[go: up one dir, main page]

Siatkówka. Piotr Gacek: Pojawiły się pomysły na współpracę z reprezentacją poza strukturą zawodniczą

- Rozmawiałem z Fefe w czasie Pucharu Polski - zapytał mnie, czy nie chciałbym ponownie zagrać w reprezentacji. Z kadrą pożegnałem się jednak w Japonii. Mimo to rozmowa z trenerem była bardzo fajna i pojawiły się w niej pomysły na współpracę z reprezentacją poza strukturą zawodniczą - przy okazji zakończenia kariery zawodniczej powiedział Sport.pl libero Lotosu Trefla Gdańsk, Piotr Gacek.

15 sezonów spędzonych w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce, wiele medali zarówno imprez klubowych, jak i reprezentacyjnych - kariera Piotra Gacka obfitowała w sukcesy. Tuż przed finiszem sezonu 2016/2017 libero grającego o 7. miejsce w PlusLidze Lotosu Trefla Gdańsk ogłosił zakończenie swojej przygody z siatkówką i rozpoczęcie nowego etapu w życiu. Od sportu nie zamierza jednak uciekać.

15 lat w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce minęło jak jeden dzień?

Piotr Gacek : - Aż tak szybko nie, ponieważ 15 lat to naprawdę kawał czasu! Kiedy patrzę jednak na moment, w którym rozpoczynałem siatkarską karierę, widzę, że wszystko minęło mi bardzo szybko. Wydaje mi się, że każdy człowiek, który kończy długi i ważny etap swojego życia, ma podobne refleksje.

Przez 15 lat grania na wysokim poziomie siatkówką można się przejeść?

- Chyba każdy sportowiec przyzna, że są takie momenty. Mimo to kocha się uprawianą przez siebie dyscyplinę i prawdopodobnie nie spotka się grającego w klubie i reprezentacji zawodnika, który powie, że robi to na siłę. To jest wielka pasja, ale kiedy przez kilka lat liga zaczyna się przeplatać z kadrą, czasami ma się dość. Bardziej doświadczonym zawodnikom lekki przesyt nie jest obcy, choć siatkówką przejada się tylko na chwilę - później człowiek budzi się rano i znów ma wielką ochotę na to, by pójść na trening.

Mecze w tym sezonie musiały być dla pana sentymentalną podróżą. W wiele miejsc jeździł pan po raz ostatni.

- Cały sezon jest dla mnie sentymentalny. Nie liczyłem, że do części miejsc kiedykolwiek wrócę jako zawodnik! Wyjątkowy był dla mnie mecz w Pucharze Polski z zespołem z Nysy, ponieważ jest to moje miasto rodzinne i to właśnie w nim rozpoczynałem przygodę z siatkówką najwyższej klasy. Po raz ostatni grałem tam czternaście lat temu, więc powrót do "nyskiego kotła" z pewnością zapamiętam na długo! Poza tym miałem okazję wyjść na parkiet katowickiego Spodka, który jest dla mnie jednym z najważniejszych miejsc w karierze i już sama obecność w tej hali przywołała wiele wspomnień. Moim ostatnim wyjazdem będzie natomiast mecz w Radomiu, który również będzie szczególny, bo zamknie pewien etap.

Nie jest pan zawiedziony, że w swoim ostatnim sezonie bogatej w medale kariery nie gra pan o triumf w lidze?

- Podjęcie decyzji o zakończeniu kariery było procesem i myślałem o tym od początku sezonu. Przed nim przygotowywaliśmy się do walki o najwyższe cele, ale rozgrywki trochę nas rozczarowały. Pokazało nam to, że liga jest wyrównana, i że powiększenie jej zrobiło swoje - jesteśmy w połowie tabeli. Nie jest źle, bo prawda jest taka, że my po prostu graliśmy siatkówkę na 7. miejsce!

W czasie trwania rozgrywek koncentrowałem się na każdym kolejnym meczu i treningu, nie martwiąc się o to, że nie gramy o medale. Mimo tego, że przyzwyczaiłem się do walki w czołówce, to paradoksem jest, że zarówno początek jak i koniec mojej profesjonalnej kariery odbył się bez gry o medale.

Był jakiś konkretny moment, w którym powiedział pan: koniec, nie będę już grał?

