Edson Arantes do Nascimento, czyli popularny Pele zmarł w czwartek, 29 grudnia w szpitalu w Sao Paulo. Legendarny piłkarz zmagał się z chorobą nowotworową i infekcją dróg oddechowych. Genialnego zawodnika i trzykrotnego mistrza świata wspomina się we wszystkich częściach globu - również w Polsce. W naszym kraju Pele miał okazję zagrać tylko raz - było to wielkie wydarzenie.
Pele wystąpił na Stadionie Śląskim w Chorzowie 25 maja 1960 roku. Nie miał wtedy skończonych nawet 20 lat, a już mógł tytułować się mistrzem świata. Dwa lata wcześniej Brazylia wygrała mundial w Szwecji, pokonując w finale gospodarzy 5:2, a przyszły "król futbolu" strzelił wówczas dwa gole, a w całym turnieju 6. Do Polski nie przyjechał jednak z drużyną narodową, tylko z klubową. Jego Santos właśnie odbywał międzynarodowe tournée.
Klub za żadne skarby świata nie chciał sprzedać swojej gwiazdy. Tego typu podróże stały się więc jedną z nielicznych okazji, by Europejczycy mogli podziwiać Pelego na żywo. To szczęście mieli również Polacy. Na Stadionie Śląskim zgromadziła się zawrotna jak na obecne standardy liczba kibiców - aż 100 tys. Naprzeciwko Brazylijczyków stanęli piłkarze reprezentacji olimpijskiej PZPN, głównie ze Śląska.
Jednym z zawodników, którzy mieli ten zaszczyt i pojawili się na murawie był Eugeniusz Lerch. Ówczesny napastnik Ruchu Chorzów wspominał tamto wydarzenie na łamach "Gazety Wyborczej". - To rzeczywiście był wspaniały zespół, który pokazał przepiękną grę. Mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Ktoś może powiedzieć: "no dobra, ale przegraliście 2:5". Uważam, że stało się to dlatego, że graliśmy innym systemem - mówił przed dwoma laty, w 60. rocznicę tamtego spotkania.
Zdaniem byłego piłkarza Polacy - choć nie potwierdza tego wynik - wcale nie odstawali od gości z Brazylii. - To byli artyści, wielu z nich od dziecka ćwiczyło na Copacabanie i to było widać. Potrafili zrobić z piłką więcej niż my, ale pod względem techniki... Nie mieliśmy jednak kompleksów. Nie ustępowaliśmy aż tak bardzo, na przykład strzały fałszem też już stosowaliśmy - przypomniał.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl.
Osobistą satysfakcję, mimo pięciu puszczonych bramek, mógł mieć bramkarz tamtej ekipy - Edward Szymkowiak. To właśnie jego występ szczególnie docenił Pele. - Świetnie bronił w wielu sytuacjach, z których powinny paść bramki. Potem nasz bramkarz miał osobistą satysfakcję, bo po zawodach podszedł do niego Pele i pogratulował mu tego doskonałego występu, poklepał go po plecach - wspominał Lerch. Pele w tamtym meczu zdobył dwie bramki i były to jego jedyne trafienia na polskiej ziemi.