"Zmiany klimatu dotykają nas wszystkich" - pisze FIFA w komunikacie dot. mistrzostw świata w Katarze. Na oficjalnej stronie turnieju są informacje o tym, co zrobiono, żeby był on "zrównoważony" pod względem wpływu na środowisko.
Poza "zielonymi przestrzeniami", transportem publicznym dla kibiców i "zrównoważonym budownictwem", organizatorzy zapewniają też, że turniej jest "neutralny dla klimatu".
To twierdzenie na pierwszy rzut oka budzi wątpliwości. Czy "neutralne dla klimatu" mogą być mistrzostwa świata, na które wybudowano kilka wielkich stadionów i ogromną infrastrukturę; na które wszyscy przylecą samolotami; na których wszystko musi być klimatyzowane - w tym otwarte (!) stadiony, by znieść 30-stopniowy upał? Prosta odpowiedź brzmi: nie.
Zanim przyjrzymy się dokładnie temu, co dokładnie znaczy "neutralny klimatycznie". To termin, który w ostatnich latach jest używany coraz częściej w kontekście państw, przedsiębiorstw czy konkretnych produktów. Teraz większość tego, co robimy jako ludzie, wiąże się z jakąś emisją gazów cieplarnianych - wytwarzanie energii (np. z węgla), produkowanie czegokolwiek dzięki tej energii, transport samochodowy czy lotniczy (paliw z ropy).
Aby zatrzymać zmiany klimatu, wszystkie te emisje muszą spaść do zera. Podstawowym działaniem jest więc zamienienie technologii emitujących CO2 na takie, które są wolne od emisji. A więc np. zamiana elektrowni węglowych na wiatraki i panele słoneczne lub samochodów spalinowych na elektryczne. Czasem taka zamiana jest bardzo trudna lub praktycznie niemożliwa - nie mamy np. elektrycznych samolotów. W takim wypadku można spróbować kompensować emisje - lub offsetować, jak mówi się w żargonie. Czyli jeśli mój lot samolotem emituje tonę dwutlenku węgla, to żeby to skompensować, posadzę drzewa, które pochłoną tonę dwutlenku węgla z atmosfery. Teoretycznie wtedy emisje się wyrównują. Kiedy emisje są w całości kompensowane, mówimy o neutralności klimatycznej.
Na tym opiera się twierdzenie organizatorów mistrzostw. Policzyli oni emisje związane z turniejem oraz zapłacili za to, żeby zostały one skompensowane. Na papierze mamy więc neutralny dla klimatu turniej. Problem w tym, że w przeciwieństwie do ludzi fizyka nie jest podatna na greenwashing, a atmosfery nie obchodzi, co znalazło się w oficjalnych dokumentach - tylko ile CO2 rzeczywiście znajdzie się w atmosferze.
Według raportu organizatorów, całe mistrzostwa spowodują emisję 3,6 milionów ton dwutlenku węgla. Dla porównania elektrownia Turów w ciągu roku emituje ok. 5,5 milionów ton, zasilając 2,3 mln gospodarstw domowych w Polsce.
Zdecydowanie największą częścią emisji - ponad 50 proc. - jest ta związana z transportem. Wliczane są w to emisje z samolotów, którymi m.in. kibice przylecą na turniej do Kataru. 20 proc. będzie emitowane przez budynki do ich zakwaterowania. Niespełna 25 proc. wynika z budowy i obsługi budynków, takich jak nowe (i klimatyzowane) stadiony.
Żeby móc twierdzić, że mundial jest neutralny klimatycznie, organizatorzy musieli zakupić certyfikaty poświadczające o projektach, które doprowadzą do pochłonięcia lub powstrzymania 3,6 milionów ton CO2. Żeby sprawdzić rzetelność ich twierdzenia, trzeba postawić dwa pytania: czy emisje turnieju mieszczą się w tej ilości oraz czy rzeczywiście rzetelnie te emisje kompensują.