- Było ich wiele. Wydaje mi się, że tym ostatecznym była chwila, w której prowadziłem kolejną rozmowę o przyszłości z moją małżonką. Stwierdziłem wtedy, że kończę z siatkówką i wracamy do domu.

Domu?

- Do Częstochowy.

Z nią chce pan związać zawodową przyszłość?

- Nie, Częstochowa nie jest moim planem na przyszłość. Jest nim zajęcie mocno powiązane ze sportem. Chciałabym zostawić to jeszcze na chwilę dla siebie, bym miał czas do poukładania wszystkiego na spokojnie.

Łatwiej kończyć karierę klubową, kiedy wcześniej świadomie zakończyło się reprezentacyjną?

- Mój przyjaciel Bartosz Heller dość humorystycznie skomentował zakończenie kariery na Twitterze, pytając jak mogę to robić, skoro dostałem powołanie do reprezentacji. Jest to pewien paradoks! Wydaje mi się jednak, że moja obecność w kadrze dość szybko zostanie zweryfikowana - dla mnie ten etap bardzo świadomie skończył się w zeszłym roku. Naturalną koleją rzeczy było to, że zakończę również pracę w klubie.

Cieszę się z tego, że do końca mogłem grać na najwyższym poziomie. Nie obrażając ani nie oceniając nikogo - doceniam to, że nie musiałem szukać siatkówki w niższych ligach, bo nie taki cel na koniec sobie postawiłem. Nie wyobrażałem sobie żyć inaczej i iść z sobą na kompromisy. To ja podjąłem decyzję o zakończeniu przygody z siatkówką i nie zrobiły tego zdrowie czy urazy.

Gdyby Ferdinando De Giorgi powiedział, że ma plan i wraca pan do gry w kadrze, to zmieniłby pan decyzję?

- Rozmawiałem z Fefe w czasie Pucharu Polski - zapytał mnie, czy nie chciałbym ponownie zagrać w reprezentacji. Z kadrą pożegnałem się jednak w Japonii. Zrobiłem to z pełną świadomością, że skoro mówię "a", to powinienem powiedzieć i "b". Powrót do drużyny narodowej nie byłby w porządku zarówno w stosunku do moich kolegów, jak i do samego siebie. Mimo to rozmowa z trenerem była bardzo fajna i pojawiły się w niej pomysły na współpracę z reprezentacją poza strukturą zawodniczą. To raczej jednak melodia przyszłości.

Nie myślał pan o tym, by wzorem Pawła Zagumnego czy Krzysztofa Ignaczaka zakończyć karierę z "pompą"?

- Będę miał wyjątkowe zakończenie kariery, ponieważ bardzo ambicjonalnie podeszła do niego moja żona, która zawodowo zajmuje się organizacją eventów. Jestem pewny, że stanie na wyżynach swoich umiejętności i przygotuje wszystko tak, jak powinno być. Ponoć będzie to impreza moich marzeń, więc jestem bardzo podekscytowany! Odbędzie się ona podczas tegorocznych mistrzostw Europy, ale na pewno nie będzie meczem. Ostatnie spotkanie rozegram 13 kwietnia w Ergo Arenie.

Obawia się pan "życia po życiu"?

- Nie, nie obawiam się, wręcz nie mogę się doczekać! Jestem bardzo podekscytowany, ponieważ to, czym się zajmę, towarzyszy mi już przez jakiś czas i wyzwala we mnie wiele pozytywnych emocji, w tym adrenalinę. Czuję się w tym na tyle dobrze i swobodnie, że zakończenie kariery nie wydaje się aż tak trudne. Mogę zdradzić, że będę patrzył na sport z innej strony, na pewno jednak na ten moment nie zajmę się trenerką.

Niestraszne jest przejście z codzienności, w której było się z doskoku, do codzienności na pełny etat?

- Wszystko staram sobie ułożyć tak, żeby przeskok był jak najmniejszy i łagodny. Jeśli bałbym się wyjść na parkiet i grać, to nigdy nie zaszedłbym daleko. Z nowym planem na życie jest podobnie.

Czuje pan spokój?

- Przed konferencją prasową czułem zdenerwowanie, a po niej było dziwnie. Zdawałem sobie sprawę z tego, że wszyscy już wszystko wiedzą i nie ma odwrotu. W tym momencie czuję jednak ulgę i spokój. Cieszę się wizją przyszłości.

Więcej o: