Tuż przed młodzieżowymi mistrzostwami świata w Indonezji w reprezentacji Polski doszło do skandalu. Czterech piłkarzy - Jan Łabędzki (ŁKS Łódź), Filip Rózga (Cracovia), Oskar Tomczyk i Filip Wolski (obaj Lech Poznań) - nocą wymknęło się z hotelu i udało się do baru, gdzie spożywali alkohol. Po tym incydencie zostali wyrzuceni z zespołu i odesłani do Polski. Sprawa wywołała duże poruszenie, zwłaszcza że mowa o osobach niepełnoletnich.
Młodzi piłkarze mogą się cieszyć, że nie spotkały ich poważniejsze konsekwencje. W Indonezji alkohol można spożywać dopiero od 21. roku życia. Nie bez znaczenia jest również to, że w tym kraju religią dominującą jest islam, który do tej kwestii podchodzi bardzo restrykcyjnie.
- Alkohol w Indonezji to jest zło. To haram (arabskie słowo oznaczające coś zakazanego, używane przez muzułmanów - red.). Indonezja to jest kraj muzułmański, ale są tu w sprzedaży alkohole niskoprocentowe. Natomiast w Bali (tam przebywa polska młodzieżowa - red.) to troszeczkę inaczej wygląda. Tam jest dużo obcokrajowców, alkohol jest tam tani i można go kupić we wszystkich kawiarniach - powiedziała Maria Jolanta Pawłowska-Budiman, konsul honorowa z konsulatu honorowego Rzeczypospolitej Polskiej w Bandungu, w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Za picie alkoholu przez osoby poniżej 21. roku życia przewidziane są surowe kary. A gdyby jeszcze okazało się, że piłkarze wszczęli awanturę (Tomczyk został znaleziony z urazem głowy, choć zapewne było to wynikiem upadku), problem mógłby być bardzo poważny. - Jeżeli tak rozrabiali, że już nawet krew się lała, to policja by tam wkroczyła i by byli deportowani. Zazwyczaj to się dzieje właśnie w ten sposób. Jeżeli jeszcze spowodowaliby jakieś straty, np. w barze albo na mieście, to musieliby zapłacić za te szkody. Jak ktoś byłby poszkodowany, to trzeba by było zapłacić też za szpital. Więc lepiej, że wyjechali, bo konsekwencje mogłyby być różne. Później trzeba każdemu łapówkę dać, żeby było spokojnie. Inaczej mogą pojawić się zupełnie inne zeznania i można mieć ogromne problemy - wyjaśniła Pawłowska-Budiman.
W ostatnich latach w Indonezji dochodzi do coraz większej liczby incydentów związanych ze spożyciem alkoholu, nierzadko winnymi są osoby z zagranicy. W związku z tym miejscowe władze postanowiły działać. - Bardzo zaostrzyli prawo dla przyjezdnych. Jest tu teraz bardzo dużo Rosjan, którzy piją nałogowo i rozrabiają, więc bardzo zaostrzono prawo pod kątem alkoholu - powiedziała konsul. W związku z tym bardzo pochwaliła ona decyzję selekcjonera Marcina Włodarskiego o natychmiastowym odesłaniu zawodników do Polski.
Dla Pawłowskiej-Budiman, która mieszka w Indonezji od ponad 40 lat, ta sytuacja była nie do przyjęcia. - Przyjechali sportowcy, no niby sportowcy, a robią borutę Polakom. Upili się tak, że polała się nawet krew. No powiedzmy sobie szczerze, wstyd. (...) Przeżyłam szok. Myślałam, że jakiś fason mają, a ci niby sportowcy poszli do pierwszego lepszego baru, narozrabiali i się tak upili - wyznała. Dodała, że tamtejsze media raczej nie zajmowały się tą sprawą.
Na razie nie wiadomo, czy w miejsce odesłanych do Polski piłkarzy zostaną powołani inni gracze. Będzie to zależało od decyzji FIFA, która powinna zapaść już niebawem. Pierwszy mecz na MŚ Polacy rozegrają w sobotę 11 listopada z Japonią. Potem czekają ich starcia z Senegalem (14 listopada) oraz Argentyną (17 listopada).