W 34. minucie meczu Tottenhamu z Liverpoolem doszło do największego sędziowskiego skandalu w tym sezonie Premier League. Wtedy grająca w osłabieniu drużyna gości strzeliła gola na 1:0. Świetne podanie Mohameda Salaha wykorzystał Luis Diaz. Jednak bramka została anulowana, ponieważ sędzia liniowy uznał, że Diaz był na spalonym. Jakby nie spojrzeć - nie widać w tej sytuacji, żeby Kolumbijczyk był na spalonym i był to karygodny błąd sędziego liniowego oraz VAR-u, który nie zmienił tej decyzji.
"Podczas meczu miał miejsce znaczący błąd ludzki, który naszym zdaniem powinien zakończyć się zdobyciem bramki po interwencji VAR. Jak w przypadku wszystkich sytuacji bramkowych, zespół VAR sprawdził każdy aspekt bramki. Po tym, jak sędziowie na boisku nie uznali gola ze względu na spalonego, rozpoczęła się faza sprawdzania i proces, który został prawidłowo przeprowadzony przez VAR" - czytaliśmy w oświadczeniu Professional Game Match Officers Limited (PGMOL), czyli organu odpowiedzialnego za sędziów na profesjonalnym poziomie w Anglii.
Skandaliczne niedopatrzenie w meczu Tottenhamu z Liverpoolem wywołało ogromną burzę w Anglii. Zdaniem "Daily Mail" władze ligi nie są ślepe i głuche na krytykę, dlatego chciałyby wprowadzić technologię półautomatycznego spalonego, która była już obecna na mistrzostwach świata w Katarze, a teraz jest używana w rozgrywkach Ligi Mistrzów, Ligi Europy i Serie A.
Na przeszkodzie do wprowadzenia tej technologii w tym sezonie stanęła firma Nike, która dostarcza piłki do rozgrywek Premier League. Wszystko dlatego, że futbolówki tej marki nie były testowane przy tego typu systemie. Na mundialu grano piłkami Adidasa, one są też wykorzystywane w rozgrywkach UEFA, a we Włoszech piłki dostarcza Puma.
Więcej takich informacji znajdziesz na Gazeta.pl
Technologia półautomatycznego spalonego jest pomocą dla sędziów VAR, gdzie to komputer wyrysowuje sytuacje i ocenia, czy doszło do spalonego, a potem cały obraz może przeanalizować arbiter na monitorze, jeśli ma wątpliwości co do danej sytuacji. Istnieją już dwie możliwości zaimplementowania tej technologii - z chipem w piłce oraz bez niego. Wszystko jest kwestią współpracy danych organizacji z zewnętrznymi podmiotami.
Technologia stosowana na mundialu opierała się na rozmieszczeniu kilkunastu kamer na stadionie, które 50 razy na sekundę zbierały informacje z 29 punktów danych na ciele zawodnika. Do tego chip umieszczony w środku piłki generował 500 odczytów na sekundę, co pozwalało na dokładnie wykrycie moment kontaktu. "Daily Mail" podkreśliło, że ta technologia zawita do Anglii najwcześniej w przyszłym sezonie.