Tematem piątkowej "Porannej rozmowy Gazeta.pl" były m.in. ostatnie protesty aktywistów, którzy zwracają uwagę społeczeństwa na zmiany klimatyczne. 3 marca aktywistki zakłóciły koncert w Filharmonii Narodowej, a 8 marca oblały czerwoną farbą pomnik Syrenki nad Wisłą w Warszawie.
- Ruch klimatyczny ma już dość długą tradycję i niestety wszystkie działania, które były już podejmowane - w tym społecznie akceptowalne formy, jak petycje czy marsze, demonstracje - nie przyniosły oczekiwanych skutków. Później pandemia bardzo wyciszyła temat i znowu wróciliśmy do ignorowania problemu. Nasze akcje są kontrowersyjne i takie mają być, żeby ten temat wrócił, żeby nie dało się go dłużej ignorować, o nim zapomnieć, żeby pokazać też, że nie będziemy ciągle robić tego, co wiemy, że nie działa, tych rzeczy grzecznych i posłusznych - podkreśliła Nawojka Ciborska.
- Sytuacja jest poważna. Debata klimatyczna niestety jest bardzo mocno spłaszczona do konkretnych polityk i przepychanki, a bardzo ważne jest, aby pamiętać, że mimo wszystko rozmawiamy o gigantycznej katastrofie, największej katastrofie w historii ludzkości, jeśli chodzi o kwestie humanitarne, ale i gospodarcze oraz społeczne. Mówimy o miliardach ludzi, które umrą - zauważyła aktywistka z Ostatniego Pokolenia.
Jak dodała, powołując się na jedno z badań, wkrótce procent powierzchni lądów, gdzie średnia temperatura wynosi powyżej 29 stopni, może zwiększyć się z 1 do 19. - To są np. takie obszary jak Indie czy Indonezja, czyli najbardziej zaludnione miejsca na świecie. Często ludzie nie potrafią sobie wyobrazić, co to znaczy. A to znaczy, że od 1 do 3 miliardów ludzi w ciągu najbliższych 50 lat będzie narażona na śmierć z powodu żaru, temperatury, w której nie da się żyć. Ludzie będą musieli uciekać i będą musieli to robić w bardzo niebezpieczny sposób - wyjaśniła.
- Biorąc pod uwagę, że wiemy od lat 70., co to powoduje i co trzeba zrobić, a mimo to nasz rząd cały czas świadomie pogarsza tę sytuację i dąży do tego, rozwija paliwa kopalne, to ma znamiona ludobójstwa. Bo to jest świadome dążenie do tego, żeby ci ludzie znaleźli się w tej sytuacji, żeby musieli uciekać i żeby ginęli - stwierdziła.
Prof. Przemysław Sadura podkreślił, że "przekaz oparty na silnych emocjach działa intensywniej". - Z tego zresztą wywodzi się strategia przyjęta przez Ostatnie Pokolenie czy młodzieżowe ruchy klimatyczne. Tylko to jest broń obosieczna - zauważył.
- Przekazywanie trudnej, niewygodnej prawdy nie budzi sympatii - nie od tego są aktywiści klimatyczni, żeby być lubianymi i szacunek dla nich za to, co robią. To trochę takie chodzenie pod prąd, ale też zdobywanie rozpoznawalności: możemy budzić kontrowersje, możemy być niezrozumiani przez starsze pokolenia, które nie akceptują tych form protestów, ale przebijamy się do debaty publicznej, zwracamy na siebie uwagę. W jaki sposób osoby młode miałyby dostać przestrzeń w debacie publicznej? Musiałyby czekać na moment, kiedy zdobędą pozycję i zostaną uznanymi ekspertami. Nie ma na to czasu. Chodzi o to, żeby jak najszybciej wejść z tym przekazem i zmobilizować te osoby, które się da. Ale to oczywiście zniechęca innych - zaznaczył socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego i dodał:
Tak samo jest z populistami - muszą się liczyć z tym, że w pewnym momencie można grać strachem i zwiększać w ten sposób poparcie, ale czasem ta polityka strachu, niechęci, nienawiści obraca się przeciwko populistom. Wynik ostatnich wyborów parlamentarnych w Polsce to jest tego przykład. PiS kontynuowało politykę strachu, nienawiści, straszenia opozycją, Unią Europejską, podczas gdy opozycja swoją politykę przeplatała jednak polityką miłości i tym wygrała.