Nie da się już uniknąć scenariusza, w którym Ocean Arktyczny będzie okresowo praktycznie zupełnie wolny od lodu - ustalili naukowcy. Zasięg lodu, który pokrywa ocean na biegunie północnym, zmienia się wraz z porami roku. Największy obszar pokrywa na koniec zimy, by później zmniejszać się i sięgać minimum we wrześniu. Część lodu morskiego - który można nazwać "wiecznym" lodem - nie znika wcale w ciągu roku. A przynajmniej tak było do tej pory w normalnym klimacie.
Naukowcy już wcześniej przewidywali, że jeśli dalej będziemy emitować dużo gazów cieplarnianych i temperatura Ziemi przekroczy bezpieczne granice, to latem "wieczny" dotychczas lód będzie znikać. Jednak szybkie ścięcie emisji miało dać nadzieję na uniknięcie czarnego scenariusza. Nowe wyliczenia badaczy pokazują, że jest gorzej, niż się spodziewaliśmy. Nawet jeśli zetniemy emisje gazów cieplarnianych błyskawicznie, to i tak jest już za późno na ocalenie lodu Arktyki. Skutki ocieplenia widać już teraz. Pod koniec lat 70. minimalny zasięg lodu wynosił 7,5 mln kilometrów kwadratowych. W roku 2020 było to już zaledwie 3,8 mln. Różnicę widać na tej grafice NASA:
Co więcej, jeśli nie ograniczymy emisji błyskawicznie, to dramatyczna zmiana w Arktyce nadejdzie szybciej, niż się spodziewano. Dotychczas prognozowano, że lód morski zacznie znikać latem w latach 40., ale nowe badanie wskazuje, że już w latach 30. - za kilkanaście lat - Arktyka będzie okresowo wolna od lodu. Jeśli oda nam się szybko obniżyć nasze emisje, to późnimy ten moment do lat 50. XXI wieku. To odroczyłoby negatywne skutki i dało więcej czasu na adaptację. W badaniu wykazano, że za topnienie lodu w 90 proc. odpowiada działalność człowieka.
W ostatnim raporcie Międzyrządowy Panel ds. Zmian Klimatu (IPCC) opisywał, że może udać się nam uniknąć całkowitego roztapiania lodu morskiego w Arktyce, jeśli bardzo szybko ograniczymy emisje gazów cieplarnianych. Nowe badanie pokazuje, że sytuacja jest gorsza, niż dotychczas sądzono.
Praktycznie całkowity zanik lodu morskiego w Arktyce w okresie letnim to jeden z punktów krytycznych zmian klimatu, który dodatkowo będzie napędzał zmianę klimatu. W jaki sposób? Jasny lód w dużej mierze odbija energię słoneczną, działając jak gigantyczne lustro na biegunie Ziemi. Kiedy zniknie, promienie słońca będą padać na ciemne wody oceanu, który zamiast odbijać energię - będzie ją gromadził. To oznacza, że więcej ciepła pozostanie na Ziemi. Będzie to miał też poważne regionalne skutki, ponieważ Arktyka ma ogromny wpływ na pogodę na półkuli północnej.
Autorzy badania wskazują, że utrata lodu morskiego i przyspieszające przez to globalne ocieplenie będzie oznaczać więcej ekstremalnej pogody, fal upałów, pożarów czy powodzi. Konieczne jest zarówno szybkie zatrzymanie ocieplenia, by złagodzić te skutki, jak i przygotowanie się do życia w nowym, groźniejszym klimacie.
Utrata lodu morskiego będzie miała też potężny wpływ na zwierzęta, które żyją w polarnym ekosystemie, jak niedźwiedzie polarne, foki, morsy i inne gatunki.
