Adam Małysz od czerwca jest prezesem Polskiego Związku Narciarskiego. Latem zarzucano mu, że zbyt mało czasu poświęca pracy i rozwoju sportów zimowych w Polsce. Odpierał jednak zarzuty, sugerując, że ciężko pracuje i wprowadza swoje pomysły w życie. Najnowszy plan może wydawać się zaskakujący, ale Małysz przekonuje, że to sprawdzone rozwiązanie. Chce, żeby zawodnicy pracowali w wojsku.
Adam Małysz spotkał się ostatnio z gen. Jarosławem Miką, z którym znają się jeszcze z czasów, kiedy legendarny skoczek narciarski jeździł w rajdach. Spotkanie miało charakter oficjalny. "Spotykamy się po kilku latach, aby omówić współpracę Wojska Polskiego z Polskim Związkiem Narciarskim" - oznajmił 11 października w mediach społecznościowych, dołączając zdjęcie ze spotkania.
Okazuje się, że Małysz chce, by sportowcy (skoczkowie i biegacze narciarscy oraz kombinatorzy norwescy) obowiązkowo byli zrzeszeni w służbach mundurowych (armia, policja, służby celne). TVP Sport dotarło do szczegółów planu prezesa PZN.
- W zasadzie miałoby to polegać na ścisłej współpracy z wojskiem i innymi służbami. Od dawien dawna mieliśmy pomysł, by zawodnicy, tak jak dawniej, pracowali w służbach mundurowych, wojsku, policji czy służbach celnych. Tak jest w innych krajach, choćby w Niemczech i Austrii, i to działa - powiedział.
Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła i inni skoczkowie pracowaliby zatem przy polskiej armii. Małysz uważa, że to może im pomóc w przyszłości, kiedy zakończą kariery.
- To jest szansa dla zawodników. Wiemy, jak ciężko może wyglądać sytuacja sportowca, który zbliża się do końca kariery. Chcemy, żeby już wcześniej pracowali oni w służbach, dostawali zgodę na treningi, a po zakończeniu kariery dalej mieli możliwość powrotu do pracy w pełnym wymiarze - przyznał.
Małysz wspominał, że taki system działa w Niemczech i Austrii. Jednak funkcjonuje on też w Polsce. Zapaśnicy, lekkoatleci, strzelcy sportowi, zawodnicy uprawiający pięciobój nowoczesny - to tylko przykłady sportowców odbywających służbę wojskową w naszym kraju.
Działa to także w biathlonie. Andrzej Nędza-Kubiniec i Tomasz Jakieła są wojskowymi, a Kamila Żuk, Anna Mąka, Kinga Zbylut czy Monika Hojnisz-Staręga to żołnierki zawodowe. Krystyna Guzik, która zakończyła karierę biathlonistki, dalej pracuje w wojsku - ma stopień kaprala.
W armii pracuje także kilku biegaczy narciarskich (Izabela Marcisz, Dominik Bury, Kamil Bury, Maciej Staręga i Mateusz Haratyk) oraz snowboardziści (Aleksandra Król, Oskar Kwiatkowski i Michał Nowaczyk).
- Dawniej zawodnicy kończyli karierę w wieku 33-34 lat, teraz jest to około 40 lat, ale nadal nie musi być łatwo przystosować się do nowego rozdziału w życiu. Pewny etat byłby pomocny. Mam nadzieję, że to przekona kolejnych zawodników, by uprawiać sporty zimowe, bo będą mieli możliwość powrotu do zapewnionej pracy, będą także mieli szansę na emeryturę, która, jakby nie było, jest bardzo ważna. Na całym świecie wojsko pomaga też w organizacji imprez sportowych, fajnie byłoby takich zawodników i ich doświadczenie do tego wykorzystać - stwierdził Małysz.