[go: up one dir, main page]

Ścieki w Wiśle? To jeszcze nic. W ponad 90 proc. badanych polskich rzek stan wód jest zły

Maria Mazurek
Mapa oceniająca jakość wód w polskich rzekach wygląda zatrważająco. Niewielki odsetek z nich kwalifikuje się do stanu dobrego. Przytłaczająca większość dostaje od Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska ocenę złą. To nie znaczy, że każdą rzeką płyną bardzo niebezpieczne zanieczyszczenia, ale to już wystarczająco dużo, by zaburzyć ekosystemy. Traci przyroda i tracą ludzie, bo koszty usuwania awarii są ogromne. O ile ich skutki w ogóle uda się usunąć.
Zobacz wideo Minister klimatu Michał Kurtyka gościem Zielonego Poranka

Dziś Piątek dla klimatu - jak co tydzień w Gazeta.pl i next.gazeta.pl piszemy na temat związany z trwającym kryzysem klimatycznym. 

Na tyle uwagi, ile w ostatnich dniach poświęcamy Wiśle w okolicach Warszawy, polskie rzeki na co dzień nie mogą liczyć. Oczywiście, potężna awaria kolektora przesyłającego ścieki do oczyszczalni z dużej części wielkiego miasta i awaryjny zrzut nieczystości do wody na co dzień się nie zdarzają. Szczególnie, jeśli taka poważna awaria ma miejsce drugi raz w ciągu kilkunastu miesięcy. A jak do tego dołożymy emocje polityczne, zainteresowanie tematem staje się jeszcze większe. Warto więc spojrzeć, jaka jest jakość wody w rzekach na terenie całego kraju. Niestety, nie jest to optymistyczny widok. 

Zła woda. Cała Polska na czerwono

Grafika, która ilustruje ten tekst, przedstawia jakość wody w polskich rzekach według badania za 2016 rok. Pochodzi z raportu, który sporządziła Generalna Inspekcja Ochrony Środowiska (GIOŚ). Bada ona rzeki (dzieląc je na tak zwane jednolite części wód powierzchniowych) pod względem stanu ekologicznego i chemicznego, a na koniec dokonuje oceny ogólnej stanu wód. Ten stan ogólny w 2016 roku wyglądał tak:

embed

Kolorem niebieskim oznaczono rzeki, których stan wód został oceniony jako dobry. Na mapie trudno je znaleźć, bo większość z wyróżnionych na niej rzek ma kolor czerwony - płynąca w nich woda ma stan zły. GIOŚ zbadał 2001 jednolitych części wód powierzchniowych rzecznych, w przypadku 1753 był w stanie dokonać oceny. Z tego na 1626 odcinków rzek stwierdzono zły stan wód - to aż 93 proc. wszystkich ocenionych! Jako dobry został oceniony stan 127, w tym zaledwie dwa miały bardzo dobry stan ekologiczny. 

Podobnie wyglądało to w kolejnych latach, 2017 i 2018, z tym, że wtedy badaniem objęto mniejszą powierzchnię rzek (stąd raport za 2016 r. najlepiej oddaje to, co dzieje się w całym kraju). Odsetek zakwalifikowanych jako złe wcale nie był jednak mniejszy. W 2017 roku wyniósł on 99,7 proc., a w 2018 - 99,4 proc.

embed

Dane za 2019 rok GIOŚ ma opublikować w najbliższych tygodniach, ale wszystko wskazuje na to, że będą one podobne do poprzednich. Nie oznacza to, że w każdej z rzek płyną ciężkie związki chemiczne lub że zostały one silnie zanieczyszczone ściekami. Zgodnie z metodologią GIOŚ wystarczy, że poniżej dobrego znajdzie się stan ekologiczny albo chemiczny, a badany obszar automatycznie trafia do kategorii "zły". W 2016 roku spośród 1626 takich "złych" części rzek w przypadku 485 zły stan wód dotyczył obu kategorii. Inspektorat Środowiska w swoim monitoringu bierze też pod uwagę wiele różnych parametrów. Jeśli nawet tylko jeden z nich zostanie przekroczony, stan wody zostanie sklasyfikowany jako zły. To nie uprawnia jednak do optymizmu.

- Zanieczyszczenie jednego rodzaju powoduje utratę przez rzekę możliwości samooczyszczania się w przypadku kolejnego problemu - podkreśla dr Sebastian Szklarek, autor bloga Świat Wody i adiunkt w Europejskim Regionalnym Centrum Ekohydrologii Polskiej Akademii Nauk. 

Wtóruje mu dr Alicja Pawelec z WWF: - Nawet biorąc pod uwagę to, że czasem jeden czynnik decyduje o tym, że stan wody w rzece kwalifikuje się do złego, wyniki raportów GIOŚ są zatrważające. Normą powinno być to, że rzeki mamy tak czyste, że bez obaw można z nich pić wodę. 

