Jules Kounde ma 22 lata. Od niespełna dwóch lat gra dla Sevilli, która zapłaciła za niego 25 mln euro – więcej Monchi, dyrektor sportowy ekipy z Ramon Sanchez Pizjuan, nie wyłożył za nikogo. Jak przystało na piłkarskiego Króla Midasa, inwestycja zwraca się z nawiązką. Latem Manchester City oferował za Francuza 55 milionów euro, ale Monchi mówił: "Spokojnie, poczekajmy". I miał rację. Dziś chłopak, który wygląda jakby został wyjęty z Jackson Five lub innego boysbandu, to najlepszy stoper na świecie. Udowodnił to w meczu z Barceloną (2:0) w półfinałach Pucharu Króla, w którym nie tylko zatrzymał Katalończyków, ale jeszcze zdobył cudowną bramkę. A dyrektor może tylko żałować, iż w jego kontrakcie kwota odstępnego jest "tylko" na poziomie 90 milionów euro.
Julesa Kounde w tym sezonie zatrzymał tylko koronawirus
- Jules szybko myśli - cieszył się Monchi. Widzieliśmy to przy akcji zakończonej golem, gdy z łatwością przedryblował rodaka Samuela Umtitiego. Do niedawna, to "Big Sam" był wzorem francuskiego obrońcy. Teraz, przy okazji wahań formy Raphaela Varane'a, staje się nim Kounde, którego w tym sezonie zatrzymać mogło tylko zakażenie koronawirusem. - Kompletnie nie zaskakuje mnie to, jak dobrze sobie radzi. Jego potencjał w Bordeaux był ewidentny. Ale tym, co mi najbardziej imponowało, była jego mentalność. Był młodziutkim chłopakiem, ale zawsze chciał się uczyć i rozwijać. Tylko na tym mu zależało - podkreślał Sergi Palencia, obecny gracz Leganes, który z Kounde spotkał się we Francji.
"Monchi się nie myli. To musiało wypalić". Początki były trudne, ale dziś Kounde gra spektakularnie
Wydanie 25 milionów na obrońcę nie było oczywistym ruchem, nawet na rynku transferowym, na którym za stoperów płaciło się kolosalne pieniądze (Lucas Hernandez, Matthijs de Ligt). - Monchi się nie myli, to musiało wypalić - mówi Julien Escude, były stoper Sevilli. Początki Julesa były jednak trudne. Piłkarz nie rozumiał hiszpańskiego, miał kłopoty z adaptacją i popełniał błędy. Ale trener Julen Lopetegui otoczył go szczególną opieką, analizował z nim na wideo różne aspekty gry, a też samokrytyczny Kounde wziął się do roboty. Dziś nikt jego sprowadzenia nie kwestionuje. Ba, w Andaluzji porównuje się Francuza do Sergio Ramosa. - Jules ma nieprawdopodobny potencjał. Jest znakomity technicznie, dobry w grze do przodu i fenomenalny w powietrzu - zachwycał się Pablo Blanco, koordynator akademii Sevilli.
Mimo nie najlepszych warunków fizycznych (178 cm wzrostu), Kounde jest królem gry w powietrzu. Jak podliczyli dziennikarze "El Pais", w LaLiga więcej pojedynków główkowych wygrali tylko David Garcia (Osasuna), Robin Le Normand (Real Sociedad) i Dimitris Siowas (Huesca). Z obrońców, więcej podań niż Jules posyła wyłącznie Jordi Alba z Barcelony (70 do 74). W środowym starciu z Katalończykami zakochany w koszykówce defensor dał koncert, zresztą nie pierwszy w tym sezonie. I na pewno nie ostatni.
Barcelonie brakowało konkretów. Pierwszy raz od 16 meczów nie strzeliła gola
Fenomenalny gol strzelony przez Kounde stanowił moment zwrotny meczu. Do 25. minuty to Barcelona dominowała, ale po bramce na 0:1 się podłamała. To mogło zaskoczyć, w końcu Katalończycy w 15 z 31 spotkań w tym sezonie traciła gola jako pierwsza. Blaugrana, która przyjechała na Ramon Sanchez Pizjuan osłabiona brakiem dziewięciu piłkarzy, potrzebowała czasu, by się podnieść. Jej gra rozkręciła się po przerwie, ale brakowało konkretów. Szarpał Ousmane Dembele, Leo Messi próbował kreować i strzelać z rzutów wolnych, mniej widoczny był Antoine Griezmann, ale Katalończykom po raz pierwszy od szesnastu meczów gola strzelić się nie udało.
Fatalne transfery Barcelony. Kibice muszą oglądać, jak byłe gwiazdy z Camp Nou prowadzą rywali do trofeów
Sevilla za to grała do końca. Ronald Koeman pierwszą zmianę przeprowadził dopiero w 84. minucie, gdy Lopetegui wykorzystał już komplet roszad. To było widać w intensywności gry obu ekip. Na pięć minut przed końcem gola na 2:0 strzelił Ivan Rakitić, którego latem Blaugrana oddała Andaluzyjczykom praktycznie za darmo, byle tylko ściąć koszty z budżetu płacowego. Chorwat gola nie celebrował, ale to bynajmniej nie polepszyło nastrojów fanów Barcy, którzy oglądają, jak skreślony przez klub Luis Suarez prowadzi Atletico do mistrzostwa i jak Rakitić zdobywa kluczowe bramki w Copa del Rey, a już niedługo być może zobaczą, jak z Champions League eliminuje ich Neymar...
Czy to najlepsza Sevilla w historii? Dziś nie musi bać się nikogo
Sevilla po raz szósty z rzędu (!) zachowała czyste konto. To spektakularny wynik drużyny, która w ostatnich tygodniach jest nie do zatrzymania - z ostatnich dziesięciu spotkań wygrała aż dziewięć, przegrywając tylko z Atletico. "Huragan Sevilla", jak mawiają Hiszpanie, ma już niemal zagwarantowane miejsce w czwórce LaLiga, ale na tym jego ambicje się nie kończą. Banda Lopeteguiego jest o krok od wyeliminowania Barcelony i awansu do finału Pucharu Króla (rewanż 3 marca na Camp Nou), a w Lidze Mistrzów czeka na nią będąca w kryzysie Borussia Dortmund. Los Nervionenses mają kompleks Champions League (tylko raz zagrali w ćwierćfinale), ale z taką grą nie muszą bać się żadnego rywala.