Giganci z branży paliw kopalnych - w tym producenci ropy naftowej - od co najmniej kilku lat starają się przekonywać, że nie są źródłem problemu, a częścią rozwiązania kryzysu klimatycznego. Ich inwestycje w zielone źródła energii i alternatywne paliwa miałyby być tym, co pozwoli nam ściąć emisje gazów cieplarnianych i powstrzymać katastrofę klimatyczną.
Takie twierdzenia budziły sceptycyzm po stronie m.in. aktywistów klimatycznych. Firmy takie jak amerykański Exxon mają historie manipulacji i działań przeciwko walce ze zmianami klimatu, w tym podważania ustaleń nauki. Teraz widać, że sceptycyzm był uzasadniony: kolejne firmy wycofują się ze złożonych niedawno zielonych obietnic.
Jeden z największych koncernów naftowych na świecie, Shell, zapowiedział wcześniej, że będzie stopniowo zmniejszał swoją produkcję ropy naftowej. Ale w połowie tego roku dyrektor firmy Wael Sawan poinformował, że odchodzi od tego planu i zakłada, że produkcja ropy nie spadnie co najmniej do 2030 roku.
Co więcej, firma zamierza w latach 2023-2035 zainwestować 40 miliardów dolarów w wydobycie ropy i gazu, zaś tylko 10-15 mld w produkty o "niskim śladzie węglowym". Takie plany są w ostrej sprzeczności z tym, co musimy zrobić, żeby zatrzymać zmianę klimatu na umiarkowanie bezpiecznym poziomie. Nie tylko naukowcy i aktywiści, ale też Międzynarodowa Agencja Energetyczna wskazuje, że na świecie nie ma już miejsca do dalszego wydobycia paliw kopalnych.
Agencja opracowała kilka lat temu scenariusz transformacji energetycznej, który pozwoliłby na ścięcie zanieczyszczeń i zatrzymanie globalnego ocieplenia w okolicy 1,5 stopnia Celsjusza - co jest uznawane za umiarkowanie bezpieczny poziom (choć wciąż oznacza negatywne konsekwencje). W tym scenariuszu nie ma miejsca na żadne nowe inwestycje w wydobycie ropy i gazu ponad to, co zostało już zaplanowane do (do 2021 roku). Tymczasem Shell nie tylko planuje dalej inwestować w ropę i gaz - chce wydawać na to kilkukrotnie więcej niż na czyste źródła energii.
Jak opisuje "The Guardian", Sawan, który został szefem koncernu w ubiegłym roku, oświadczył, że zamierza skupiać się na zapewnianiu zysków udziałowcom i "wynagradzaniu ich teraz i w przyszłości". Choć twierdzi, że chce obniżać szkodliwe emisje, za które odpowiada Shell, to jednocześnie mówi, że "ropa i gaz będą potrzebne" w "długiej perspektywie". Firma stwierdziła do tego, że cele zmniejszenia śladu węglowego zrealizowała, bo... sprzedała swoje udziały w polu naftowym w Teksasie, przez co jej produkcja ropy spadła w momencie transakcji w 2019 roku.
To kolejny koncern, który rakiem wycofuje się z zielonych obietnic. Wcześniej w tym roku BP zmniejszyło wcześniejsze plany ścinania emisji gazów cieplarnianych. Firma obiecała, że do końca tej dekady zredukuje je o 35-40 proc., ale w lutym oświadczyła, że jej obecny cel to jedynie 20-30 proc. W kwietniu podobną decyzję podjął francuski koncern Total.
Zapowiedziała także, że będzie inwestować w wydobycie ropy i gazu, żeby "odpowiedzieć na popyt". Związany z rosyjską inwazją na Ukrainę kryzys energetyczny dał takim koncernom potężnych argument "zapewniania bezpieczeństwa energetycznego". A także gigantyczne zyski, gdy wszyscy płacimy wysokie rachunki za paliwo i energię. BP podwoiło swoje zyski w 2022 roku do poziomu prawie 28 miliardów dolarów (115 mld zł).
Zyski liczą nie tylko firmy z Zachodu, ale też (często państwowe) koncerny z innych części świata. I one też nie zamierzają szybko zmniejszać swojej produkcji, choć Światowa Agencja Energetyczna przewiduje, że w ciągu najbliższych lat osiągniemy szczyt zapotrzebowania na ropę i będzie ono już tylko spadać.
Saudyjski państwowy koncern Aramco - największa firma naftowa na świecie - chętnie mówi o ekologii i ochronie środowiska. Jednak jak opisywał "New York Times" Saudowie pracują nad tym, by jak najdłużej czerpać zyski z ropy i opóźniać odchodzenie przez świat od paliw kopalnych.
W tym roku firmy naftowe z Półwyspu Arabskiego mogą odegrać szczególną rolę na... szczycie klimatycznym. Co roku przedstawiciele państw świata zbierają się na szczytach klimatycznych (COP), żeby decydować ws. dalszych działań wobec zmiany klimatu. Ostatni taki szczyt odbył się w Egipcie i już wtedy zwracano uwagę, że liczba lobbystów firm z branży paliw kopalnych była większa od delegacji niemal jakiegokolwiek kraju. A przedstawiciele Arabii Saudyjskiej walczyli o to, by w decyzji szczytu nie było mowy o odchodzeniu od ropy. W tym roku aktywiści ostrzegają wręcz przed "zagarnięciem" szczytu przez branżę paliwową. Szczyt odbędzie się w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, które są dużym producentem ropy i gazu. A przewodniczącym konferencji COP28 będzie Sułtan al-Dżaber, szef Abu Dhabi National Oil Corporation. Jego kandydatura i niektóre wypowiedzi były ostro krytykowane. Żeby ograniczyć wpływ lobbystów naftowych na szczyt, od tego roku ma być wprowadzona zasada, zgodnie z którą będą musieli zarejestrować się jako przedstawiciele branży paliw kopalnych.
Znany z ostrych wypowiedzi nt. zmiany klimatu i naszego lekceważenia problemu, szef ONZ António Guterres uderzył w firmy paliwowe. Sekretarz Generalny wypowiedział się po zakończeniu wstępnych rozmów przygotowujących jesienny szczyt klimatyczny, informuje AP.
- W ubiegłym roku producenci ropy i gazu uzyskali 4 biliony dodatkowych zysków. Ale na każdego dolara zainwestowanego w wiercenie po ropę i gaz przypadają tylko 4 ceny na inwestycje w czyste źródła energii i pochłanianie dwutlenku węgla - podkreślił i porównał to "przehandlowania przyszłości za 30 srebrników". Nazwał ich działania "zdradą" i dodał, że są "nie do pogodzenia z przetrwaniem ludzkości".
Jednocześnie zaapelował do branży, przy przedstawiła realny plan zielonej transformacji, by sama przetrwała i mogła czerpać zyski z czystych źródeł energii.