Dziennikarz TVN24 Wojciech Bojanowski został dzisiaj zatrzymany w Tajlandii, stało się to niedługo przed tym, gdy służby wydostały z jaskini ostatnich członków drużyny piłkarskiej.
Według tajlandzkiego dziennika "The Standard" Bojanowski miał używać drona w pobliżu jaskini. Richard Barrow, bloger, który na bieżąco śledzi i komentuje wydarzenia w Tajlandii, napisał, że w podobnych okolicznościach niedawno zatrzymano Taja, który latał dronem, gdy tuż obok startował helikopter.
O sprawę zapytaliśmy Cezarego Orzecha, eksperta lotniczego, rzecznika prasowego Górnośląskiego Towarzystwa Lotniczego. Według Orzecha nie chodzi raczej o względy bezpieczeństwa rozumiane dosłownie - zagrożenie ze strony bezzałogowca dla np. ratowników pracujących na ziemi - ale o możliwość ujawnienia tego, jak działają służby lub wojsko. - W sytuacji takiej, jaką mamy w Tajlandii, wszelkie działania, które mogłyby przeszkodzić lub ujawnić działania służb są niedopuszczalne - mówi w rozmowie z Gazeta.pl Cezary Orzech. - W Tajlandii, jak podejrzewam, wojsko przejęło kontrolę nad przestrzenią powietrzną na tym obszarze. Gdy przestrzeń powietrzna zostaje zamknięta, trzeba się do tego dostosować, to jest bardzo rygorystycznie przestrzegane na całym świecie - wyjaśnia ekspert.
Jak zauważa nasz rozmówca, podobne procedury są wdrażane chociażby w przypadku wizyty prezydenta Stanów Zjednoczonych. - Nad miejscem, gdzie znajduje się Air Force One, nie ma prawa przelecieć nikt w promieniu stu kilometrów - mówi Cezary Orzech.
Tajlandia. Akcja ratunkowa zakończona. Chłopcy i ich trener wyszli z jaskini po 18 dniach>>>
Sprawę zatrzymania Bojanowskiego potwierdził TVN24. Dziennikarz został szybko wypuszczony. "Widzę, że niewielkie nieporozumienie z moim udziałem wywołało duże zainteresowanie. Dziękuję za troskę ;) Wszystko w największym porządku - zapraszam na Fakty o 19, gdzie opowiemy o wielkim sukcesie akcji w jaskini" - napisał reporter.