Dla kibiców, zawodników, sztabu i działaczy Legii Warszawa najważniejsze, że Josue i Radovan Pankov są już w Polsce. W piątek przed północą pojawiły się pierwsze zdjęcia obu zawodników oraz towarzyszących im kierownikiem drużyny Konradem Paśniewskim i prawnikiem Piotrem Miękusem z lotniska w Warszawie. Piłkarze wcześniejszą noc spędzili na komisariacie w Holandii po tym, jak zostali zatrzymani ws. rzekomego ataku na jednego z ochroniarzy obiektu w Alkmaar.
Zachowanie holenderskich funkcjonariuszy wzbudziło niepokój polskich władz. W sprawę zaangażował się premier Mateusz Morawiecki oraz Ministerstwo Spraw Zewnętrznych. Oba podmioty podkreśliły w oświadczeniach, że podejmą wszelkie możliwe kroki, by wyjaśnić całą sprawę. Wiceminister Paweł Jabłoński przekazał, że "w związku z wiarygodnymi, bardzo niepokojącymi informacjami o dyskryminacyjnych działaniach holenderskich służb wobec obywateli RP m.in. na terenie miasta Alkmaar, do MSZ została na jutro wezwana Ambasador Królestwa Niderlandów".
Więcej treści sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Jak zapowiedział wiceminister, tak też się stało. W sobotę, 7 października, w godzinach porannych ambasador Holandii Daphne Bergsma była widziana przed resortem Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Informację przekazała stacja Polsat Sport. W relacji czytamy, że przedstawicielka Królestwa Niderlandów "nie zdecydowała się na oświadczenie dla mediów, swoje kroki skierowała wprost do budynku". Spotkanie nie trwało długo, bo po kilku minutach Bergsma opuściła resort.
Do dziennikarzy wyszedł za to Paweł Jabłoński. Wyjaśnił, że spotkanie z ambasador miało na celu wyrazić "zdecydowany protest przeciwko temu, to działo się w Alkmaar i innych miastach w Holandii". Na stronie resortu czytamy, że ambasador została poinformowana "o powyższym i wskazano potencjalne negatywne konsekwencje dla relacji dwustronnych i wizerunku Królestwa Niderlandów w Rzeczpospolitej Polskiej".
"Zadeklarowała pełną gotowość do współpracy w tym zakresie. Liczymy, że ta gotowość przełoży się na dobrą współpracę między służbami polskimi i holenderskimi, a dowody w sprawie zostaną szybko zebrane i jeśli rzeczywiście potwierdzi się, iż te działania nie były jakimiś incydentalnymi przypadkami, tylko miały systemowy charakter, to winni zostaną szybko ukarani" - przekazał po spotkaniu Jabłoński, cytowany przez "Przegląd Sportowy".
Strona holenderska od samego początku stara się zrzucić winę na stronę kibiców i piłkarzy Legii Warszawa. Po interwencji premiera Morawieckiego holenderska minister sprawiedliwości Dilan Yesilgoz odpowiedziała, by ten "najpierw spojrzał na swój własny klub". Z relacji innych kibiców i dziennikarzy wynika jednak, że Polacy na długo przed meczem nie byli mile widziani w Holandii. - Nastawienie rządu lokalnego było fatalne, nawet pani burmistrz nie życzyła sobie Polaków w mieście - mówił Dariusz Mioduski, właściciel Legii na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej.
Zupełnie inną wersję przedstawił w rozmowie ze Sport.pl dziennikarz NOS Sport, Thierry Boon. - Lokalna policja ujawniła, że spotkała się z przemocą ze strony kibiców Legii. Jeden z policjantów stracił przytomność. Fani ukradli także policjantom wiele pałek i gaz pieprzowy. Według naszych źródeł polscy kibice zaatakowali także koordynatora bezpieczeństwa AZ. Ten miał być także źle potraktowany przez dwóch piłkarzy - usłyszał Dominik Senkowski.
Jeszcze zanim przedstawiciele mediów, holenderskiego rządu czy AZ Alkmaar odnieśli się do wydarzeń po meczu Legii, sprawę na bieżąco przedstawiali polscy dziennikarze obecni na miejscu. Z ich relacji wynika, że to ochroniarze i policja rozpoczęli konflikt. Na nagraniach widać m.in. szarpanego i uderzanego Dariusza Mioduskiego. O sprawie poinformowana została też UEFA, która wszczęła śledztwo w tej sprawie.