Czytaj też: 1200 km wzdłuż Wisły. Mateusz Waligóra chce wytyczyć szlak - i zbadać problemy środowiska i klimatu

Oczyszczalnie nie wystarczają, ciąży historia, uderza globalne ocieplenie

Nie jest tak, że nic się nie zmieniło w ciągu kilkudziesięciu lat transformacji, a szczególnie od kiedy Polska stała się członkiem Unii Europejskiej. Powstawały oczyszczalnie ścieków, wprowadzano bardziej wymagające normy środowiskowe. Dlaczego to nie wystarcza?

- Sytuacja się poprawia, jeżeli chodzi o punktowe źródła zanieczyszczeń. Przepisy unijne, szczególnie dyrektywa ściekowa, spowodowały, że w ostatnich latach inwestowane były spore środki, żeby oczyszczalnie były coraz sprawniejsze i lepiej usuwały zanieczyszczenia. Problemem jest to, że efektywność oczyszczalni monitoruje się za pomocą pięciu parametrów, z czego trzy są ogólne: zawiesina oraz chemiczne i biologiczne zapotrzebowanie na tlen, a dwa konkretne - czyli azot i fosfor. Nie ma informacji, co wypływa z oczyszczalni, jeśli chodzi o inne parametry. Regularny monitoring, prowadzony przez GIOŚ, obejmuje znacznie więcej parametrów - zauważa Sebastian Szklarek. 

Dla małych instalacji badanie wszystkich parametrów wody na wylotach bywa ekonomicznie nie do udźwignięcia. Do tego część oczyszczalni wymaga modernizacji, przydałby się też lepszy nadzór. - Dostajemy coraz więcej sygnałów, że oczyszczalnie albo nie są zmodernizowane, albo nie działają tak, jak powinny, albo nocą spuszczają nieoczyszczone ścieki do wód. Te ostatnie przypadki często zgłaszają nam czy też do GIOŚ i Wód Polskich wędkarze, ewentualnie  informują o nich na swoich grupach w mediach społecznościowych - mówi Alicja Pawelec. Jej zdaniem powinniśmy mieć w Polsce służby, które będą na bieżąco monitorować nie tylko stan wszystkich oczyszczalni, ale także stan techniczny elektrowni i innych instalacji, które mogą wpływać na zanieczyszczenia rzek. A problemy z tej strony też się zdarzają. Przykład? Jesienią ubiegłego roku z powodu awarii z Elektrowni Ostrołęka wyciekły tony oleju turbinowego (od trzech do pięciu). Dużą część udało się wyłapać, ale Narew została zanieczyszczona na długości 35 km. 

Wyciek oleju turbinowego z Elektrowni Ostrołęka do Narwi.
Wyciek oleju turbinowego z Elektrowni Ostrołęka do Narwi. Fot: Wody Polskie

Dlatego potrzebujemy jeszcze wielu inwestycji, by zanieczyszczeń udało się unikać. Najtrudniej jest walczyć z tzw. rozproszonymi źródłami zanieczyszczeń. - To wszystko, co nie trafia do rzek rurą w konkretnym punkcie. Najczęściej rozproszone zanieczyszczenia związane są z rolnictwem, ale to są też mniejsze zrzuty, na przykład z kanalizacji deszczowej, które nie są monitorowane tak regularnie jak oczyszczalnie ścieków, nieczystości z nieszczelnych czy usuwane nielegalnie - wylicza ekspert PAN. O ile można mieć nadzieję, że system kanalizacji będzie się rozwijać, to trudno będzie rozwiązać kwestię nawozów sztucznych w rolnictwie. Stosujemy ich coraz więcej, a niestety nie tylko o te obecne nawozy chodzi. 

Część zanieczyszczeń pochodzi z poprzednich lat. Znajdują się w osadach, głównie jezior i sztucznych zbiorników, ale też wolniej płynących rzek, i z tych osadów są stopniowo uwalniane. W 2018 roku poznaliśmy wyniki badań, które w ramach międzynarodowego projektu Soils2Sea prowadzili naukowcy z AGH. Wnioski są przerażające: nawet jeśli zaczniemy stosować mniej nawozów i bardziej dbać o środowisko, zanieczyszczenia z lat 70. i 80. ubiegłego wieku sprawią, że polskie rzeki oraz Bałtyk będą zanieczyszczone przez jeszcze wiele, może nawet kilkadziesiąt lat. "Wyniki badań skłaniają nas do tego, aby całą Polskę uznać za obszar niebezpieczny, taki czarny punkt na mapie Europy, jeśli chodzi o zanieczyszczenie wód" - mówił szef zespołu polskich badaczy, fizyk środowiska dr Przemysław Wachniew, w rozmowie z serwisem PAP Nauka w Polsce.

To bardzo ponura perspektywa, ale też nie jest to żaden argument za tym, by stan rzek jeszcze bardziej pogarszać. A szkodzimy nie tylko samym rzekom. Ostatecznie wszystko to, co do nich spuścimy, trafia do morza, gdzie eutrofizacja, czyli przeżyźnienie, objawia się m.in. zakwitami sinic oraz strefami martwych wód, pustyniami tlenowymi.

Zobacz wideo "Bałtyk się dusi". Co to oznacza i jakie ma konsekwencje?