Tym liczbom przyjrzała się organizacja Carbon Market Watch, która zajmuje się weryfikowaniem kompensacji emisji CO2. Ich wnioski? Według raportu dane organizatorów "nie odzwierciedlają dokładnie rzeczywistego śladu turnieju" ze względu na wybraną metodologię liczenia. Przykładem są stadiony - emisje z ich budowy zostały podzielone przez spodziewany czas użytkowania. Jednak eksperci podkreślają, że zbudowano je specjalnie na ten turniej. Przyszłe intensywne wykorzystanie ośmiu stadionów w niespełna 3-milionowym państwie jest, delikatnie mówiąc, wątpliwe. Dlatego wg Carbon Market Watch ich ślad węglowy został zaniżony ośmiokrotnie i wynosi nie 0,2, a 1,6 milionów ton CO2.
Nie wzięto pod uwagę także niektórych innych możliwych źródeł, jak emisje z przyszłego utrzymania stadionów.
Sama koncepcja offsetowana emisji jest co najmniej kontrowersyjna - w większości przypadków. Kredyty węglowe sprzedaje się za projekty, które pochłaniają CO2 lub pozwalają unikać emisji. Te pierwsze to np. sadzenie drzew lub - w dużo mniejszej skali ze względu na koszty - bezpośrednie wyciąganie CO2 z powierza. W tym przypadku wątpliwości jest mniej. Jeśli chcemy skompensować 1 tonę CO2, sadzimy odpowiednią ilość drzew i one tyle CO2 wchłaniają. Ale co z unikaniem emisji? Takie offsety finansują np. budowę farm wiatrowych, co np. ogranicza zużycie energii z węgla. To może, w najlepszym wypadku, pomóc uniknąć nowych emisji - ale w żaden sposób nie sprawia, że CO2 znika z powietrza.
Jednak nawet jeśli przyjmiemy, że projekty takie jak budowa energii wiatrowej mogą kompensować emisje, to wciąż muszą one spełniać kilka podstawowych warunków. Zgodnie z dobrymi praktykami offsetowania, aby można mówić o rzetelnych kredytach węglowych, finansowane projekty muszą być dodatkowe (nie może to być projekt, który i tak by powstał) i trwałe (jeśli sadzimy las do pochłaniania CO2, to nie można go za 20 lat wyciąć). Konieczne jest też wykluczenie podwójnego liczenia oraz regularne audyty.
Projekty, które mają zapewnić neutralność klimatyczną mundialu, nie spełniają podstawowych warunków, a niektóre elementy są wręcz absurdalne.
Jak opisuje Carbon Market Watch, specjalnie na turniej zbudowano największą na świecie hodowlę murawy na stadiony. Według organizatorów mundialu to... pomoże obniżyć emisje CO2. Jednak uprawa murawy na pustyni jest wątpliwym sposobem pochłaniania CO2, a przede wszystkim nie przetrwa ona zbyt długo po turnieju.
Większość kompensacji pochodzi z kredytów węglowych. Takie kredyty kupuje się w specjalistycznych organizacjach, a te za pozyskane środki finansują projekty jak budowa paneli fotowoltaicznych czy sadzenie lasu. Organizatorzy mundialu swoje kredyty zakupili w... założonej kilka lat temu w Katarze Światowej Radzie Węglowej (Global Carbon Council). Ma tam zostać zakupione 1,8 mln kredytów, a więc o połowę za mało, by kompensować całe deklarowane emisje.
Carbon Market Watch pisze, że większość zgłoszonych i (nielicznych) zatwierdzonych projektów to budowa odnawialnych źródeł energii podłączonych do sieci. Takie projekty najczęściej nie spełniają podstawowego warunku - nie są dodatkowym sposobem ograniczania emisji. Wiatraki i panele są najtańszymi źródłami energii i atrakcyjnymi inwestycjami, powstają więc bez finansowania np. z kredytów węglowych. Finansowane są więc projekty, które i tak by powstały. W najbardziej uznawanych organizacjach sprzedających kredyty węglowe nie akceptuje się już takich projektów.
