- Hej, słuchajcie! Ja chcę wygrać tego seta! - krzyknął Nikola Grbić do polskich siatkarzy przy stanie 12:18 w trzecim secie. - Możemy to zrobić - przekonywał trener. I powtarzał, że trzeba ryzykować zagrywką. I zdobywać dwa punkty na każdy jeden punkt Niemców. Niestety, słuchać nasi siatkarze słuchali, ale zrobić tym razem nie potrafili.
Jest dopiero połowa maja, do igrzysk olimpijskich w Paryżu zostały ponad dwa miesiące. Przed naszą kadrą - faworytem do medalu, nawet złotego - mnóstwo pracy. To był tylko pierwszy mecz, test po pierwszych treningach. Jeszcze w niepełnym składzie. Bardzo niepełnym.
Ale skoro na parkiet katowickiego Spodka w podstawowym składzie naszej drużyny wyszli m.in. utytułowani Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk, Bartosz Bednorz i Grzegorz Łomacz, a z nimi mający już m.in. srebro mistrzostw świata Mateusz Poręba, to kibice mieli prawo oczekiwać niezłej gry.
Co warte podkreślenia - na trybunach było siedem-osiem tysięcy ludzi. To jest imponujący wynik jak na okoliczności. To był tylko sparing, grany w środku tygodnia, o godzinie 17, a więc dla wielu jeszcze wcale nie po pracy, a w każdym razie nie w porze na tyle komfortowej, żeby na mecz spokojnie dojechać. Ale kibice dojechali, bo dojeżdżają zawsze. Siatkarze oczywiście też dojeżdżają - na takie zainteresowanie absolutnie zapracowali. W ubiegłym roku wygrali przecież wszystko: Ligę Narodów, mistrzostwa Europy i olimpijskie kwalifikacje. A że teraz przegrali pierwszy mecz w sezonie olimpijskim? Nic się nie stało, naprawdę.
Tak, w tym pierwszym występie w 2024 roku siatkówką nasi gracze bawili się tylko czasami, a generalnie raczej się męczyli. Ale to normalne wtedy, kiedy jest się w mocnym treningu. Tak, trener Grbić denerwował się, gdy drużynie nie szło. A jeszcze bardziej złościł się wtedy, gdy drużyna nie brała sobie do serca jego rad i próśb. Czasami wyrażanych naprawdę stanowczo. Ale na pewno ten doświadczony szkoleniowiec nie będzie darł szat. Nawet jeśli chwilami wyglądał tak, jakby z trudem się przed tym powstrzymywał.
W pierwszym secie bolało przegranie aż czterech akcji z rzędu od stanu 23:21 do końca. W drugim secie bolało roztrwonienie prowadzenia 13:9. Gdy Niemcy wyrównali, Grbić nie wytrzymał - poprosił o czas i krzykiem pytał: "Wiecie, gdzie jest różnica?" i od razu odpowiadał: "W serwisie! W serwisie!". Po chwili Moritz Reichert posłał na naszą stronę kolejnego asa, na potwierdzenie słów Grbicia. Ale naszych siatkarzy ryk Grbicia naprawdę obudził - od 13:14 wygrywali niemal wszystko i seta skończyli wynikiem 25:16.
W tej jedynej wygranej partii ciągnącego atak Semeniuka (9/16 po dwóch setach) i Porębę (5/6) wsparł Bednorz (w pierwszym secie miał zapis tylko 1/5, w drugim już 3/5). Do tego Semeniuk i Poręba dorzucili po asie, a ten drugi dodał jeszcze trzy punktowe bloki tylko w drugiej partii.
Wydawało się, że Grbić na dobre obudził swoich graczy, ale szybko zobaczyliśmy, że ich jeszcze nie stać na równe, dobre granie na dłuższym dystansie. Dotyczyło to zwłaszcza dyspozycji serwisowej. Krzyki Grbicia przy wyniku 1:1 i 12:18 mówiły wszystko. On zachęcał swoich zawodników do ryzyka. A Winiarski w tym samym czasie spokojnie obserwował, jak jego gracze ryzykują i wygrywają. 25:16 dla Niemców w trzeciej parti było ich mocną odpowiedzią na nasze 25:16 z drugiego seta. Przy wyniku 2:1 w setach Maase i Reichert mieli po trzy asy, a cała Polska - dwa. W tym elemencie przegrywaliśmy aż 2:9 (na koniec było 3:12). I było widać, że to się raczej nie odmieni tylko dlatego, że Grbić bardzo by chciał.
Nie odmieniło się i to, że Niemcy grali z bardzo dużą pewnością siebie. Zachowali ją nawet gdy w czwartym secie przegrywali 19:23. Wtedy najpierw doprowadzili do gry na przewagi, a następnie świetnie ją wytrzymali.
Niemcy wyglądali tak, jakby mieli więcej świeżości od Polaków. Po ich stronie widać było też jakość. Ten zespół zyskał wiele dzięki Winiarskiemu. W ubiegłym roku legenda naszej kadry sensacyjnie wprowadziła tę drużynę na igrzyska. Niemcy okazali się najlepsi na turnieju eliminacyjnym w Rio de Janeiro, gdzie rywalizowali m.in. z Brazylią i Włochami. Winiarski to młody trener, który świetnie zaprezentował się też w PlusLidze, gdzie z Aluronem CMC Wartą Zawiercie zdobył wicemistrzostwo i Puchar Polski.
W Winiarskim widzimy naturalnego kandydata na trenera Polski po Grbiciu. Idealnie byłoby oglądać taką zmianę po udanych igrzyskach dla obu kadr, które właśnie mierzyły się w Katowicach. W piątek Polacy zmierzą się z Ukrainą w Sosnowcu (godzina 18.00 - relacja na żywo na Sport.pl, transmisja w Polsacie Sport).