Był 2021 rok, gdy świat po raz pierwszy usłyszał o Gabrielu Sloninie. Zaledwie 17-letni golkiper przebojem wdarł się wówczas do podstawowego składu Chicago Fire w MLS. Spisywał się naprawdę dobrze, przez co wzbudził spore zainteresowanie wielu klubów oraz... reprezentacji Polski. Rodzice Sloniny pochodzą z naszego kraju, lecz on sam urodził się i wychował już w Stanach Zjednoczonych.
Mimo to PZPN zamierzał powalczyć o golkipera z potencjałem na bycie w światowej czołówce, a z samym zawodnikiem rozmawiał nawet ówczesny selekcjoner naszej kadry Czesław Michniewicz. Jednak Slonina nie dał się przekonać. Poprzez media społecznościowe ogłosił, że choć bycie Polakiem napawa go dumą, to serce ma amerykańskie, bo to ten kraj dał mu wszystko. W styczniu 2023 roku zadebiutował nawet w kadrze USA w przegranym 1:2 meczu towarzyskim z Serbią.
Czy Polska ma jednak czego żałować? Slonina jak dotąd więcej starć w kadrze Amerykanów nie zagrał, a po hitowym transferze do Chelsea w 2022 roku za prawie 10 milionów euro, jego kariera nie rozwija się tak płynnie, jak mógłby sobie tego życzyć. Po pierwszym roku w Anglii, w trakcie którego bronił głównie w Premier League 2 (liga do lat 23), udał się na wypożyczenie do belgijskiego Eupen. Tam, choć grał regularnie, nie zbierał szczególnie dobrych recenzji, a jego klub z hukiem spadł do drugiej ligi.
Po powrocie do Londynu nie miał najmniejszych szans na grę, więc Chelsea wypożyczyła go po raz kolejny. Tym razem trafił do angielskiego trzecioligowca Barnsley. To szósta drużyna minionego sezonu League One, która walczyła w barażach o awans do Championship, ale przegrała w półfinale z Boltonem (4:5 w dwumeczu). Zespół ten zainaugurował już sezon porażką 1:2 z Mansfield Town, ale Slonina nie zdążył jeszcze zagrać w tym spotkaniu. Amerykanin nadal jest bardzo młody, zwłaszcza jak na bramkarza (ma 20 lat), ale jeżeli i tam nie będzie błyszczał, to o dalsze podboje czołowych lig Europy może mu być bardzo trudno.