Mało tego - jeden z już zatwierdzonych projektów Global Carbon Council dotyczy budowy dziewięciu turbin wiatrowych w Turcji, które... działają już od 2018 roku. Jak opisuje tagesschau.de, zdaniem ekspertów kolejny zatwierdzony projekt - elektrownia wodna w Turcji - sam jest atrakcyjny inwestycyjnie i nie potrzebuje dofinansowania.
Dwa kolejne zatwierdzone projekty - pisze niemiecki serwis - to budowa farm wiatrowych w Serbii. Za oba odpowiada firma Energy Changes. Jej dyrektor Clemens Plöchl jednocześnie zasiada... w radzie Global Carbon Council. Zatem mógłby mieć wpływ na decyzje o dofinansowaniu projektów swojej własnej firmy. W wywiadzie dla niemieckich mediów zapewnił, że wstrzyma się od głosowania w ich sprawie.
Podsumujmy: organizatorzy mistrzostw świata chcą neutralizować wpływ na klimat wątpliwymi kredytami węglowymi; zamierzają kupić 1,8 mln kredytów, podczas gdy deklarowane emisje turnieju to 3,6 mln ton CO2, w rzeczywistości zaś mogą one być dużo większe. To pokazuje, że twierdzenia o "neutralności klimatycznej" mundialu można włożyć między bajki. Przeciwnie - przez budowy, zużycie energii i transport lotniczy może to być jeden z najbardziej emisyjnych turniejów w historii.
Uprawiany przez organizatorów turnieju greenwashing może mieć konsekwencje sięgające dużo dalej niż tylko na sam Katar.
Jak opisuje Bloomberg, utworzona w Katarze organizacja sprzedająca wątpliwej jakości kredyty węglowe rozszerza swoją działalność i może przyczynić się do rozpowszechnienia fałszywej kompensacji emisji.
Cytowany przez serwis Gilles Dufrasne Carbon Market Watch ocenia, że swoimi działaniami Katarczycy nie tylko nie zredukują negatywnych skutków turnieju, ale wręcz zaszkodzą w walce ze zmianami klimatu. - Kredyty węglowe Global Carbon Council w żaden sposób nie zmniejszą globalnych emisji - powiedział i dodał: - To, co oferują, w najlepszym wypadku jest dyletanctwem, a w najgorszym - jasną próbą stworzenia źródła kiepskiej jakości kredytów węglowych w otoczce wiarygodności.
Dufrasne wyjaśnił, że kiedyś finansowanie np. farm wiatrowych z takich kredytów miało sens, bo bez tego nie miałyby szansy powstać. Teraz jednak nie ma takiej potrzeby, bo same w sobie są opłacalne. Zatem kompensowanie emisji w ten sposób jest iluzją. Według inicjatywy Science Based Targets powinno się sprzedawać kredyty związane tylko z projektami, które fizycznie usuwają CO2 z powietrza. Kupując wątpliwe kredyty od katarskiej organizacji (lub innych biorących z niej wzór) organizacje czy firmy mogą twierdzić, że działają na rzecz klimatu (w dobrej wierze lub przez celowy greenwashing), choć w rzeczywistości nic dobrego z tego nie wynika.
Ekspert ds. rynku kredytów węglowych Juerg Fuessler wyjaśnił na łamach Bloomberga, że takie podmioty na rynku kredytów są zagrożeniem, bo odciągają środki i zasoby od projektów, które na serio przyczyniają się do walki ze zmianami klimatu. To może wręcz przyczynić się do jeszcze większych emisji, ze szkodą dla klimatu. Dlatego jego zdaniem potrzebne są dużo ostrzejsze, globalne normy i regulacje, które uniemożliwią wykorzystywanie kredytów węglowych do greenwashingu.