Aż 120 tys. osób zatrudniał w zeszłym roku Gazprom w spółkach, które nie mają nic wspólnego z energetyką. Jak w przedsiębiorstwach realnego socjalizmu dwie piąte pracowników kontrolowanego przez państwo gazowego koncernu pracuje w firmach, które zajmują się na przykład produkcją porcelany, szyciem ubrań, wyrobem okien, budową domów, hodowlą drobiu, świń i ryb. Coraz bardziej rozrasta się też medialne imperium gazowego potentata. W zeszłym roku na płace dla pracowników spółek nie związanych z energetyką Gazprom wydał 1,5 mld dolarów, ponosząc przy tym 276 mln dolarów strat - twierdzi Vadim Kleiner z Hermitage Fund. To zachodni fundusz inwestycyjny, który jest akcjonariuszem Gazpromu. Fundusz wskazuje też, że w trzech pierwszych kwartałach zeszłego roku strumień pieniędzy w Gazpromie spadł o 46 proc., a zysk netto - o 1,5 proc. Działo się tak mimo rosnącego eksportu Gazpromu i wzrostu o jedną trzecią cen eksportowanego gazu. Kiepskie wyniki wyjaśniać mogą rosnące koszty w tym okresie. Na przykład wydatki na płace dla pracowników Gazpromu wzrosły aż o 1 mld dolarów. Ceny rur kupowanych przez Gazprom na Ukrainie wzrosły tylko o 1 proc., ale koszty zakupu tych rur podskoczyły aż o 35 proc. Różnica trafiła do kieszeni pośredników. Alarmująco zabrzmiała ostatnia zapowiedź Gazpromu, że w tym roku na sprzedaży gazu w Rosji poniżej kosztów produkcji koncern straci 1 mld dolarów, pięć razy więcej niż w 2004 r.