Niestety jest już za późno, żeby ocalić letni lód morski w Arktyce. My, naukowcy, ostrzegaliśmy przed tym od dziesięcioleci. Teraz widzimy pierwszy ważny element systemów Ziemi, który utracimy z powodu globalnego ocieplenia. Ludzie nie posłuchali naszych ostrzeżeń. To kolejny sygnał alarmowy, który wskazuje, że w kolejnych dekadach spełnią się prognozy dot. zapaści innych systemów Ziemi w nadchodzących dekadach
- tłumaczył prof. Dirk Notz z Uniwersytetu w Hamburgu, współautor badania, w rozmowie z "The Guardian".
W ostatnich latach nie brakowało alarmujących informacji ze świata nauki na temat tego, jak rośnie zagrożenie zmianą klimatu. W tym roku raport IPCC ostrzegał, że - podobnie jak lodowce - błyskawicznie topnieją nasze szanse na "zapewnienie zdatnej do życia planety dla wszystkich ludzi".
Chociaż nauka nie ma wątpliwości co do tego, że człowiek powoduje zmiany klimatu, to nie wszystkie jej aspekty są całkowicie zbadane. A czasem - jak pokazuje przykład nowego badania dotyczącego Arktyki - okazuje się, że nie doszacowujemy tempa zmian i skali zagrożenia.
Utrata lodu morskiego w Arktyce to jeden z tzw. punktów krytycznych klimatu Ziemi. Chodzi o punkty, po których przekroczeniu dochodzi do poważnej zmiany całego systemu i dalszego napędzania ocieplenia. Dalszy wzrost temperatury Ziemi z powodu naszych emisji gazów cieplarnianych może wywołać kolejne punkty krytyczne, jak utrata lodu Grenlandii (i podniesienie poziomu morza) i wysychanie Amazonii (i ogromna emisja gazów cieplarnianych z umierającego lasu), a co za tym idzie - dalsze ocieplenie. Możliwe jest też załamanie kluczowych prądów w oceanach, co zupełnie zmieniłoby klimat wielu części planety. Co więcej, te punkty krytyczne mogą napędzać się wzajemnie. Utrata lodu morskiego i ocieplenie bieguna może przyspieszyć topnienie lodowców Grenlandii i podnoszenie poziomu morza.
Już w 2019 pojawiło się badanie, według którego punkt krytyczny został już przekroczony w lodowcach Antarktydy Zachodniej na biegunie południowym. Jeśli potwierdziłaby się ta hipoteza, oznaczałoby to, że wycofywanie się tzw. linii gruntowej lodowca jest nie do zatrzymania. Jeśli dojdzie do "załamania" tej części Antarktydy, to jest tam dość lodu, by podnieść poziom morza o trzy metry na przestrzeni wieków.
To, co dzieje się w Arktyce, ma duży wpływ na pogodę półkuli północnej, a więc i Polski. "The Guardian" opisuje, że rosną dowody na to, iż ocieplenie w rejonie bieguna północnego osłabia prąd strumieniowy. To, w uproszczeniu, pierścień (lub strumień) bardzo silnych wiatrów na wysokości około 10-12 km, które "krążą" wokół biegunów. Prąd strumieniowy przenosi ogromne masy powietrza, często blokując zimniejsze powietrze wokół bieguna i cieplejsze poza jego obrębem. Słabszy, załamujący się prąd strumieniowy może oznaczać więcej ekstremów pogodowych Europie, Azji i Ameryce Północnej. Co ważne, wpływ zmiany klimatu na prąd strumieniowy nie jest jeszcze do końca zbadany i nie wiemy z całą pewnością, jak zachowa się ten element klimatu.
Badanie opublikowano w serwisie pisma naukowego "Nature Communications". Wśród autorów są m.in. prof. Dirk Notz z Uniwersytetu w Hamburgu oraz prof. Seung-Ki Min z uniwersytetu Pohang w Korei Południowej. Wykazali oni, że modele klimatyczne, na które powołuje się raport IPCC, mogły nie doszacowywać skutków globalnego ocieplenia w Arktyce.