Tradycja wzięła się od przekazu z Ewangelii według św. Mateusza, gdzie opisane jest zmartwychwstanie Jezusa. Strażnicy strzegący grobu, mieli "zadrżeć ze strachu przed Aniołem Pańskim, który pojawił się nagle i odsunął kamień, i stali jakby umarli". Stąd też przyjęto, że strażnicy upadli bez ruchu. Jest to też we fragmencie wielkanocnej pieśni: "Ziemia się trzęsie, straż się grobu miesza / Anioł zstępuje, niewiasty pociesza".
Właśnie z tych przekazów wzięła się tradycja "padania" przez strażaków z Ochotniczych Straży Pożarnych. Gdy pełnią wartę przy Grobie Pańskim, na wcześniej ustalone hasło z księdzem, bądź też w konkretnym momencie odśpiewywanej pieśni, padają na wznak, na bok, by oddać tamte wydarzenia. Następnie leżą bez ruchu. Od regionu i tradycji zależy, jak długo. Mogą czekać tak do momentu, aż z kościoła wyjdzie procesja, bądź też wstają na znak kapłana.
Często zdarza się, że inscenizacje idą dalej: strażacy, by lepiej wcielić się w rolę rzymskich żołnierzy, strażników, mają przy sobie halabardy czy piki, pojawiają się również toporki. Z tej tradycji znane są takie miejscowości jak Miejsce Piastowe (woj. podkarpackie), Lotyń, Skrzatusz (woj. wielkopolskie), Ustronie Morskie (woj. zachodniopomorskie), Krosnowice (woj. dolnośląskie), czy Czeska Wieś i Biała (woj. opolskie). W tym roku jako pierwsi "padaniem" pochwalili się strażacy OSP w Białej:
Od kilku lat w polskim internecie pojawiają się nagrania z tej tradycji, najgłośniejsze z nich pochodzą z Lotynia. Strażacy OSP w Lotyniu padają tam bowiem z halabardami, przed siebie, w ciasnym kościółku. Przygotowanie się do "sztuki" wymaga więc wcześniejszego treningu.
Z kolei w rozmowie z "Gościem Niedzielnym" Konrad Kopkiewicz z OSP w Lotyniu opisywał, że do tej wielkanocnej warty "jest kolejka". - Chłopaki może się nie biją, ale rezerwację robią z rocznym wyprzedzeniem - opowiadał naczelnik jednostki.
Strażacy z Miejsca Piastowego, także korzystający z halabard, opisali jeszcze przed Wielkanocą samą tradycję, a także zapewnili, że dbają o bezpieczeństwo nie tylko wiernych, ale i swoich kolegów. Zapowiedzieli też, że także w tym roku zamierzają kultywować coroczne "padanie".
Na dźwięk pierwszych słów intonowanej przez kapłana pieśni 'Wesoły nam dzień dziś nastał' strażacy gwałtownie i z wielkim hukiem upadają na ziemię, wyrzucając za siebie halabardy, hełmy i toporki i leżą tak bez ruchu aż do momentu, kiedy kapłani, orkiestra i wierni wyjdą z kościoła i uformują procesję. Dopiero, kiedy kościół jest pusty, obaj leżący wstają i dołączają do procesji
- opisują.
Strażacy wskazują, że owszem, w przeszłości, padano wielce teatralnie, a strażacy gubili swoje atrybuty:
Jak dowiadujemy się od naszych dziadków, pamiętają oni jak to toporki i halabardy po kościele latały, przez co można wywnioskować, że w ówczesnych czasach strażacy nie tylko padali przed zmartwychwstałym Jezusem, lecz także szeroko rozrzucali swój sprzęt strażacki po kościele. Tradycja głosi, że kto złapał strażacki atrybut lub został nim w jakiś sposób dotknięty to przynosiło mu to szczęście na cały rok. Obecnie, ze względów bezpieczeństwa, taki zwyczaj nie jest już praktykowany.