[go: up one dir, main page]

Biegiem Przez Świat dla Kuby Piśmiennego - pierwsze dni za nimi

Wyruszyli w świat 10 lipca. Przez 20 dni pokonają 800 km. Biegną dla Kuby Piśmiennego, cierpiącego na raka. Za nimi pierwsze dni, pierwsze trudności. Przeczytaj relację chłopaków z trasy i sprawdź jak możesz wspomóc ich akcję.

10 lipca 2012r.

Zakopane - Chabówka (42 km)

Cześć, mam na imię Karol i jestem uzależniony, od biegania jestem uzależniony. Od tego powiewu wiatru, od zmęczonych mięśni po porządnym kilometrażu.

Dwa tygodnie przed akcją zrobiłem sobie przerwę,  nie biegałem i kumulowało się we mnie tyle emocji - tych dobrych i tych złych - zwyczajnie nie miały ujścia.

Teraz do wszystkiego nabieram dystansu, teraz biegnąc "odpoczywam" i relaksuję się.

I Michał kazał napisać, że też jest uzależniony.

Od pól roku każdy z nas żył tylko 10 lipca.

Zaczęło się niespodziewanie - nie wiadomo skąd na Mostku na Krupówkach pojawiło się tyle mediów - TVN 24, TVP Kraków, RMF FM, Tygodnik Podhalański.

Co chwila słyszeliśmy tylko:

- Czy możemy zamienić kilka słów?

Właściwie nikt nie wiedział co się dzieje - obudziłem się dopiero w Poroninie, że to już! Kolejna wspaniała przygoda czeka!

Dobrze być znowu "na trasie".

Obydwaj tęskniliśmy za wspólnym bieganiem, dowcipami, wspólnymi rozmowami o koleżankach :)

Dziękujemy już na początku biegaczom z firmy Cargil oraz chłopakom z Zakopca, którzy dzielnie wspierali nas aż do Nowego Targu.

A i jeszcze Pani Gosi i Jackowi z Willi Stokrotka, którzy umożliwili nam na kilka dni wcześniej przybyć do Zakopca, odpocząć przed akcją - to było bardzo potrzebne.

11 lipca 2012r.

Chabówka - Myślenice (36km)

Relacja - Chabówka - Myślenice

Nie chce mi się pisać o tym jak się biegło, ile się biegło, czy szybko czy wolno, bo kogo to obchodzi? Biegnie się normalnie, raz lepiej, a raz gorzej, ale cały czas do przodu i zgodnie z planem.

Wolę pisać o tym co się działo, o tym co widzę i czuję

Jak moglibyśmy się wycofać, jeśli na trasie spotykamy tylu fantastycznych ludzi?

Na początek szaleni Holendrzy w jeszcze bardziej odjazdowych samochodach - przybijali piątki, trąbili, machali, a holenderska reprezentacja płci  pięknej podarowała nawet M&M's .

Jednak nikt tak nie zrozumie nas jak Polak - dziękuję temu, który przekazał mi ten browar przez szybę  (nie wiem czy zrobił to świadomie), ale był pyszny i miał smak dzisiejszych kilometrów w upale i ulewnym deszczu :)

Następnie, gdy w Lubieniu u Michała nastąpił kryzys, podjechał do nasi koleś i krzyknął:

- Dokąd biegniecie? Zapraszam na wodę!

Skończyło się na tym, że Karol kojarzył nasze "opalone mordki" z Wykopa i akcja mu się podobała, więc  po chwili znaleźliśmy się u jego rodziny na przepysznym obiedzie.

Szybcy jesteśmy, ale dziś dogoniła nas burza i zmęczyła niemiłosiernie - naprawdę nie chciało mi się biec w kierunku Myślenic, pomimo że zostało tylko 5km.

A zatem ktoś przysłał mi wsparcie 2 biegaczy, z którymi przy wspólnej pogawędce droga minęła szybko i bez narzekania.

A i wiadomość do Pawła Krzemienia - łóżko, na którym leżę jest mega wygodne i grill był mega - dziękujemy za nocleg :)

To dzięki Wam nasz wysiłek nabiera sensu, dzięki Wam wierzymy, że warto!

