W zeszłym tygodniu Atletico i Real zagrały kosmiczny mecz, który jest murowanym kandydatem do miana spotkania sezonu. W półfinale Superpucharu Hiszpanii (5:3 dla Realu po dogrywce) było absolutnie wszystko - grad goli, wysoka intensywność gry, masa emocji i pełno zwrotów akcji. Nie ma co się dziwić, że na derby Madrytu w 1/8 finału Pucharu Króla kibice także ostrzyli sobie zęby. Piłkarze nie zawiedli ich oczekiwań.
Tym razem oba zespoły chciały spokojniej zagrać w pierwszych minutach, nie narzucały takiej intensywności. Dopiero indywidualna akcja Jude'a Bellinghama zakończona strzałem w poprzeczkę rozruszała spotkanie. Real poczuł, że może zaciekle atakować, ale i Atletico było w stanie wrzucić wyższy bieg.
Początkowo to "Królewscy" byli bliżej objęcia prowadzenia, ale świetnie w bramce spisywał się Jan Oblak. Słoweniec spokojnie powstrzymywał próby Brazylijczyków: Viniciusa i Rodrygo. Bardzo pewnie wyglądał na przedpolu bramkowym.
Atletico szukało okazji, czekało na coś dogodnego, ale mogło też liczyć na szczęście, jak przy bramkach w Superpucharze. Motorem napędowym był Samuel Lino, ale swoje w rozegraniu robili Antoine Griezmann i Rodrigo De Paul.
Pierwszy gol wpadł na konto gospodarzy w 39. minucie. Bramka była poniekąd kuriozalna. Zanim dośrodkowanie De Paula dotarło do Lino, to piłka odbiła się od Griezmanna i Antonio Ruedigera. Brazylijczyk w końcu dopadł do piłki, uprzedził Andrija Łunina i na wślizgu strzelił na 1:0.
Radość Atletico trwała zaledwie kilka minut, a gola straciło z jeszcze bardziej absurdalnych okolicznościach. Luka Modrić dośrodkował z rzutu wolnego na środek pola karnego, Oblak wybiegł z bramki, wpadł w tłum i piłka niefortunnie spadła na jego pięści, spadła za jego plecy, od razu do bramki. To był gol do szatni na remis.
W drugiej części żadna ze stron nie chciała odpuścić. Głodny gry i gola był Rodrygo, starał się strzelać z każdej możliwej pozycji, trafił raz poprzeczkę. Ale to Atletico znów wcześniej doszło do głosu.
To była 57. minuta. Ponownie po wrzutce z prawej strony był rykoszet, przez co to Łunin dopadł do piłki przed Alvaro Moratą. Jednak Ukrainiec jej nie złapał, a niefortunnie odbił ją prosto na nogi Ruedigera. Odbiła się ona od reprezentanta Niemiec i Morata mógł wbiec z piłką do pustej bramki. Przy sytuacjach bramkowych Atletico zdecydowanie sprzyjało szczęście, ale sztuką jest też z tego skorzystać.
Atletico miało sytuację, żeby zamknąć mecz szybciej, ale Morata nie był w stanie więcej pokonać Łunina. Tylko on u gospodarzy był w stanie mieć dogodną sytuację w ostatnich kilkunastu minutach. Real musiał nacierać, naciskać, aby wywalczyć wyrównanie. I to zrobił drugi raz w meczu. W 82. minucie Joselu sprawił, że kibice Realu mogli się cieszyć. To on zamknął szybką kontrę "Królewskich", był adresatem znakomitej wrzutki Bellinghama. Rezerwowy napastnik Realu strzelił głową, był nieobstawiony w polu karnym, Oblak nie miał prawa odbić piłki. Znowu Joselu zniweczył plany Atletico na ostatnie minuty meczu. "Los Colchoneros" nastawiali się na zakończenie rywalizacji w regulaminowym czasie gry, ale nic z tego nie wyszło.
Real też nie wykorzystał piłki meczowej. Strzał Viniciusa z niemalże zerowego kąta obronił Oblak. Potrzebna była ponownie dogrywka.
Dodatkowe 30 minut mogło się zacząć od mocnego uderzenia z obu stron. Najpierw uderzał Marcos Llorente, ale strzelił prosto w Łunina. Real od razu chciał odpowiedzieć, ale Vinicius nieznacznie się pomylił przy technicznym strzale.
Trudno było wskazać lepszy zespół. Trudno było przewidzieć, kto wygra. Te wątpliwości chciał rozwiać Griezmann, który przeprowadził znakomitą, indywidualną akcję. Ścigał się z VIniciusem dobre kilkadziesiąt metrów. Francuz przepchał Brazylijczyka, wygrał pojedynek, wpadł w pole karne i uderzył bardzo mocno z bardzo ostrego kąta. Civitas Metropolitano oszalało przed setną minutą spotkania.
Real znów musiał gonić za remisem, naprawdę niewiele mu do tego brakowało. Piłka nawet znalazła się w siatce rywali, jednak sędzia nie uznał tego gola. Joselu trafił drugi raz, wykorzystał gapiostwo Oblaka po interwencji przy strzale Bellinghama, ale to właśnie Anglik, lider Realu w tym sezonie, spalił akcję we wcześniejszej fazie.
Do Atletico należało ostatnie słowo, a dokładnie do Rodrigo Riquelme, który wykończył szybką kontrę w 119. minucie. Real był tutaj bez żadnych szanse, trzech piłkarzy Atletico wyszło na jednego obrońcę. Memphis Depay nie zachował się samolubnie, mógł zebrać się do strzału, ale poczekał, aż Riquelme wyjdzie mu na pozycję i zapakuje piłkę tuż przy słupku.
Atletico wygrało z Realem 4:2 i jest jedynym zespołem, który pokonał "Królewskich" w tym sezonie. Wcześniej udało się to zrobić jesienią w lidze. W piątek losowanie par ćwierćfinałowych Pucharu Króla, bez udziału obrońcy tytułu, czyli Realu.