Do tego dochodzi jeszcze jeden czynnik, o którym wielu nie lubi słuchać, a który może mieć coraz większe znaczenie: globalne ocieplenie. Dlaczego? Mamy coraz więcej przedłużających się okresów susz, niskiego stanu rzek oraz ciepłych dni. To sprawia, że z jednej strony szkodliwe substancje trafiające do rzek rozcieńczane są w mniejszej ilości wody, a z drugiej, eutrofizacja zachodzi intensywniej. To dlatego w ostatnim czasie coraz częściej słyszymy o skażonych rzekach. I najpoważniejsze problemy wcale nie występują na tych największych. Duże rzeki, takie jak Wisła, mają dobrą zdolność do samooczyszczania się, wartki nurt, pomaga też sama ilość masy wody. 

- Na Wiśle w Warszawie, z powodu awarii kolektora "Czajki", nie ma na razie katastrofy ekologicznej. Prawdziwe katastrofy ekologiczne dzieją się na tych wszystkich mniejszych rzekach, do których notorycznie spuszczane są zanieczyszczenia - zauważa Alicja Pawelec. - Znacznie gorzej było na rzece Barycz w tym roku, gdzie na długości 60 km praktycznie zamarło życie. Nie tylko ryby pływały tam brzuchami do góry, zanieczyszczenia zabiły też bezkręgowce słodkowodne, takie jak raki i małże - dodaje. 

Skażenie rzeki Baryczy, materiały z konferencji Partii Zieloni.
Skażenie rzeki Baryczy, materiały z konferencji Partii Zieloni. Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl

To jeden z bardziej drastycznych przykładów w ostatnim czasie. Tym bardziej przerażający, że Barycz przepływa przez największy rezerwat przyrody w Polsce, Park Krajobrazowy Dolina Baryczy, który jest dużym siedliskiem ptaków. Na szczęście, katastrofy w samym rezerwacie udało się uniknąć, co nie zmienia faktu, że rzeka na wiele dni stała się ściekiem, w którym zdechło przynajmniej kilkaset tysięcy ryb. Rybom w ogóle jest coraz trudniej, zmniejsza się ilość gatunków, przede wszystkim tych, które są na zanieczyszczenia najbardziej wrażliwe, a także struktura składu gatunkowego. Problemy mają między innymi ryby drapieżne, jak sandacz czy pstrąg, których jest coraz mniej. 

Co trzeba zrobić? 

Żeby odpowiedzieć na pytanie, co należy robić, warto uświadomić sobie, w jaki sposób rzeka oczyszcza wodę. Po pierwsze, część substancji, a dokładnie te, które są potrzebne do życia organizmom, jest przez nie wykorzystywana jako pokarm. To na przykład azot i fosfor, które do wody trafiają m.in. z nawozami. Oczywiście, jeśli jest ich bardzo dużo, to rzeczne rośliny i glony nie są w stanie wszystkiego wychwycić. Po drugie, w przypadku innych zanieczyszczeń pomagają bakterie, które rozkładają toksyczne związki na mniej szkodliwe. Po trzecie, to samo robi słońce. W niewielkim stopniu w rzekach działa też oczyszczanie mechaniczne - przez piasek na łachach, zanieczyszczenia osadzają się także na przybrzeżnych roślinach. 

Podstawowa prawidłowość jest taka: - Im bardziej naturalna rzeka, tym funkcje oczyszczania ma lepsze: woda wolniej płynie, ekosystem jest lepiej wykształcony. W prostym, uregulowanym korycie wiele organizmów nie ma szans się zaczepić. W naturalnie meandrującej rzece nie ma tak silnego nurtu, który z koryta te organizmy "wyrywa". W takiej rzece, dzięki temu, że woda wolniej płynie, procesy biologiczne mogą efektywniej zachodzić - zaznacza Sebastian Szklarek. Regulowanie rzek, pogłębianie i betonowanie brzegów naturalne zdolności do samooczyszczania znacznie ogranicza. A do tego nie pomaga w zwalczaniu zarówno suszy, jak i powodzi. Tymczasem około 60 proc. rzek w Polsce to rzeki przekształcone przez człowieka.

Ekspert PAN podsumowuje: - Nie da się poprawić tej sytuacji bez odpowiednich nakładów finansowych na ochronę środowiska. I to nie tylko w dziedzinie wodnej. Cały czas nie widzimy tego, że środowisko dostarcza nam bardzo dużo różnych usług. Często porównuję to do organizmu ludzkiego: jeśli nie zadbamy o swoją kondycję i stan zdrowia, trudniej będzie mierzyć się nam z nagłymi chorobami czy urazami. Zanieczyszczamy środowisko, bo tak jest łatwiej i taniej, a później chcemy skorzystać z kąpieliska w lecie, ale nie możemy, bo są zakwity sinic. Na poprawę jakości zasobów naturalnych wydajemy więcej, niż gdybyśmy od początku o nie zadbali. 

<script type="application/javascript" src="https://wspieram.greenpeace.pl/action/iframe.js" data-version="przyroda-gazeta"></script>
Więcej o: