16 marca Marta Kołnacka napisała na swoim Facebooku, jak przebiegła izolacja zespołu warszawskiej karetki gdy u pacjenta zaczęto podejrzewać zakażenie koronawirusem. "Czekamy na wyniki naszego pacjenta, który zataił informację lub dyspozytor nie zapytał go o możliwe zakażenie koronawirusem". Post pojawił się po tym, jak ratownicy już 18 godzin czekali w karetce na wyniki badań.
"Mamy czekać te 18h w karetce.... od 5h NIKT nie przyszedł zapytać Nas o to czy mamy co jeść i pić... wyznaczono Nam toaletę w budynku gdzie może skorzystać z toalety - warunki KRYTYCZNE... Gdyby nie nasi koledzy którzy zaoferowali pomoc w dostarczeniu jedzenia i picia to było by krucho. BARDZO WAM DZIĘKUJEMY! Jesteśmy traktowani jak BYDŁO. Mamy karetkę, gdzie mamy być do 8 rano. Pozostawieni sami sobie" - napisała ratowniczka na swoim profilu. Kobieta zaapelowała do pacjentów, by nie zatajać informacji o możliwym zakażeniu koronawirusem.
Na koniec ratowniczka napisała jeszcze: "Dyrektorze, traktuj nas jak ludzi, a nie gówno. Jak tak dalej pójdzie, nie będzie komu wsiadać do karetek, bo nikt nie będzie chciał w takich warunkach pracować". Następnego dnia wieczorem kobieta napisała, że po 34 godzinach ratownicy otrzymali wyniki i pozwolono im wrócić do domów.
Kilka godzin temu na profilu ratowniczki pojawiło się zdjęcie, na którym kobieta informuje, że została zwolniona z pracy. "Dziś odebrałam pismo listowne że, dnia 24.03 została rozwiązana ze mną umowa z miesięcznym okresem wypowiedzenia przez pogotowie. Bardzo Wszystkim dziękuję za miło spędzone prawie 7 lat" - napisała Marta Kołnacka. W rozmowie z tvnwarszawa.pl kobieta powiedziała, że pracowała na kontrakcie, więc można było zwolnić ją bez podania przyczyny.
- Spodziewałam się, że dostanę wypowiedzenie. Po moim wpisie media zainteresowały się naszym tematem, pan dyrektor musiał odpowiadać na niewygodne pytania. Czułam, że mi podziękują, ale nie spodziewałam się, że w okresie epidemii, kiedy naprawdę nie ma rąk do pracy w pogotowiu - przyznała ratowniczka.
- Chodzi o ocenę pracy pani Marty. Cały czas przyglądamy się naszym pracownikom, czy wszystkie obowiązujące procedury są przestrzegane i praca ratowników zostaje poddana weryfikacji. To pismo to efekt dłuższej współpracy, ale nie mogę informować w szczegółach o powodach - tłumaczy tvnwarszawa.pl powody zwolnienia dyrektor warszawskiego pogotowia Karol Bielski. - (...) W tej chwili wielu pracowników wypowiada się na temat pracy w pogotowiu czy ogólnie sytuacji w służbie zdrowia. Nie ma takiego zwyczaju, żeby kogoś z tego powodu szykanować czy zwalniać. Ludzie mają prawo do swobodnych wypowiedzi. My możemy reagować tylko wtedy, gdyby to były jakieś drastycznie nieprawdziwe informacje - dodał dyrektor pogotowia. Karol Bielski przyznał też, że liczba ratowników medycznych nie jest wystarczająca, ale pogotowie "musi dbać o jakość wykonywanych usług niezależnie od tego".