Relacja - Myślenice - Kraków

Ściana, ściana !

Po pierwszej piątce z Myślenic do Krakowa odcięło mi prąd

Mięśnie twarde jak kamień, czułem się fatalnie. Myślałem, ze kończę.

Dobiegłem na postój, krótka zdrowaśka i wewnętrzny monolog:

"Albo przyjechałeś tu zmagać się ze sobą albo wracasz do domku do mamusi i tatusia. Teraz piątka tyłem, a potem fruniesz do Krakowa"

I dałem radę - na szczęście dzisiaj tylko 32 kilometry.

I teraz wierzę, że nie ma takiego problemu, którego nie można rozwiązać. Nie ma słabości, której nie można przezwyciężyć.

Dlatego jestem pewien, że Kubie się uda.  Szuka nowych sposobów, pomysłów - walczy, chociaż niektórzy postawili już na nim krzyżyk.  Już mu się udało, bo się nie poddał - "Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą."

A jak często wycofujemy się z marzeń, celów, bo podobno nie damy rady, a może jesteśmy za słabi?

Jesteśmy z Kubą każdym naszym kilometrem, każdym bolącym mięśniem i każdą wylaną kropelką potu i trzymamy za niego kciuki.

A Michaś?

Michał biegnie jak nakręcony, ale się nie dziwię - gdyby mnie odwiedziła dziewczyna :)

Jutro go pewnie nie dogonię albo wręcz przeciwnie :P

I pora na kolejny koncert podziękowań - dziękujemy Pawłowi i Marcinowi - biegaczom z Myślenic  za odprowadzenie nas do Krakowa oraz Darkowi za wspólnie bieganie po Krakowie.

I Emilce za nocleg oczywiście :)

Relacja Kraków - Olkusz

Michał podziękował za bieganie tyłem już drugiego dnia.  "To jest poroniony pomysł".

Przyznaję, jest nieco "odmienny". Nie jest łatwo łączyć  to z normalnym biegiem - inne mięśnie pracują, boli śródstopie.

Ja chyba pozostaję poroniony, bo nadal się trzymam planu i założenia.

Miało być "Polowanie na raka", więc będzie - nawet jak mnie zniosą z trasy.

I proszę mi nie powtarzać żebym sobie odpuścił, bo to niebezpieczne i szkoda zdrowia, proszę o wsparcie raczej.

Pękło już 100km, nawet 140 dzisiaj, a nadal czujemy się, jakbyśmy do tych miejscowości jeździli samochodem. Jesteśmy naprawdę w doskonałej formie :)

Nie wiem skąd bierze się ta siła, moc, ale po tej niespodziance, która spotkała mnie dzisiaj, powoli się domyślam. A wczoraj tak zazdrościłem Michałowi.

Dzisiaj można nas było zobaczyć w Kronice Krakowskiej, a jutro o 17 w Telexpressie, zatem zachęcam do oglądania, a jak ktoś chce jeszcze autografy, zanim osiągną horrendalne sumy to kontakt mailem :)

Pogoda w kratkę i trochę męczy - czasem słońce, czasem deszcz :), zaczęliśmy od upału, potem burza i deszcz i tak w kółko - dziś Olkusz przywitał nas deszczem :)

A i wiadomość do Andrzeja - nie mam pojęcia ile było stopni - coś około 16 :)

Dziękujemy za wsparcie Karola na trasie, i pyszny obiad i wspaniałą domową szarlotkę jego mamy J

Aż nie chciało się stamtąd wybiegać.

I za nocleg Państwu Stach - w Willi z basenem jak z filmów :) Jutro śpimy w namiocie, żeby nam sodówka nie odbiła :D

Relacja Olkusz - Myszków

sobota, 14 lipca 2012 21:48

Ole Ola, Ole Ola,

Ola to nasz najlepszy kierowca!

Świętujemy dziś urodziny naszej "kierowniczki" Oli!

