Zanim polscy siatkarze zagrają swój mecz z Tunezją o awans do ćwierćfinału walczył inny Polak na mistrzostwach świata - Michał Winiarski. Jego kadra Niemiec miała jednak przeciwko sobie rywala, którego wyrzucenie z turnieju okazało się niemożliwe. Słoweńcy, choć w sobotę bardziej interesował ich EuroBasket i popisy Luki Doncicia, wypełnili Arenę Stozice w Lublanie i na koniec mogli się cieszyć zwycięstwem kadry trenera Gheorghe Cretu - 3:1 (25:18, 25:19, 21:25, 25:22).
Dwa pierwszy sety to koszmar Niemców. W pierwszej partii rywale odjechali im już od stanu 9:9 do 15:10. Potem utrzymywali i powiększali przewagę przy niemal bezradnej drużynie Michała Winiarskiego. Skończyło się na wyniku 25:18 i pewnej wygranej gospodarzy. Po zmianie stron trener Winiarski mógł mieć deja vu - ze stanu 12:10 dla Słoweńców zrobiło się 17:12 i choć Niemcy próbowali jeszcze odrabiać straty to ostateczna przewaga Niemców była jeszcze większa - sześciopunktowa (25:19).
Niemcy nie chcieli jednak odpaść z fazy play-off bez walki. I w trzecim secie poprawili niemal wszystko. Zagrywkę, zatrzymywanie Słoweńców blokiem, a nawet atak. Byli lepsi - prowadzili 6:2, 18:16 i 22:19, żeby wygrać do 21. Niestety dla nich, już kilkadziesiąt minut później okazało się, że ich przygoda z turniejem się skończy. Drużynie trenera Gheorghe Cretu, który szalał przy linii bocznej wystarczyło zbudowanie pięciu punktów przewagi przy stanie 14:9. Świetną grą, jak przez całe spotkanie, popisywali się Rok Mozić i Jan Kozamernik. Niemcy próbowali jeszcze docisnąć współgospodarzy MŚ, ale starczyło im tylko na zniwelowanie różnicy do jednego punktu (23:22). Przy jednym z błędów swoich zawodników Michał Winiarski tylko wściekle podskoczył. Chwilę później był już tylko zamyślony i sfrustrowany stratą szansy, na którą pracował ze swoim zespołem cały sezon. Słoweńcy wygrali 25:22 i 3:1, a Arena Stozice w Lublanie rozpoczęła świętowanie.
Awans do ćwierćfinału oznacza dla nich najlepszy wynik w historii występów na MŚ siatkarzy po dwunastym miejscu w czasie debiutu w 2018 roku. Ale oni mają ochotę na więcej. Chcą przyjechać do Katowic na półfinał, a najlepiej i finał rozgrywek. - Nie widziałem tej generacji grającej tak dobrze od lat. Być może to najlepsza słoweńska kadra w historii - mówił Sport.pl dziennikarz radia Val 202, Bostjan Rebersak.
Dla Michała Winiarskiego pierwsze mistrzostwa świata w roli trenera kończą się z dorobkiem trzech porażek i tylko jednego zwycięstwa. Jednak właśnie przez tę jedną wygraną został trzecim polskim szkoleniowcem, który wygrał mecz z zagranicznym zespołem na tej imprezie po Grzegorzu Rysiu i Benedykcie Krysiku. - Nie wiedziałem o tym, ale traktuję to jako miłą ciekawostkę - mówił nam jeszcze przed meczem z Niemcami Winiarski. - W moim zespole jest 12 debiutantów w mistrzostwach świata. Uważam, że w pierwszym meczu z Francuzami zagraliśmy naprawdę dobrą siatkówkę. Jeśli grasz z mistrzami olimpijskimi i masz w dwóch setach wysoką przewagę to znaczy, że poziom gry jest dobry. Niestety zabrakło nam doświadczenia i chłodnej głowy. To nie Francuzi wygrali te sety, tylko my przegraliśmy. Nie skończyliśmy czterech ataków na pojedynczym bloku. Wkradła się nerwowość i jeśli nie wykorzystujesz tych sytuacji z tak dobrą drużyną, to nie masz prawa wygrać. - ocenił szkoleniowiec.
- Mecz z Kamerunem był już lepszy i pewniejszy w naszym wykonaniu. Zagraliśmy natomiast bardzo słabe pierwsze spotkanie z gospodarzami. Byliśmy bardzo spięci i na pewno nie był to nasz dzień. Swoją lekcję dostaliśmy - dodał Winiarski. W 1/8 finału MŚ miał nadzieję zrewanżować się Słoweńcom. - Chciałbym, żebyśmy wykorzystali doświadczenie, które zdobyliśmy w pierwszym meczu z gospodarzami. Atmosfera tego spotkania nie pozwoliła nam nawet w części pokazać tego, co potrafimy. Teraz dostaliśmy kolejną szansę i nie mamy nic do stracenia. Słoweńcy naprawdę grają u siebie bardzo dobrze. Każdy turniej ma jednak swoją historię i dla nas jest ona cały czas otwarta. Wyszliśmy z bardzo ciężkiej grupy i teraz już nie liczy się to, co było, a to, co będzie. To jest piękno grania w systemie pucharowym - wskazywał Polak. Niestety, jego drużyna odczuła nie piękno, a brutalność specyfiki mistrzostw świata.
Dla Winiarskiego tegoroczny mundial był pierwszym od 2014 roku, kiedy jako kapitan polskiej kadry podnosił trofeum za zdobycie mistrzostwa świata. - W innej roli wyglądają trochę inaczej. Dalej jednak to bardzo ekscytujące wydarzenie - wskazał Winiarski. W 1/8 finału mógł zagrać z Polakami, ale bardziej przejmował się tym, czy system turnieju w ogóle pozwoli jego drużynie na grę w play-offach. - To było dla mnie najważniejsze. Oczywiście w wolnych chwilach podglądałem, jak idzie Polakom, ale nie mam ich dużo. Wszystkie mecze były pokazywane w słoweńskiej telewizji. Wnioski są takie, że często w takim turnieju decyduje dyspozycja dnia. Polska kadra prezentuje się znakomicie. W innych spotkaniach widzieliśmy jednak różne zaskakujące rezultaty. To wszystko pokazuje, że trzeba zawsze wierzyć do samego końca w zwycięstwo. Przewagę mają oczywiście zespoły doświadczone, które potrafią grać swoją siatkówkę w meczach o stawkę - ocenił Michał Winiarski.
Sam Winiarski jeszcze przed meczem o wejście do ćwierćfinału mówił, że jest zadowolony ze swojej decyzji o objęciu niemieckiej drużyny. - Doświadczenie i emocje, które towarzyszą w takiej imprezie są nieocenione. Poza tym mam grupę zawodników, z którą świetnie się pracuję. Żałuje tylko tego, że w Lidze Narodów nie miałem przez dwa miesiące wszystkich zawodników, bo wtedy byłoby zdecydowanie więcej czasu na zgranie - podsumował.
Teraz Winiarskiemu pozostanie wyciągnięcie wniosków z mundialu i pewnie kibicowanie polskiej kadrze. Słoweńcy z nią mogą się na szczęście spotkać dopiero w finale MŚ. Choć widać, że ich gra nie jest jeszcze pozbawiona błędów, to nie najlepsza wiadomość dla ich przyszłych rywali: bo forma na takich turniejach w wielu przypadkach tylko rośnie.
Wielu zastanawiało się, dlaczego Słoweńcy pozwolili sobie na tak wczesną godzinę spotkania, a lepszą i teoretycznie "bardziej telewizyjną" oddali Włochom, którzy o 21:15 zagrają z Kubańczykami. To proste: chcieli mieć podwójne święto. Pod Areną Stozice w Lublanie stworzono strefę kibica, gdzie o 20:30 większość oglądających mecz z Niemcami zbierze się zapewne, żeby oglądać mecz sportowego bohatera narodowego Słoweńców, ważniejszego od siatkarzy - Luki Doncicia. Wtedy pod jego wodzą w Lanxess Arenie w Kolonii, słoweńcy koszykarze zagrają z Węgrami podczas mistrzostw Europy. I organizatorzy strefy kibica chcą, żeby atmosfera była co najmniej równa tej, przy której siatkarze awansowali do ćwierćfinału MŚ.