trzecią bramkę dla swojego zespołu, a następnie rozegrał „firmową” akcję z Jordim Albą i nie bez pomocy bramkarza Unaia Simona ustalił wynik spotkania na 4:0.
W samej końcówce do siatki Basków trafił jeszcze Antoine Griezmann, wykorzystując sytuację sam na sam z bramkarzem rywala, jednak po analizie VAR to trafienie zostało anulowane z powodu pozycji spalonej Francuza.
FC Barcelona ostatecznie pokonała w Sewilli Athletic Bilbao 4:0 i sięgnęła po swój 31. Puchar Króla w klubowej historii. Kibice Barcelony, mimo ogromnych obaw na starcie sezonu, już teraz mogą cieszyć się ze zdobytego trofeum, a ich piłkarze wciąż są w grze o mistrzostwo Hiszpanii.
To jednak nie koniec pozytywów. Ronald Koeman zbudował zespół, w którym weterani z Leo Messim i Gerardem Pique (grał w finale na „słowo honoru”, tuż po wyleczeniu uraz) na czele odzyskali radość z gry w piłkę, otoczeni przez grupę niezwykle utalentowanych młodych zawodników (Pedro, Dest, Mingueza, Araujo, Moriba, a kontuzjowany wciąż jest Fati), którzy już teraz pokazują, że są w stanie grać na wysokim poziomie, a z czasem mogą być coraz lepsi.
- To niezwykłe uczucie być kapitanem tego klubu, w którym spędziłem całe swoje życie. To niesamowite również móc unieść w górę trofeum. To był bardzo ciężko wywalczony Puchar Króla. Dziś jest dzień niezwykle szczęśliwy dla tej grupy, która zasłużyła na chwile radości – mówił po wszystkim uradowany Leo Messi, czym również wlał wiele radości w serca sympatyków Barcelony. Bo czy tak wypowiadałby się piłkarz, który za chwilę miałby nie chcieć przedłużyć kontraktu i zdecydować się na odejście z Camp Nou?