Po trzydniowej żałobie w Brazylii rozpoczęło się ostatnie pożegnanie legendy futbolu. Pożegnanie, które budzi ogromne zainteresowanie. Już w nocy z 1 na 2 stycznia media transmitowały, jak samochód z trumną Pelego opuszcza szpital i wraz z eskortą udaje się w niemal dwugodzinną podróż do Santosu na stadion Vila Belmiro, gdzie mimo później pory też zgromadzili się kibice. To właśnie tam w poniedziałek rozpoczęła się sportowa część pożegnania Pelego. Pożegnania głównie dla kibiców, którym Brazylijczyk przez lata dostarczał sportowych wzruszeń.
Na stadionie Santosu Pele grał przez 18 lat, ostatni mecz w październiku 1974 roku. Strzelił tu kilkaset ze swych ponad tysiąca goli, również tych w spotkaniach nieoficjalnych. W poniedziałek po południu polskiego czasu odbył tu swą ostatnią, już tylko symboliczną wizytę. Ciało z otwartą trumną piłkarza umieszczono pod specjalnym namiotem ustawionym na środku boiska. Na trybunach obiektu klub wywiesił trzy wielkie flagi. "Niech żyje król" napisano na jednej z nich. Krzesełka pokryły się setkami wieńców przesyłanych i przekazanych do klubu. Pelego najpierw ze łzami w oczach pożegnali klubowi działacze, potem stadionowe bramy otwarto dla kibiców, którzy w koszulkach Santosu i reprezentacji Brazylii, a często z figurkami pucharu świata mogli podejść niedaleko trumny piłkarza. Jak donoszą brazylijskie media, pierwsi fani czekali pod stadionem już 14 godzin przed otwarciem bram, nocując pod obiektem. To pożegnanie kibiców z piłkarzem będzie trwało 24 godziny, przez obiekt powinno przewinąć się kilkadziesiąt tysięcy osób. Hołd legendzie piłki oddali też koledzy z reprezentacji Jairzinho, Rivelino i Gerson, a do Santosu przyleciał również prezes FIFA Gianni Infantino.
We wtorek po południu polskiego czasu trumna z ciałem piłkarza zostanie przetransportowana do Memorial Necropole Ecumenica. To dość oryginalny cmentarz oddalony kilometr od stadionu Santosu, a ceremonia pogrzebowa ma być też rodzajem hołdu dla rodziców piłkarza.
Pele chciał, by po śmierci jego ciało spoczęło na 9. piętrze wieżowca, z którego roztacza się widok na stadion swego ukochanego klubu. Ten 14-piętrowy wieżowiec jest prywatnym cmentarzem, a przez to jednocześnie najwyższym, wpisanym do Księgi Rekordów Guinnessa obiektem służącym do pochówku ludzi. Ma miejsce na około 15 tys. nagrobków. W budynku znajdziemy nie tylko krypty, komory grobowe, krematorium i mauzoleum, ale też tropikalny ogród, kawiarnię na dachu, a nawet wodospad. W budynku znajduje się również muzeum samochodów. Ta oryginalna budowla stała się też atrakcją turystyczną i często przybywają do niej turyści. Teraz z pewnością odwiedzana będzie jeszcze częściej.
Pele nabył w niej miejsce w 2003 roku. Nie dlatego, że miał jakieś specjalne wymagania dotyczące oryginalnego pochówku, ale dlatego, że z obiektu widać jego ukochany stadion. Tak chciał uhonorować swój klub. Po drugie, jak wyznał, poczuł, że to miejsce "promieniuje pokojem i ciszą i nie wygląda na cmentarz". Po trzecie dlatego, że symbolicznie mógł uhonorować swojego ojca, który jako piłkarz nosił koszulkę z numerem 9. To stąd wybór dziewiątego piętra, na którym zostanie pochowany. Pele do zmarłego w połowie lat 90. ojca podczas swej kariery odnosił się wielokrotnie. Jak wspominał, to też m.in. dzięki niemu wszedł na szczyt. Bo to grający niegdyś m.in. we Fluminense Dondinho, widział w małym i chudym synu piłkarski potencjał. Szczególnie gdy ten chuderlak kopał piłkę lepiej i skakał wyżej niż jego rośli rówieśnicy. Nawet gdy Pele wszedł na szczyt, ojciec mobilizował go, że to nie koniec drogi.
- Gdy w ‘58 roku wygrałem pierwszy mundial, tata nie zachwycał się, że pięknie grałem, tylko wskazywał co i gdzie mogłem zrobić lepiej. Skomentował, że przede mną jeszcze sporo nauki - opisywał niegdyś Pele. Choć być może to ograniczanie pochwał były dla młodego mistrza świata nieco zaskakujące, popchnęły go do tego, że mistrzostwo zdobył w sumie trzykrotnie, czym mocno zapisał się w historii piłki i pobił niemal wszelkie inne możliwe rekordy. Jak żartowały potem media, nie pobił tylko jednego rekordu ojca, który kiedyś w meczu strzelił 5 goli głową.
Z początku przeciwna piłkarskiej karierze Pelego była matka, Celeste Arantes. Mówiła, by syn popatrzył na tatę, który akurat doznał poważnej kontuzji łąkotki i nie dość, że nie mógł grać, to jeszcze walczył o pieniądze, bo tych na zwolnieniu nie dostawał. To dlatego Pele pomagał utrzymywać rodzinę, pracując jako pucybut. Kariera ojca również przez stan zdrowia, mimo występów w dobrych klubach, nie wyglądała tak, jakby sobie tego życzył, a matka nie chciała mieć w domu dwóch kulejących. Widziała Pelego jako nauczyciela lub lekarza, ale też szybko pogodziła się z jego miłością do piłki i na sportowej drodze życia go wspierała.
W 1966 roku, kiedy Pele był już dwukrotnym mistrzem świata, Celeste otrzymała nawet nagrodę "Matki Roku" od brazylijskiej gazety "O Globo". Tego samego dnia przyjechała odwiedzić syna na treningu reprezentacji. Piłkarz przygotowywał się wówczas do mistrzostw świata w 1966 roku. Widząc swoją matkę, natychmiast przerwał trening i pobiegł, aby ją przytulić. Koledzy z drużyny byli tą sceną trochę zaskoczeni.
Pele miesiąc przed swą śmiercią zamieścił na Instagramie wspólne zdjęcie i napisał z okazji jej setnych urodzin.
"Od najmłodszych lat uczyła mnie miłości i pokoju. Mam ponad sto powodów, by być wdzięcznym za to, że jestem jej synem. Dzielę się z wami tym zdjęciem, rozemocjonowany świętowaniem tego dnia. Dziękuję za każdy dzień u twojego boku, Mamo."
Te życzenia były symboliczne, bo do mamy nie mogły dotrzeć. Jak poinformowała siostra Pelego, nawet po śmierci syna 100-letnia mama nie rozumiała już, co się stało.
- Nasza mama nie wie, że odszedł. Rozmawialiśmy, ale ona jest w swoim własnym małym świecie — powiedziała Maria Lucia do Nascimento w rozmowie z ESPN.
Matki, która nie porusza się też samodzielnie, zabraknie na pogrzebie syna, ale kondukt z jego trumną ma przejść obok jej domu, zatem weźmie udział w pogrzebie w sposób symboliczny. Ceremonia pogrzebowa ma mieć charakter rodzinny.
Pele zmarł 29 grudnia po miesięcznej hospitalizacji w szpitalu. Od kilkunastu miesięcy zmagał się z rakiem.