Życzymy jej wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń najskrytszych,

A także w związku z pełnioną funkcją gumowych drzew i szerokich poboczy!

i cierpliwości :)

I dziękujemy za tę wielką pracę jaką już wykonała :)

Pech!

Na trasie do Ogrodzieńca źle stanąłem i coś chrupnęło w kolanie. Przy każdym wyprostowaniu i zginaniu boli niemiłosiernie. Ciężko przejść płynnie z chodzenia do biegania i odwrotnie. Nie wiem co dalej Dopiero piąty dzień.

Najbardziej denerwujące jest to, że mogłem to sobie zrobić nawet biegnąc 5km na treningu, nawet schodząc po schodach, a musiało się trafić w najmniej odpowiednim momencie.

Ostatnie kilometry już nawet nie biegnę - kuśtykam Jest źle.

Z Michałem jesteśmy jak bracia - zawsze będziemy się wspierać. Dobrze, że kryzysy nie przytrafiają nam się jednocześnie.

"Choćbym miał na Hel z Tobą tak kuśtykać to damy radę. We dwóch."

Zmiana planów trochę - udaliśmy się z Zawiercia na Myszków, zamiast śmigać na Brudzowice. Ze względu na nogę - mniej kilometrów oraz na nocleg, pogoda jest po prostu kiepska - namiot odpada. Na szczęście udało się załatwić spanko na plebanii, jest dach nad głową.

Dziękujemy już kolejnemu Karolowi za wspólne pokonywanie kilometrów od Olkusza do Zawiercia  - trenuj, a za rok z nami :)

Relacja Myszków - Częstochowa

poniedziałek, 16 lipca 2012 06:02

Nie było relacji wczoraj wieczorem i zaraz dostałem sms jak mi się biegnie i czy w ogóle się biegnie?

Może już skończyłem?

Kolano boli, ale właściwie tylko podczas biegu, więc nie jest źle - zostało potraktowane kilogramami maści przeciwbólowej (Traumon - polecam wszystkim na kontuzje).

Pierwsze 10km wczoraj było kolejną walką z samym sobą i strasznie zmęczyło psychicznie, bo trudno myśleć o czymkolwiek innym.

Dopiero pobyt nad Jeziorem Porajskim dał mi odrobinę wytchnienia, posiedziałem na plaży i zastanawiałem się gdzie są granice ludzkiej wytrzymałości, gdzie jest moja granica - czy Częstochowa to szczyt i koniec?

Okazało się, że  jednak organizm jest wielką zagadką i jeszcze nie raz mnie zaskoczy. W drodze do Częstochowy na kolejnych kilometrach dostałem wiatr w żagle - z pomocą Michała biegliśmy 5:00 na kilometr - czułem niewielki ból, ale byłem zbyt nakręcony, by zwalniać.

Może to Jasna Góra?

Spełniliśmy swoje małe marzenie - udało się tam przybiec. Póki co tylko 230km, ale poświęciliśmy Kubę, naszą wyprawę i Matce Bożej. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to jak rekolekcje, ale wierzymy w sukces i powodzenie właśnie dzięki wizycie w sanktuarium.

Nasz wysiłek nie pójdzie na marne i Siła Wyższa spojrzy przychylnym okiem na naszego przyjaciela :)

Jeżeli wszystko się powiedzie obiecałem biegową pielgrzymkę z Wawy do Częstochowy.

Jak widać, wspierają nas tam na Górze, nie tylko Jasnej :), a więc biegniemy dalej i nikt się nie zamierza wycofać.

Jedyną osobistą porażką, jest fakt, że miałem biec tyłem, ale dobrze, że dzisiaj w ogóle biegłem - muszę to na razie odstawić,.

Przepraszam i obiecuję - jak tylko wydobrzeję będę biegł tyłem.

Dziękujemy Bernardowi za wspaniały nocleg w Częstochowie i pyszny kompot z jagód :)

Relację dzień po dniu możesz przeczytać na stronie www.biegiemprzezswiat.pl - tam będą dostępne również zdjęcia z trasy.

10 lipca 2012 r.

