[go: up one dir, main page]

Rocznica powstania w getcie. "Nie wolno być biernym wobec zła". Przypominamy słowa Marka Edelmana

W 79. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim przypominamy słowa Marka Edelmana, jednego z przywódców, który przeżył powstańczy zryw. - Dla mnie obchody rocznicy powstania w getcie mają tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym - mówił Edelman.

79 lat temu, 19 kwietnia 1943 roku, w warszawskim getcie wybuchło powstanie kierowane przez żydowskie podziemne formacje zbrojne. Było odpowiedzią na rozpoczęcie przez Niemców akcji ostatecznej likwidacji getta, podjętej w ramach realizowanego przez nich planu zagłady europejskich Żydów. Przypominamy słowa Marka Edelmana, jednego z przywódców powstania w getcie. 

Zobacz wideo Tak przebiegało powstanie w getcie warszawskim

Marek Edelman o powstaniu w getcie i wojnie w Kosowie

"Nie wolno być biernym wobec zła. Obojętny świadek, który odwrócił głowę, też jest odpowiedzialny; na całe życie pozostanie skalany złem, którego starał się nie widzieć" - to jedne z najczęściej przytaczanych słów Marka Edelmana. W 1999 roku Edelman rozmawiał o powstaniu w getcie warszawskim z dziennikarką "Wyborczej" Joanną Szczęsną. 

- Kiedy skończyła się wojna, w której zginęło 40 mln ludzi, w tym 6 mln Żydów, pomyślałem: Europa tak się zhańbiła, że nic takiego nie może się już nigdy więcej powtórzyć. Tymczasem co się okazało? Wchodzimy w XXI wiek, a ludobójstwo z powodów ideologicznych i rasowych wcale nie zniknęło. Kambodża, Biafra, Somalia, Ruanda... Dziś w Kosowie, w samym sercu Europy, tej samej Europy, która patrzyła na zagładę Żydów, znów morduje się ludzi - mówił po latach od powstania w getcie Edelman.

Dla mnie obchody rocznicy powstania w getcie, mówienie o tym, ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym. Dlatego dla dobra nas samych nie powinniśmy patrzeć na dzisiejsze zbrodnie w milczeniu, tak jak patrzono przed laty na Holocaust. Musi powstać jakiś ruch, zdolny wymuszać na rządach demokratycznej, sytej Europy czynne przeciwstawianie się ludobójstwu i pomaganie ofiarom

- podkreślał Edelman. I przywołał "przywódców wolnego świata", Roosevelta i Churchilla, którzy nie potrafili zapobiec ludobójstwu. - Mówili, że kiedy wojna się zakończy, kiedy wygra demokracja, wszyscy, niezależnie od rasy, narodowości, religii, będą znów równi, wszyscy będą znów mogli czuć się ludźmi, a nie ściganą zwierzyną. Tylko że kiedy skończyła się wojna i wygrała demokracja, tych milionów ludzi, o których toczyła się walka, już nie było i nie mogli się cieszyć owocami pokoju - podkreślał Edelman, dodając, że obawia się, że to samo może stać się w Kosowie. 

- Że świat co prawda wygra wojnę w obronie Albańczyków, tylko że oni tego już nie doczekają - tłumaczył, dodając, że właśnie dlatego apelował do NATO o posłanie do Kosowa wojsk lądowych. - Uważam decyzję państw NATO o nalotach na Kosowo za moment przełomowy w dziejach świata. Po raz pierwszy w historii mamy do czynienia z wojną nie o terytorium, nie o wpływy, nie o surowce. Po raz pierwszy świat wypowiedział wojnę w obronie człowieka - podkreślał Edelman w 1999 roku. 

Więcej aktualnych wiadomości z kraju i świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

79. rocznica powstania w getcie warszawskim

Kiedy 19 kwietnia 1943 roku niemieckie oddziały wkroczyły na teren dzielnicy żydowskiej, aby przeprowadzić jej ostateczną likwidację, nieoczekiwanie trafiły na zbrojny opór zorganizowany przez Żydowską Organizację Bojową i Żydowski Związek Wojskowy. Nierówna i mordercza walka trwała cztery tygodnie, do 16 maja. Stanęło do niej - według różnych szacunków - od 700 do 2 tysięcy żydowskich bojowników wspieranych przez mieszkańców stolicy. Walczyli przeciwko dwóm tysiącom dobrze uzbrojonych niemieckich żołnierzy z oddziałów SS, Wehrmachtu, Policji Bezpieczeństwa oraz formacji pomocniczych. Poza starciami z powstańcami niemieckie oddziały szturmowe codzienne przeczesywały teren getta, poszukując miejsc, w których ukrywali się Żydzi. Odnalezione osoby były rozstrzeliwane lub transportowane do obozów. Przez cztery tygodnie Niemcy zrównali getto z ziemią, metodycznie paląc dom po domu.

Akcją całkowitego zniszczenia getta warszawskiego dowodził generał SS Juergen Stroop. Nakazał podpalanie wszystkich schronów, bunkrów i kryjówek. Zbrojny zryw mieszkańców getta rozpoczął się, gdy znajdowało się w nim - według raportu Stroopa - około 56 tysięcy Żydów. Około 6 tysięcy zginęło w walce i na skutek pożarów. Kolejne 7 tysięcy zostało zamordowanych przez Niemców na terenie getta w egzekucjach, tyle samo wysłano do niemieckiego obozu zagłady w Treblince. Pozostałą grupę około 36 tysięcy Żydów wywieziono do Auschwitz-Birkenau, Majdanka oraz innych niemieckich obozów zagłady.

8 maja samobójstwo popełnił przywódca powstania Mordechaj Anielewicz. Jego funkcję przejął Marek Edelman. Żydzi w małych, rozproszonych grupach walczyli do 16 maja 1943 roku. Tego dnia Niemcy ogłosili koniec akcji pacyfikacyjnej i - na znak ostatecznego zniszczenia getta warszawskiego - wysadzili w powietrze Wielką Synagogę na Tłomackiem. Ładunki wybuchowe osobiście odpalił Juergen Stroop.

Kolejne rocznice wybuchu powstania w warszawskim getcie symbolicznie upamiętniają żółte żonkile. W książce Hanny Krall "Zdążyć przed Panem Bogiem" Marek Edelman (zmarł w 2009) wspominał, jak co roku, 19 kwietnia, składał bukiet tych kwiatów pod Pomnikiem Bohaterów Getta na Muranowie. Mówił też, że tego dnia otrzymywał takie kwiaty od anonimowej osoby. To dlatego żółte żonkile, jako symbol szacunku i pamięci, są rozdawane 19 kwietnia przez wolontariuszy na ulicach polskich miast.

Więcej o: