Były już ksiądz Janusz K. przed laty nawiązał romans z nastoletnią uczennicą, a następnie przez wiele lat był z nią w związku. K. skończył seminarium duchowne w Tarnowie (woj. małopolskie), tam też został wyświęcony i przez lata pracował w parafiach w Nowym Wiśniczu i Bochni. Młoda kobieta zaszła w ciążę, ale poroniła, później para usiłowała doprowadzić do urodzenia dziecka poprzez metodę in vitro. Duchowny w międzyczasie stał się biskupem, na jakiś czas zrezygnował nawet ze swoich funkcji i zamieszkał z kobietą, jednak po jakimś czasie zostawił ją i wrócił do duszpasterstwa. Kobieta alarmowała władze Kościoła, jednak sprawa długo pozostała bez odzewu. Dopiero po publikacji księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego duchownego przeniesiono w stan świecki. Teraz były ksiądz pracuje w Komendzie Głównej SOK.
Były biskup Janusz K. pracuje w Komendzie Głównej Straży Ochrony Kolei w Warszawie od października 2021 roku. Zajmuje się tam ochroną danych osobowych, a także archiwum - informował Onet. Dziennikarz portalu Marcin Wyrwał próbował skontaktować się z byłym biskupem, by porozmawiać o jego pracy, jednak ten odmówił udzielenia jakiegokolwiek komentarza. Odesłał go do rzecznika Straży Ochrony Kolei.
Dziennikarz przesłał pytania dotyczące stanowiska K. i usiłował dowiedzieć się, jakie kwalifikacje do takiej pracy ma były duchowny. Rzecznik odpowiedział, że mężczyzna został zatrudniony zgodnie z procedurą rekrutacyjną, która obowiązuje w PKP Polskie Linie Kolejowe S.A. Co z kwalifikacjami? Na tę informację rzecznik nie chciał odpowiedzieć. Jak napisał, "pracodawca nie jest uprawniony do upubliczniania danych, które pozyskał w związku z rekrutacją i zatrudnieniem pracownika".
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Na pytanie o wpływ kariery kościelnej K. na proces jego zatrudnienia rzecznik odpowiedział, że pracodawca nie ma prawa żądać od uczestnika rekrutacji innych informacji niż te wyodrębnione w katalogu związanym ze stanowiskiem, ponieważ stanowiłoby to naruszenie dóbr osobistych. Jeden z pracowników formacji zdradził dziennikarzowi natomiast, że historia byłego księdza jest powszechnie znana wśród pracowników i stanowi główny temat rozmów od momentu jego pojawienia się na komendzie.
Sprawa biskupa Janusza K. ujrzała światło dzienne w maju 2016 roku, kiedy to ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski opisał ją na swoim blogu (bez podania nazwiska duchownego). Jak się okazało, K. nawiązał romans z uczennicą jeszcze w latach 90. Był z nią w związku przez kilkanaście lat. W międzyczasie rozwijał swoją kościelną karierę. W 1999 roku dobrowolnie zgłosił się do podjęcia pracy w Kazachstanie. W 2006 roku został wyniesiony do godności biskupiej przez papieża Benedykta XVI. W 2011 roku został biskupem Karagandy - opisywała "Gazeta Krakowska".
Jednocześnie duchowny kontynuował swój związek z młodą kobietą. Ta zaszła w ciążę, jednak poroniła. Wówczas oboje podjęli decyzję o zapłodnieniu in vitro. Janusz K. obiecał też kobiecie, że zawrze z nią związek, zrezygnował z funkcji biskupa i wrócił do Polski. Zamieszkali razem, kupili nawet obrączki, ale po jakimś czasie duchowny wrócił do Kazachstanu. Choć zrezygnował ze swojej funkcji, nie odebrano mu uprawnień duszpasterskich, dlatego kontynuował swoją kościelną działalność.
Kobieta nadal chciała urodzić dzieci metodą in vitro. Potrzebowała jednak zgody K. na wykorzystanie zarodków, ten natomiast jej odmawiał. W końcu zdecydowała się na ujawnienie sprawy - skontaktowała się z Watykanem i wysokimi urzędnikami kościelnymi w Polsce. Bezskutecznie. Dopiero po opisaniu historii przez ks. Isakowicza-Zaleskiego i presji mediów Janusz K. został przeniesiony do stanu świeckiego przez papieża Franciszka - opisywał portal wiadomości.dziennik.pl.