Zakopane - Chabówka (42 km)

Cześć, mam na imię Karol i jestem uzależniony. Od biegania jestem uzależniony. Od tego powiewu wiatru, od zmęczonych mięśni po porządnym kilometrażu. Dwa tygodnie przed akcją zrobiłem sobie przerwę,  nie biegałem i kumulowało się we mnie tyle emocji - tych dobrych i tych złych - zwyczajnie nie miały ujścia.Teraz do wszystkiego nabieram dystansu, teraz biegnąc "odpoczywam" i relaksuję się.

I Michał kazał napisać, że też jest uzależniony.

Od pól roku każdy z nas żył tylko dziesiątym lipca. Zaczęło się niespodziewanie - nie wiadomo skąd na Mostku na Krupówkach pojawiło się tyle mediów - TVN 24, TVP Kraków, RMF FM, Tygodnik Podhalański. Co chwila słyszeliśmy tylko: - Czy możemy zamienić kilka słów? Właściwie nikt nie wiedział co się dzieje - obudziłem się dopiero w Poroninie, że to już! Kolejna wspaniała przygoda czeka!

Dobrze być znowu "na trasie". Obydwaj tęskniliśmy za wspólnym bieganiem, dowcipami, wspólnymi rozmowami o koleżankach (chłopaki przebiegli w ubiegłym roku Polskę wszerz - z Janowa Podlaskiego do Zgorzelca dla Dominika Wołosza - przyp. red. )

Dziękujemy już na początku biegaczom z firmy Cargil oraz chłopakom z Zakopca, którzy dzielnie wspierali nas aż do Nowego Targu. A i jeszcze Pani Gosi i Jackowi z Willi Stokrotka, którzy umożliwili nam na kilka dni wcześniej przybyć do Zakopca, odpocząć przed akcją - to było bardzo potrzebne.

11 lipca 2012 r. Chabówka - Myślenice (36km)

Nie chce mi się pisać o tym jak się biegło, ile się biegło, czy szybko czy wolno, bo kogo to obchodzi? Biegnie się normalnie, raz lepiej, a raz gorzej, ale cały czas do przodu i zgodnie z planem. Wolę pisać o tym co się działo, o tym co widzę i czuję.

Jak moglibyśmy się wycofać, jeśli na trasie spotykamy tylu fantastycznych ludzi? Na początek szaleni Holendrzy w jeszcze bardziej odjazdowych samochodach - przybijali piątki, trąbili, machali, a holenderska reprezentacja płci pięknej podarowała nawet M&M's . Jednak nikt tak nie zrozumie nas jak Polak - dziękuję temu, który przekazał mi ten browar przez szybę (nie wiem czy zrobił to świadomie), ale był pyszny i miał smak dzisiejszych kilometrów w upale i ulewnym deszczu.

Następnie, gdy w Lubieniu u Michała nastąpił kryzys, podjechał do nasi koleś i krzyknął: - Dokąd biegniecie? Zapraszam na wodę! Skończyło się na tym, że Karol kojarzył nasze "opalone mordki" z Wykopa i akcja mu się podobała, więc po chwili znaleźliśmy się u jego rodziny na przepysznym obiedzie. Szybcy jesteśmy, ale dziś dogoniła nas burza i zmęczyła niemiłosiernie - naprawdę nie chciało mi się biec w kierunku Myślenic, pomimo że zostało tylko 5 km. A zatem ktoś przysłał mi wsparcie dwóch biegaczy, z którymi przy wspólnej pogawędce droga minęła szybko i bez narzekania. A, i wiadomość do Pawła Krzemienia - łóżko, na którym leżę jest mega wygodne i grill był mega - dziękujemy za nocleg!

To dzięki Wam nasz wysiłek nabiera sensu, dzięki Wam wierzymy, że warto!

12 lipca 2012 r.

Myślenice - Kraków (32 km)

Ściana, ściana! Po pierwszej piątce z Myślenic do Krakowa odcięło mi prąd. Mięśnie twarde jak kamień, czułem się fatalnie. Myślałem, że kończę. Dobiegłem na postój, krótka zdrowaśka i wewnętrzny monolog: "Albo przyjechałeś tu zmagać się ze sobą albo wracasz do domku do mamusi i tatusia. Teraz piątka tyłem, a potem fruniesz do Krakowa". I dałem radę - na szczęście dzisiaj tylko 32 kilometry.

I teraz wierzę, że nie ma takiego problemu, którego nie można rozwiązać. Nie ma słabości, której nie można przezwyciężyć. Dlatego jestem pewien, że Kubie się uda. Szuka nowych sposobów, pomysłów - walczy, chociaż niektórzy postawili już na nim krzyżyk.  Już mu się udało, bo się nie poddał - "Dopóki walczysz - jesteś zwycięzcą". A jak często wycofujemy się z marzeń, celów, bo podobno nie damy rady, a może jesteśmy za słabi? Jesteśmy z Kubą każdym naszym kilometrem, każdym bolącym mięśniem i każdą wylaną kropelką potu i trzymamy za niego kciuki.

A Michaś? Michał biegnie jak nakręcony, ale się nie dziwię - gdyby mnie odwiedziła dziewczyna... Jutro go pewnie nie dogonię albo wręcz przeciwnie. I pora na kolejny koncert podziękowań - dziękujemy Pawłowi i Marcinowi - biegaczom z Myślenic za odprowadzenie nas do Krakowa oraz Darkowi za wspólnie bieganie po Krakowie. I Emilce za nocleg oczywiście.

13 lipca 2012 r.

Kraków - Olkusz

Michał podziękował za bieganie tyłem już drugiego dnia. "To jest poroniony pomysł". Przyznaję, jest nieco "odmienny". Nie jest łatwo łączyć  to z normalnym biegiem - inne mięśnie pracują, boli śródstopie. Ja chyba pozostaję poroniony, bo nadal się trzymam planu i założenia. Miało być "Polowanie na raka", więc będzie - nawet jak mnie zniosą z trasy. I proszę mi nie powtarzać żebym sobie odpuścił, bo to niebezpieczne i szkoda zdrowia, proszę o wsparcie raczej.

Pękło już 100 km, nawet 140 dzisiaj, a nadal czujemy się, jakbyśmy do tych miejscowości jeździli samochodem. Jesteśmy naprawdę w doskonałej formie. Nie wiem skąd bierze się ta siła, moc, ale po tej niespodziance, która spotkała mnie dzisiaj, powoli się domyślam. A wczoraj tak zazdrościłem Michałowi. Dzisiaj można nas było zobaczyć w Kronice Krakowskiej, a jutro o 17 w Telexpressie, zatem zachęcam do oglądania, a jak ktoś chce jeszcze autografy, zanim osiągną horrendalne sumy to kontakt mailem. 

Pogoda w kratkę i trochę męczy - czasem słońce, czasem deszcz, zaczęliśmy od upału, potem burza i deszcz i tak w kółko - dziś Olkusz przywitał nas deszczem. A, i wiadomość do Andrzeja - nie mam pojęcia ile było stopni - chyba około 16.

Dziękujemy za wsparcie Karola na trasie i pyszny obiad i wspaniałą domową szarlotkę jego mamy. Aż nie chciało się stamtąd wybiegać. I za nocleg Państwu Stach - w Willi z basenem jak z filmów. Jutro śpimy w namiocie, żeby nam sodówka nie uderzyła do głowy!

14 lipca 2012 r.

Olkusz - Myszków

Ole Ola, Ole Ola! Ola to nasz najlepszy kierowca! Świętujemy dziś urodziny naszej "kierowniczki" Oli! Życzymy jej wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń najskrytszych, a także w związku z pełnioną funkcją gumowych drzew i szerokich poboczy! I cierpliwości! I dziękujemy za tę wielką pracę jaką już wykonała.

Pech! Na trasie do Ogrodzieńca źle stanąłem i coś chrupnęło w kolanie. Przy każdym wyprostowaniu i zginaniu boli niemiłosiernie. Ciężko przejść płynnie z chodzenia do biegania i odwrotnie. Nie wiem co dalej.  Dopiero piąty dzień. Najbardziej denerwujące jest to, że mogłem to sobie zrobić nawet biegnąc 5 km na treningu, nawet schodząc po schodach, a musiało się trafić w najmniej odpowiednim momencie. Ostatnie kilometry już nawet nie biegnę - kuśtykam.  Jest źle.

Z Michałem jesteśmy jak bracia - zawsze będziemy się wspierać. Dobrze, że kryzysy nie przytrafiają nam się jednocześnie. "Choćbym miał na Hel z Tobą tak kuśtykać to damy radę. We dwóch".

Zmiana planów trochę - udaliśmy się z Zawiercia na Myszków, zamiast śmigać na Brudzowice. Ze względu na nogę - mniej kilometrów oraz na nocleg, pogoda jest po prostu kiepska - namiot odpada. Na szczęście udało się załatwić spanko na plebanii, jest dach nad głową. Dziękujemy już kolejnemu Karolowi za wspólne pokonywanie kilometrów od Olkusza do Zawiercia - trenuj, a za rok biegnij z nami!

16 lipca 2012 r.

Myszków - Częstochowa

Nie było relacji wczoraj wieczorem i zaraz dostałem sms jak mi się biegnie i czy w ogóle się biegnie? Może już skończyłem? Kolano boli, ale właściwie tylko podczas biegu, więc nie jest źle - zostało potraktowane kilogramami maści przeciwbólowej (Traumon - polecam wszystkim na kontuzje).

Pierwsze 10 km wczoraj było kolejną walką z samym sobą i strasznie zmęczyło psychicznie, bo trudno myśleć o czymkolwiek innym. Dopiero pobyt nad Jeziorem Porajskim dał mi odrobinę wytchnienia, posiedziałem na plaży i zastanawiałem się gdzie są granice ludzkiej wytrzymałości, gdzie jest moja granica - czy Częstochowa to szczyt i koniec? Okazało się, że  jednak organizm jest wielką zagadką i jeszcze nie raz mnie zaskoczy. W drodze do Częstochowy na kolejnych kilometrach dostałem wiatr w żagle - z pomocą Michała biegliśmy 5:00 minut na kilometr - czułem niewielki ból, ale byłem zbyt nakręcony, by zwalniać. Może to Jasna Góra? Spełniliśmy swoje małe marzenie - udało się tam przybiec. Póki co tylko 230 km, ale  pomodliliśmy się za Kubę, naszą wyprawę. Mam nadzieję, że nie zabrzmi to jak rekolekcje, ale wierzymy w sukces i powodzenie właśnie dzięki wizycie w sanktuarium. Nasz wysiłek nie pójdzie na marne i Siła Wyższa spojrzy przychylnym okiem na naszego przyjaciela. Jeżeli wszystko się powiedzie obiecałem biegową pielgrzymkę z Warszawy do Częstochowy.

Jak widać, wspierają nas tam na Górze, nie tylko Jasnej. Biegniemy dalej i nikt się nie zamierza wycofać. Jedyną osobistą porażką, jest fakt, że miałem biec tyłem, ale dobrze, że dzisiaj w ogóle biegłem - muszę to na razie odstawić. Przepraszam i obiecuję - jak tylko wydobrzeję będę biegł tyłem. Dziękujemy Bernardowi za wspaniały nocleg w Częstochowie i pyszny kompot z jagód.

Więcej informacji na temat wyprawy znajdziesz na stronie www.biegiemprzezswiat.pl

Chłopaki biegną przez Polskę dla Kuby Piśmiennego - cierpiącego na raka. Możesz mu pomóc przesyłając pieniądze na leczenie: na subkonto w fundacji "Lepsze Dni": BRE BANK 20 1140 1140 0000 2121 1000 1019 Fundacja LEPSZE DNI" ul. Częstochowska 51 54-031 Wrocław

Numer KRS gdzie można odprowadzić 1% podatku z PIT: Fundacja "Lepsze Dni" KRS 0000326747 koniecznie z dopiskiem "Jakub Piśmienny"

Przeczytaj również: "Biegiem Przez Świat - Highway to Hel czyli polowanie na raka"

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.