"Właśnie minął mnie kierowca Uber Eats - Hindus w turbanie - pedałując na rowerze. Czy to, żeby pewna grupa ludzi miała zawiezione jedzenie zamiast pójść samodzielnie do baru lub sklepu, jest tak istotną potrzebą gospodarczą, że chcemy iść w multi-kulti? Czy ta sprawa nie wymaga debaty?" – zapytał wczoraj publicznie Krzysztof Bosak i mimo powszechnego ubawienia warto raz, a porządnie odpowiedzieć na takie pytania.
Czy więc „Hindusi w Uber Eats” wymagają debaty? Owszem, może wymagają debaty. Może rzeczywiście powinniśmy się pochylić nad problemem zagrożenia demograficznego i najniższych stawek godzinowych oraz sposobu, w jaki bezwzględny, wschodnioeuropejski kapitalizm rozwiąże te równanie z dwoma niewiadomymi. Bo przecież wszyscy się spodziewamy, jak je rozwiąże. Widzimy to na przykładzie Ukraińców.
Ale zanim zaczniemy debatować nad stanem demograficznym Polski za pół wieku, pora sobie odpowiedzieć na inne, znacznie bardziej aktualne pytania. Pora zapytać Bosaka jako przedstawiciela środowiska Marszu Niepodległości, nie tylko w imieniu Polaków, ale także tych rozwożących jedzenie Hindusów, w imię bezpieczeństwa nas, naszych dzieci i ich dzieci:
Czemu zamiast pokojowych, pracowitych ludzi, niechby z Kazachstanu czy nowojorskiego Greenpointu, Bosak i jego środowisko zapraszają do Polski byłych terrorystów i neonazistów? Tak, proszę państwa, czemu zapraszają Roberto Fiore, skazanego za uczestnictwo w organizacji terrorystycznej Nuclei Armati Rivoluzionari, która w zamachu terrorystycznym w Bolonii zamordowała 85 osób? Czemu zaprasza ludzi z partii Mariana Kotleby bez skrępowania wychwalającego Adolfa Hitlera i nazizm? Czemu zaprasza Laszlo Toroczkaia, który zdaniem dziennikarzy w 2014 roku miał odczytywać apel poległych żołnierzy Wehrmachtu?
Czemu, idąc z ulicą z dzieckiem, mijany przez tych strasznych Hindusów z Uber Eats, mam się oglądać, czy koledzy Krzysztofa Boska, miłośnicy Waffen SS i ludzi rozrywanych w zamachach, nie zostali czasami znów zaproszeni do stolicy na kiełbaski z grilla? Bo jak rozumiem, model Bosaka to Hindusi „out”, a antysemiccy kumple z Jobbiku i faszyści do Polski „in”?
Gra Bosak od lat rolę „Buźki” w tej swoistej, brunatnej Drużynie A, maskując przy tym kolejne nazistowskie i faszystowskie wtopy, komicznie się od nich odcinając i płaczliwie krzycząc o kolejnej „prowokacji”. I wciąż wszyscy w mainstreamie dają się na to nabierać. Tak jak dawali się nabierać, gdy Bosak straszył sądem osoby retweetujące wpisy ONR i Holochera, gdzie snuto plany o napadach na lewaków i usprawiedliwiano ukrywanie gwałciciela. Tak jak dawali się nabierać, gdy bronił księdza Międlara, że wcale to nie antysemita. I tak jak dają się nabierać na tweety o festiwalu Orle Gniazdo, który zdaniem Bosaka miał tak bardzo nie być neonazistowski, że po aferze Bosak w pośpiechu tweety kasował. Dają się dziennikarze nabierać, a przecież wystarczy przejrzeć listę zaproszonych gości i wywieszonych flag na Marszu Niepodległości, żeby dostrzec, kto z kim, jak i dlaczego. Tyle że nikt o to nie pyta, pytania Bosaka nadal są brane na serio, nadal „Buźkę” Bosaka z „Murdochem” Winnickim i „B.A. Baracusem” Kowalskim (teraz w nowej partii) zaprasza się do mediów i daje się im forum do debaty.
Pytanie: dlaczego, dlaczego - mimo tylu dowodów, że z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa coś jest z tymi ludźmi nie tak - nadal ktoś chce z nimi rozmawiać?
Warto sobie odpowiedzieć na te pytania. Bo gdy nam się to uda, będziemy mogli pytać dalej, tym razem miłościwie nam panujący Episkopat, kiedy zamknie drzwi przed ONR, który wychwala mordercę Asada, a jeden z działaczy organizacji w zdjęciu profilowym wstawił sobie fotkę ukochanego esesmana Hitlera? Kiedy minister Brudziński złapie neonazistów od White Power na Marszu Niepodległości i jak zapewni bezpieczeństwo studentom Uniwersytetu Warszawskiego, z których jeden po licznych pogróżkach został przez neonazistów właśnie brutalnie pobity i doznał wstrząsu mózgu?
Gdy zaś odpowiemy sobie na powyższe pytania i rozwiążemy wszystkie zagadki, będziemy wreszcie mogli się zająć palącym problemem Hindusów pedałujących do nas z jedzeniem.