[go: up one dir, main page]

Primera Division. Real Madryt - FC Barcelona. Rafa Benitez, trener od wielkich meczów

Rafa Benitez to trener, który wie o piłce nożnej wszystko poza jednym drobnym elementem: jak być ciepłym dla swoich piłkarzy. Na dłuższą metę w Madrycie nie wróży to dobrze, ale akurat przed meczem z Barceloną może się przydać - pisze Michał Okoński, dziennikarz ?Tygodnika Powszechnego? i komentator Sport.pl. Transmisja od 18.15 w Eleven, relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl.

El Clasico zobaczysz wyłącznie w Eleven! [SPRAWDŹ]

Chodzi o jeden drobny element, bo przecież poza tym 55-letniemu Hiszpanowi nie brakuje niczego. Powrót do Madrytu: miasta i klubu, w którym dorastał i w którym zaczynał zarówno piłkarską, jak trenerską karierę, był spełnieniem marzeń. Na sztuce szkolenia, taktyce, rotacji, wygrywaniu zna się jak mało kto (także na wygrywaniu Ligi Mistrzów, Ligi Europejskiej czy Klubowych Mistrzostw Świata). Kadrę po Carlo Ancelottim odziedziczył znakomitą, a w roku bez mundialu czy Euro wielu zawodników mogło wreszcie porządnie wypocząć. Garethowi Bale'owi wynalazł nową rolę. Wprowadził do składu z wielkim powodzeniem Casimiro. Opanował tlący się przez wiele tygodni kryzys związany z kontuzjami. Zorganizował grę obronną: drużyna (prawda, że z wielkim udziałem znakomicie broniącego Keylora Navasa) straciła dotąd tylko siedem bramek w lidze, a zanim straciła pierwszą - zdążyła strzelić już siedemnaście. Adwokaci nowego wciąż trenera Realu przypominają, że pod Carlo Ancelottim Real na tym etapie sezonu stracił już w Primera Division jedenaście goli.

Tak, adwokaci, bo mimo iż klub wystartował dobrze w lidze i pucharach, i mimo iż rządy Rafy Beniteza trwają zaledwie kilka miesięcy, trener Realu jest krytykowany tak ostro, że potrzebuje obrońców. Przegrał zaledwie raz, 3:2 na wyjeździe z Sevillą, a przecież mówi się nawet, że w przypadku porażki w El Clasico może pożegnać się z miejscem pracy, na które czeka już Zinedine Zidane.

Słoń w składzie porcelany

Z jednej strony trudno się dziwić: posada trenera Realu, pod prezesem Florentino Perezem zwłaszcza i w dzisiejszych niespokojnych czasach, należy do najgorętszych w futbolowym świecie. Kibice Królewskich domagają się nie tylko zwycięstw: domagają się zwycięstw w wielkim stylu - zwłaszcza że mają w świeżej pamięci niedawne wyczyny tercetu "BBC" z czasów Carlo Ancelottiego, który oprócz Walijczyka, Francuza i Portugalczyka potrafił przecież zmieścić w jednej drużynie także Toniego Kroosa i Jamesa Rodrigueza. Domagają się także szacunku dla swych ulubieńców - i tu jest pies pogrzebany.

Szacunku zresztą żądają również sami piłkarze i trudno nie dojść do wniosku, że od pierwszych tygodni pracy Rafa Benitez postępuje z nimi jak słoń z porcelaną. Uchylając się przed jednoznaczną odpowiedzią na pytanie, czy Ronaldo jest najlepszym piłkarzem, z jakim kiedykolwiek pracował, trener Realu był niewątpliwie w zgodzie ze sobą - ale nie pomyślał, że jego wrażliwa supergwiazda może to odebrać jak wotum nieufności. Podobnie było z krytyką Sergio Ramosa za serię błędów, po której w derbach z Atletico był rzut karny dla rywala ("Tyle się mówi o mojej wpadce - odpalił obrońca Realu - ale może należałoby również mówić o zmianach, jakie przeprowadziliśmy"). I z deklaracją na temat rzekomo odległego jeszcze od pełni formy rekonwalescenta Jamesa Rodrigueza, co Kolumbijczyk również odebrał jako przytyk.

Relacji, jaka łączy Beniteza z Ronaldo przyglądamy się równie uważnie jak, nie przymierzając, stosunkom Jarosława Kaczyńskiego z Beatą Szydło, nasłuchując każdej pogłoski, obserwując mowę ciała obu mężczyzn przy golach, kiedy po meczu schodzą do szatni i podczas konferencji prasowych. Jest chemia? Nie ma jej? Co oznaczają wzmagające się plotki, że Ronaldo odejdzie albo że mimo zdobywanych goli męczy się jako wysunięty i osamotniony tym samym napastnik? Czy opowieści, że Portugalczyk uznał, iż "pod tym trenerem nic nie wygra?" zostały naprawdę wyssane z palca któregoś ze skłóconych już z Benitezem dziennikarzy, czy może mają jakiś pierwiastek prawdy?

I jak tu mieć przyjemność?

"W Anglii, generalnie, drużyny są gorzej poukładane w defensywie - to cytat z wywiadu poprzednika Beniteza, Carlo Ancelottiego, dla "Financial Timesa". - We Francji grają twardo, fizycznie, co ma związek z dużą liczbą afrykańskich piłkarzy. W Hiszpanii z kolei futbol musi sprawiać zawodnikom przyjemność. Musisz dopasować swoją metodologię do tych różnic".

To jeden z dwóch problemów Beniteza: w drodze po wynik zdaje się zapominać, że w Hiszpanii futbol musi sprawiać zawodnikom przyjemność. Problem drugi: że trener nie może być dla swoich podopiecznych jedynie oschłym przekazicielem taktycznych mądrości - kimś, kto przynosi na konferencję prasową kartkę z danymi, żeby mówić o "faktach". Fakty faktami, ale w piłce potrzebne są emocje, a piłkarzy zdobywa się nie tylko porażającą kompetencją.

"Tak jak Carlo Ancelotti emanował ciepłem wyjętej prosto z pieca lazanii, Rafa Benitez jest zimny jak niepotrzebnie przechowywana w lodówce szynka do melona" - pisałem pod koniec maja , na wieść o zwolnieniu Włocha i planach zatrudnienia Hiszpana. A z czasów pracy Beniteza w Liverpoolu zapamiętałem anegdotę o tym, jak wszedł do szatni świętującej narodziny pierwszego dziecka Fernando Torresa i zamiast złożyć napastnikowi gratulacje, przystąpił do merytorycznego wykładu na temat zalet nabiegania na krótki słupek.

Tu nie chodzi o to, czy jest nadmiernie przywiązany do defensywy - nie jest, choć zdarzały się mecze, w których dążył do utrzymania jednobramkowego prowadzenia, powściągając ofensywne instynkty swoich piłkarzy. Chodzi o to, że - jak wyznał niedawno grający pod nim w Liverpoolu Jamie Carragher - przez lata wspólnej pracy nie zdarzyło się, by powiedział do charyzmatycznego obrońcy "dobra robota", zawsze widząc jakieś elementy do poprawy. I że nawet po legendarnym finale Pucharu Anglii z West Hamem w 2006 r. - meczu, w którym Steven Gerrard strzelił dwa gole (jednego, szczególnie pięknego, z dystansu, doprowadzając w ostatniej minucie do dogrywki) i miał asystę - uznał za najlepszego na boisku Mohammeda Sissoko. Sam Steven Gerrard określa Beniteza w swojej autobiografii (ukazała się właśnie po polsku) mianem "człowieka z lodu" i również wyznaje, że liczył wówczas na jakiś komplement, ale usłyszał tylko, że w przyszłym roku Liverpool musi wypaść lepiej w Premier League.

Trener od wielkich meczów

Oczywiście, Gerrard przyznał również i to, że choć lepiej mu się pracowało z Gerrardem Houllier i Brendanem Rodgersem, to największe sukcesy odniósł z chłodnym Benitezem. Obecny szkoleniowiec Realu jest idealnym trenerem, żeby przygotować drużynę na wielki mecz - mówią ci, którzy szli z nim po kolejne wygrane w europejskich pucharach. Czy udowodni to również podczas meczu z Barceloną, wbrew filozofii poprzednika, który uważał, że zawodowi piłkarze tak bardzo przeżywają arcyważne mecze, iż należy ich raczej rozluźniać niż motywować?

Na razie na przedmeczowej konferencji musiał zdementować plotkę o spotkaniu z liderami drużyny, domagającymi się rzekomo bardziej ofensywnej gry, i zapewniał, że jego stosunki z Ronaldo układają się znakomicie. Nie zabrzmiało to przekonująco: i Portugalczyk, i reszta drużyny nie wygląda na takich, którzy zechcieliby skoczyć za "człowiekiem z lodu" w ogień. W szatni Realu to wystarczający powód, by martwić się o posadę - i nawet ewentualna wygrana z Barceloną tego nie zmieni.

Czy to nowa dziewczyna Neymara? [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Więcej o: